Nie tylko Wszechmocny Beerus, ale i sami widzowie śledzący "Dragon Ball Super" doczekali się w końcu pojawienia się na scenie Boskiego Super Saiyanina. Co prawda nie pod postacią nowego bohatera, bo w osobie znanego nam wszystkim poczciwego Son Goku, ale takiego rezultatu można się było spodziewać. Komu jak komu, ale najpotężniejsza forma Saiyanina przysługuje bez cienia wątpliwości naszemu bohaterowi. Bez większych ceregieli oraz w celu uspokojenia już mocno zniecierpliwionego Boga Zniszczenia Goku stanął w końcu do walki z najstraszniejszą istotą wszechświata. Wyniku tego pojedynku z pewnością nie poznany jeszcze przez kilka odcinków. Scenarzyści spod szyldu dragonballowego anime zawsze lubili przeciągać epizody poświęcone walce jak (klasyczne już) masło rozciągnięte na zbyt długiej kromce chleba. Czy i tym razem o losach Ziemi zdecyduje kolejne dwadzieścia odcinków? Niekoniecznie. Dostrzec można, że bitwa pomiędzy Boskim Super Saiyaninem a Bogiem Zniszczenia to bardziej sparing niż kolejny bój o życie Ziemian. Tak, Beerus zapowiedział, że w razie wygranej unicestwi Błękitną Planetę, lecz obserwując jego zmiany nastrojów i upodobanie do dobrej kuchni, raczej śpię snem spokojnym o losy animowanej Ziemi. [video-browser playlist="721768" suggest=""] Sceny (czy też ich brak), w których Goku nie zdobywa nawet na kilka minut zupełnej przewagi nad przeciwnikiem, odzierają "Dragon Ball Super" z pewnej nostalgicznej monotonii uniwersum "DB". Widać, że obaj wojownicy czerpią wielką przyjemność z tego pojedynku – Beerus ma w końcu godnego przeciwnika, a Goku, jak dziecko otrzymujące nową zabawkę, bawi się swoimi mocami. Tym samym nie można tego w pełni traktować jako walkę na śmierć i życie nie tylko Goku, ale i wszystkich Ziemian. Zagrożenie, które zawsze gdzieś tam towarzyszyło wszystkim jego walkom, tutaj zostało usunięte na naprawdę daleki plan. Ponadto odnoszę wrażenie, że twórcy za wszelką cenę starają się podtrzymać swobodny klimat panujący w pełnometrażówkach "Dragon Ball". Wśród bohaterów - pomimo oczywistych zmian nastrojów w wyniku obserwowania „boskiej” potyczki - nadal panuje dosyć spokojna, by nie powiedzieć luźna atmosfera. Przez to nowa seria anime staje się bardziej przedłużeniem żywotności kinowych wersji "Dragon Balla" aniżeli kontynuacją wspaniałego serialu. Nie da się także ukryć, że najnowszy odcinek nie był zbytnio emocjonujący jak na zaprezentowaną fabułę. Walka, mimo iż ciekawa i zabarwiona niezłym humorem, nie oddaje klimatu poprzednich bitew stoczonych przez Goku. Można to oczywiście zwalić na barki całkiem nowej kategorii, w jakiej porusza się postać Czcigodnego Beerusa, i jego nieograniczonej mocy, ale bardziej skłaniam się ku zbyt pospiesznemu i nieco nieprzemyślanemu scenariuszowi. Dodatkowo wciąż jesteśmy narażeni na niekompetencję sztabu grafików, którzy do rozrysowania drugich planów wykorzystują zapewne dzieci z podstawówki. Beerus już dawno straciłby cierpliwość! Reasumując -  w tym tygodniu można się złapać na sympatyzowaniu z gangiem Pilafa w ostatnim ujęciu tegoż epizodu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj