Double World to historia dość prosta, rzec można pretekstowa. Mamy więc krainę, w której dwa królestwa toczą ze sobą nieustanne boje. Zbliża się nowa wojna, więc królestwo z Południa pod wpływem machinacji tych z Północy organizuje turniej dla najlepszych wojowników z różnych klanów. Zwycięzca zostanie komendantem armii i poprowadzi ją do walki. Wbrew pozorom nie jest to batalistyczna superprodukcja oparta na bitwach, ale raczej fantasy, może nawet trochę baśń o przygodowym sznycie. Każdy z bohaterów w podstawowej grupie wojowników ma motywacje, które trochę przepełniają całą opowieść. Jeden szuka swojego prawdziwego pochodzenia, drugi zemsty, a trzecia chce udowodnić coś sobie. Szybko się więc okazuje, że nie mamy tutaj postaci dość wyrazistych, charyzmatycznych czy nawet ponadprzeciętnie zagranych. W jakimś stopniu są to archetypy mocno wpisane w gatunek i odpowiednio spełniające zamierzone role, więc to jednocześnie wymaga od widza większego dystansu, bo przez taką konstrukcję postaci i fabuły ta historia fantasy bardziej kieruje się w stronę przygodowej baśni. Trudno do końca krytykować takie podejście, gdy w dużej mierze spełnia pokładane obietnice. Problem Double World pojawia się w momencie, gdy dostrzeżemy trochę irytujące trendy obecne we współczesnym rozrywkowym kinie chińskim. Chodzi o przesadną, wręcz kiczowatą ckliwość w scenach docelowo emocjonalnych. W tym przypadku mamy diabelnie przekombinowaną śmierć jednej z głównych postaci, cały wątek niewolnicy z Północy i motywację zemsty jednego z głównych wojowników. Widzimy, że robi się w takich scenach dziwnie sentymentalnie, sztucznie i zamiast dostarczać emocji, wywołać to może jedynie zażenowanie. I bynajmniej nie jest to specyfika kulturowa, bo tego typu dziwny trend pojawił się w ostatnich latach, a wcześniej kino chińskie przeważnie nie wchodziło na takie rejony. Jednocześnie jednak czasem można odnieść wrażenie, że choć odrobinę może to być inspirowane gatunkiem chińskiej fantastyki, bo jeśli ktoś wspomni poetyckie kino wuxia z dawnych lat, dostrzeże określone paralele. Prawda jednak dość prosta: to jest tylko i wyłącznie kiepska scenariuszowa robota (czasem zachowania postaci są wręcz kuriozalnie banalne) i brak wyczucia. A to dziwne, bo Teddy Chan choćby w Strażnikach i zabójcach pokazał, że ma rękę do dobrego prowadzenia tego typu motywów. Jestem przekonany, że niektórych widzów one zniechęcą. Gdy jednak przychodzi do akcji, przygody i walk, Double World dostarcza przyzwoitych wrażeń, dla których warto ten film obejrzeć. Co prawda czasem jest to mocno oparte na gatunku (bywa, że grawitacja nie jest respektowana w 100%), ale w większości mamy efektowne sceny, dużo ciekawych pomysłów i zaskakująco udane efekty specjalne. Przez lata chińskie superprodukcje goniły Hollywood, ale miały problem z jakością CGI - wyglądało to zawsze sztucznie, jak z taniej gry z początku lat dwutysięcznych. Double World ma budżet 43 mln dolarów i widać, że dobrze wykorzystano te pieniądze. Ogromne skorpiony, gigantyczny wąż w koronie, zabójczy niedźwiedź ochroniarz czy choćby arena turnieju wyglądają dobrze, efekciarsko, są dopracowane. Dzięki temu, gdy dochodzi do akcji, walk i tworzenia widowiska, Double World staje się rozrywką, która pozwala na imersję ze światem przedstawionym. Jest ciekawie, przyjemnie i jakościowo satysfakcjonująco. Oczywiście nie jest idealnie i są sceny lekko rażące sztucznością (zwłaszcza w kulminacji), więc da się odczuć nierówność, ale kino chińskie idzie coraz bardziej w kierunku jakości. Dzięki temu każda kolejna produkcja będzie wyglądać lepiej. A to przy tak niskim budżecie wygląda nadspodziewanie dobrze. Double World jest filmem prostym, czasem nawet za bardzo, gdy przyjrzymy się konstrukcji historii, scenariuszowi i bohaterom, ale spełnia swoją rolę. Jest jak taki hollywoodzki odmóżdżacz - ma dostarczyć rozrywki, efektów i akcji. A ten jest całkiem przyjemny na jeden raz.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj