Kiedy racjonalny świat się rozpada, do akcji wkracza Doom Patrol. Świat odwrócił się od nich plecami. Poznali obłęd oraz delirium i tylko oni są w stanie działać, gdy rzeczywistość ugina się pod ciężarem surrealistycznego absurdu.
Doom Patrol został stworzony w latach sześćdziesiątych przez wizjonerski duet scenarzysty Arnolda Drake’a i rysownika Bruno Premianiego. Była to osobliwa seria podszywająca się pod komiks o herosach w trykotach. W skład grupy wchodzili przecież osobnicy znacznie różniący się od obowiązujących wówczas standardów superbohaterskich. Na przestrzeni lat seria była porzucana i tymczasowo wznawiana. Dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych odżyła na nowo. Wszystko to dzięki Grantowi Morrisonowi, który został nowym kapitanem statku pod tytułem Doom Patrol.
Grant Morrison biorąc na widelec nowy projekt, był już uznanym twórcą. Miał przecież na koncie wybitny Azyl Arkham, który ugruntował jego pozycję w komiksowym światku. Morrison wyrobił sobie renomę autora nieszablonowego i taki miał być nowy Doom Patrol. Artysta był fanem oryginalnej serii, jednak postanowił podejść do nowych opowieści w sposób autorski. Część drużyny Doom Patrol opuściła więc ziemski padół, inni przeszli całkowite metamorfozy. Powstały skład był mieszanką nowego i starego, ale kluczem do sukcesu okazało się jednak coś innego.
Część ekipy znamy oczywiście z serialowej historii, ale przedstawmy ich jeszcze raz. Robot Man to były rajdowiec, a teraz ludzki mózg w wielkim robocie. Crazy Jane ma kilkadziesiąt osobowości obdarzonych unikatowymi umiejętnościami. Rebis to połączenie trzech bytów – kobiety, mężczyzny i negatywnego ducha. Dorothy Spinner jest młodą kobietą o fizjonomii małpy, a Joshua Clay całkiem zwykłym mężczyzną obdarzonym klasycznymi superbohaterskimi mocami. Nad wszystkimi czuwa oczywiście Szef - Niles Caulder. Doom Patrol Granta Morrisona wprowadza nas w rozpoczętą już historię, lecz szybko trafia na zupełnie nowe tory. Według wielu znawców sztuki komiksowej historie z tej serii to jedne z najbardziej oryginalnych i nieszablonowych opowieści obrazkowych, jakie kiedykolwiek powstały. Gdzie kryje się ich fenomen?
Kluczem do zrozumienia Doom Patrol Morrisona są słowa autora o tym, że myśląc o nowej grupie, chciał stworzyć coś, co będzie stało w kontraście do standardów obowiązujących w ówczesnych opowieściach o superbohaterskich drużynach. Autor nie chciał kolejnych X-Men. Jego celem było wprowadzenie nowego podejścia w tej dziedzinie. Pragnął stworzyć coś na kształt dysfunkcyjnej rodziny, której relacje nie mają nic wspólnego ze związkami pomiędzy superbohaterami w klasycznych komiksach. W ślad za tym, jego postacie posiadały więcej wad niż zalet. Przywary zamiast atutów, słabości w miejsce siły. Wszystko to nie zostało jednak pokazane z powagą godną największych superbohaterskich dekonstruktorów. W Doom Patrol Granta Morrisona nikt nie rozwodzi się nad kondycją psychiczną herosów. Nikt nie kwestionuje ich moralności. Nasi bohaterowie błądzą jak pijane dzieci we mgle, miotani wichrami absurdu od jednego surrealistycznego wydarzenia, do drugiego. Są niczym liść na wietrze, który nie ma wpływu na swój los. Świeżość takiego podejścia jest widoczna już od pierwszych stron komiksu.
Ci, którzy znają twórczość Granta Morrisona, a w szczególności Azyl Arkham, wiedzą że lubuje się on we wszelkiego rodzaju symbolizmie. Polskie wydanie opowieści o Nietoperzu w przybytku dla obłąkanych zawiera scenariusz komiksu, wraz z przypisami autora. Czytając je, można poznać sposób myślenia artysty, jego fascynacje, cele i obsesje. Lektura Doom Patrol jest dużo bardziej satysfakcjonująca, jeśli będziemy świadomi, że pod większością obrazów i linii dialogowych kryje się jakieś znaczenie. Nieważne czy jest to nawiązanie do popowej piosenki czy głęboko zawoalowana antropologiczna parabola. Morrison kocha takie zabawy z czytelnikiem i często robi to w sposób zrozumiały tylko dla niego. Tak właśnie działa Doom Patrol. Komiks jest pełen odniesień. Symbolizm rzuca się w oczy na każdym kroku. W połączeniu z wszechobecnym surrealizmem daje to intrygującą mieszankę.
Grant Morrison w Doom Patrol niczym Alejandro Jodorowsky w swojej psychomagicznej twórczości zabiera nas w surrealistyczną podróż. Zaczynamy w nieistniejącym mieście Orqwith, pełnym niebezpiecznych Nożycoludzi. Następnie przenosimy się do domu, który zbudował Jack, gdzie szalony „Niby-bóg” przygotowuje się do zaślubin. To jednak nie koniec podróży. Kolejny przystanek mamy w Paryżu, a raczej w obrazie, który zjadł Paryż. Tam, znany nam skądinąd Pan Nikt toczy bezsensowną i absurdalną rozgrywkę z samym sobą. Dalej zawitamy w jaźni Szalonej Jane, spotkamy ponownie Antystwórcę i Willoughby’a Kiplinga oraz zobaczymy, co stanie się z ciałem Robot Mana pod nieobecność mózgu Cliffa Steele’a.
Surrealizm Doom Patrol nie ma nic wspólnego z tym, w jaki sposób współczesna popkultura podchodzi do tego zagadnienia. Wizja artystyczna autora jest doskonale zobrazowana przez rysowników, a w szczególności przez Richarda Case’a. Dzięki niesamowitej wyobraźni tego tandemu dostajemy osobliwy zestaw abstrakcyjnych wizji, absurdalnych rozwiązań fabularnych i symboli, które tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Przeglądając strony komiksu, odnosimy wrażenie, że oto obcujemy ze sztuką w najczystszej formie – całkowicie wolną, nieskrępowaną i przede wszystkim samoświadomą. Chaos potrafi być kreatywny – scenarzysta i rysownicy udowadniają, że w sztuce zasady są zbędne. Warto dodać, że swoje pięć groszy do Doom Patrol dołożył również Simon Bisley, który był odpowiedzialny za część okładek do tej serii.
Współczesna superbohaterska opowieść koncentruje się na herosach ratujących świat. Doom Patrol zostaje wrzucony (często wbrew swojej roli) do racjonalnej rzeczywistości, która właśnie się rozpada. Tam, gdzie Superman drapie się po głowie, zadając pytanie, o co właściwie tu chodzi, Doom Patrol jedzie na pełnym gazie. Ich domeną jest szaleństwo. Najlepiej działają wtedy, gdy logika nie istnieje. To dorzeczność krępuje ich ruchy. Wydany właśnie w Polsce album będzie twardym orzechem do zgryzienia dla współczesnych zjadaczy popkultury, a wielką gratką dla ludzi szukających w sztuce mniej szablonowych form i treści. Na pewno znajdą tutaj coś dla siebie fani Jodorowsky’ego, Tanguya, Szukalskiego, Švankmajera, braci Quay czy wczesnego Terry’ego Gilliama. W Polsce ukazał się właśnie pierwszy album z trzytomowego wydania wszystkich komiksów z serii ze scenariuszem Granta Morrisona. Kolejne surrealistyczne przygody już niedługo!