Zostawiłem serial Doom Patrol na całe dwa tygodnie - to był z mojej strony potężny błąd, przepraszam. Biję się w pierś i w swój zakuty niczym u Robotmana łeb. Składa się bowiem tak, że ostatnie odsłony serii to prawdziwy majstersztyk fabularny i realizacyjny, jakiś niewiarygodny powiew świeżości w telewizyjnym świecie herosów. Bohaterowie przestali nas bombardować czającymi się na każdym kroku odwołaniami do swojej przeszłości, w historię jak nóż w masło wchodzi Flex Mentallo, a Pan Nikt na ekranie przechodzi już samego siebie. I twórcy, i protagoniści są tak samoświadomi, że główny złoczyńca paraduje w bryczesach, dresie i baseballowej czapce, by chwilę później podpalić plakat produkcji. Do mordobicia dobra ze złem co prawda nie dochodzi, jednak starcie z antagonistą jest tak wielowymiarowe, że nawet najbardziej wymagający widzowie powinni być na tym polu zadowoleni. W jednej chwili wszystkie wcześniejsze dygresje narracyjne zaczynają się sprawnie zazębiać, a tytułowa drużyna z bandy świrów zamienia się w pierwszą linię frontu w walce z gigantycznym robotem. Dodajcie jeszcze do tego wszystkiego zbiorowy orgazm na Ulicy Danny, a sami dojdziecie do wniosku, że Doom Patrol to serial jedyny w swoim rodzaju - aż szkoda, że 1. sezon dobiega już końca. 
fot. DC Universe
+5 więcej
W odcinku Flex Patrol konwencja absurdu i groteski wybrzmiewa jeszcze na pełnej mocy, przy czym jej główne zadanie to ustawienie podwalin pod nadchodzącą potyczkę herosów z Panem Nikt. Sam Mentallo, w przeszłości więziony i torturowany przez Biuro Normalności, pasuje jak ulał do ekranowego korowodu świrów. Naznaczony traumami, nie może sobie przypomnieć, kim właściwie jest, a jego tragiczne wspomnienia doskonale kontrastują z przygłupim w swej formie sposobem bycia. Wcielający się w tę rolę Devan Long dostaje szanse na pokazanie całego spektrum aktorskich umiejętności i z tego zadania wywiązuje się znakomicie. W żadnym momencie nie szarżuje, a jednak i tak podbija serca odbiorców w ekspresowym tempie, głównie za sprawą prostolinijności i tragizmu, które wkomponował w swoją postać. Świetnie działają również budowane tu naprędce przemiany członków Doom Patrol, którzy sami siebie wyrywają z ekranowej stagnacji i decydują się działać - impuls na tym polu dostarcza Rita, choć przecież relacje Cyborga z systemem Grid czy Larry'ego z negatywnym duchem prezentują się równie dobrze. Tę odsłonę serii ostatecznie zdobędzie jednak Pan Nikt. Portretujący go Alan Tudyk idzie na całego: w końcową sekwencję wchodzi na pełnym gazie, by głosem narratora obwieścić światu, że po 13 odcinkach marazmu ostatecznie nadszedł czas na serial superbohaterski. Co tu dużo mówić - aktor w tej roli jest fenomenalny, kapitalnie łącząc złowrogą naturę antagonisty z jego humorystycznym emploi.  Jeszcze lepiej jest w Penultimate Patrol, odcinku, który wymyka się jakiejkolwiek próbie kategoryzacji fabularnej. Na ekranie tańczą bowiem ze sobą przeróżne konwencje, od superbohaterskiej jatki przez doskonale rozpisane odwołanie do przeszłości Pana Nikt po wejście na metapoziom narracyjny, w ramach którego złoczyńca i bohaterowie walczą na tworzenie własnej opowieści. Jest tu tak osobliwie, że zanim przeniesiemy się w tajemniczy wymiar nazywany Białą Przestrzenią, zobaczymy, jak wszystkie postacie na Ulicy Danny zatracają się w seksualnym uniesieniu. Niby poważnie, niby podniośle, ale gdy Flex rozładuje sytuację przez uwagę na temat napięcia nie tych mięśni, co trzeba, znów trafi nas salwa absurdu. Po tym wystrzale będzie nam łatwiej odnaleźć się w meandrach genezy Pana Nikt tudzież pętli czasowej, w której nasi bohaterowie już pod okiem Szefa będą nieustannie ginąć w trakcie potyczki z mocno przerośniętym robotem. Co jest tu prawdą, a co tylko iluzją? Odpowiedź ostatecznie poznamy, jednak w drodze do tego punktu widz będzie mógł wraz z bohaterami bawić się narracją, która jest tu poprowadzona w taki sposób, jakbyśmy próbowali gonić króliczka - ten raz po raz będzie wymykał się naszym zdolnościom poznawczym. Co więcej, na samym końcu tej dziwacznej wędrówki czeka na nas twist fabularny o ogromnej mocy sprawczej; zwróćcie uwagę na to, jak kapitalnie kamera w czasie wyznania Szefa dostrzega stojącego tuż za nim Pana Nikt. Detal, ale to właśnie w nich zdaje się tkwić główny antagonista.  Bodajże najciekawsze w Doom Patrol jest to, w jak umiejętny sposób twórcy pozornie banalną opowieść o superbohaterach-świrusach zamienili w prawdopodobnie najlepiej działającą w telewizyjnym świecie trykociarzy zabawę narracją (w moim odczuciu na tym polu równie dobrze radzi sobie Legion). To przecież w końcu opowieść w opowieści, niemożliwy do klasyfikacji strumień dygresji i wzajemnych powiązań poszczególnych wątków, który w dodatku chce burzyć czwartą ścianę i prowadzić dialog z widzem. Takie podejście jest niezwykle ożywcze i pozwala uwierzyć, że na platformie DC Universe odnajdziemy jeszcze niejedną niespodziankę. Już jutro Doom Patrol pożegnamy, a 1. sezon produkcji dobiegnie końca. Skoro jednak w tytule finałowego odcinka tej odsłony serii rozpycha się karaluch Ezekiel, to bądźmy pewni, że wióry będą lecieć. Odbyliśmy długą podróż, od zadu osła po insekta robiącego tu za proroka nadchodzącej zagłady. Takich ekranowych objazdówek powinniśmy sobie życzyć jak najwięcej. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj