Finał zemsty Złotego Freezera nadszedł niespodziewanie - nie tylko dla samego zainteresowanego, lecz również dla widzów przed ekranami. Twórcy rekompensują jednak utratę jednego wątku rozpoczęciem nowego, który może okazać się najciekawszym w jak dotąd prezentowanej serii Dragon Ball Super.
Uprzednie lata zahartowały fanów
Dragon Ball w ogromne pokłady cierpliwości. Kiedy w poszczególnych odcinkach pięści szły w ruch i rozpoczynała się walka z następnym arcywrogiem wojowników Z, był to sygnał, aby na dany wątek poświęcić dobrych parę godzin. W przypadku zemsty Złotego Freezera również nastawiałam się na pojedynek, który ze zmiennym szczęściem w końcu wygra nasz bohater, lecz wielkiego finału – choć efektownego – spodziewałam się dopiera za kilka odcinków. Przyspieszenie to sprawia, iż wątek zmartwychwstałego nemezis zamienia się jedynie w nieznaczny występ gościnny. Poza okazałym wyglądem nowa wersja Freezera nie zasługuje na większą uwagę. Jedyny fakt godny zapamiętania to szybka utrata sił na rzecz osiągnięcia perfekcyjnej formy przemiany. W rezultacie Złoty Freezer staje się jedynie zapychaczem czasu i tłem dla ukazania ewolucji mocy Goku i Vegety w Boskich Super Saiyan.
Niemniej jednak 27. odcinek
Dragon Ball Super zapewnia sporą dawkę emocji. Większość widzów pewnie zaskoczył nieoczekiwany ruch ze strony Freezera, który dosłownie roztrzaskał Ziemię na bilion maleńkich kawałków. Jego zdesperowany gest nadał temu epizodowi całkiem nowy ton. Jak się okazało, łatwo można było odwrócić ten nieszczęsny proces, a odpowiedź na miliard pytań, które pojawiły się w mojej głowie, była prosta i w sumie satysfakcjonująca. Jednocześnie poznaliśmy nowe umiejętności enigmatycznego Whisa, którego z odcinka na odcinek cenię sobie coraz bardziej. Jego moc zdaje się nie mieć granic. I chociaż do końca liczyłam na to, iż właśnie Vegeta zada ostateczny cios Freezerowi, to jednak cieszę się, że twórcy nie pominęli jego roli w pokonaniu wroga, a on sam zdołał bez szemrania zaakceptować pomoc, jakiej udzielił mu Son Goku. Świadczy to pozytywnie o nim i o jego zmianie charakteru.
No url
Epilog tegoż odcinka ponownie wprowadza atmosferę sielskości. Dla doświadczonych odbiorców oznacza to, iż przyszedł czas na kilka spokojnych wątków. Miło mi jednak oznajmić, iż twórcy już w następnym odcinku postanawiają wykorzystać antenowy czas na zaprezentowanie nowej historii. Champa, bóg zniszczenia 6. Wszechświata, przybywa do Beerusa z dosyć atrakcyjną propozycją, która nie tylko kusi naszego kociego boga, lecz również daje widzom nadzieję na bardzo interesujące rozwinięcie fabuły
Dragon Ball Super. W 28. odcinku otrzymujemy parę ciekawostek z dragonballowego uniwersum. Geneza Smoczych Kul zostaje nieznacznie bardziej sklaryfikowana, nie odzierając ich jednak z mistycznej tajemnicy. Mieliśmy także okazję przyjrzeć się bliżej postaciom Champy i jego wiernej służki, Vados. Ta parka może namieszać równie intensywnie w uniwersum
Dragon Ball co niesamowici Beerus i Whis. Poza tym warto zwrócić uwagę, że napięta atmosfera, która panuje pomiędzy boskimi bliźniakami, może być źródłem wielu gagów sytuacyjnych – ową tezę potwierdza wszak omawiany epizod. Jeszcze bardziej interesująca staje się propozycja Champy, która zapewni nam kilka wspaniałych odcinków nawiązujących do tradycji turniejów sztuk walki (a przynajmniej mam szczerą nadzieję, iż zostanie to poprowadzone w tym kierunku).
Poprawność graficzną
Dragon Ball Super można rozrysować na podstawie sinusoidy. Kiedy mamy nadzieję, że nieudolność pracy grafików uległa poprawie, znowu zaskakują nas oni swoją niekompetencją. Tło dla walki Vegety ze Złotym Freezerem jest tylko dekoracją – zapomnianym obrazem, naprędce rzuconym na ekran. Wizualizacja jeziora to prawdziwa bolączka 27. odcinka, a eksplozja Ziemi razi sztucznością (biorąc pod uwagę kondycję współczesnego anime oraz wcześniejsze dokonania twórców przy okazji
Doragon bôru Z). Grafika
Dragon Ball Super zdecydowanie lepiej sprawdza się w zamkniętych przestrzeniach. Podczas sceny podejmowania Champy przez Beerusa w 28. odcinku detale wydają się bardziej dopracowane, a scenografia nie razi komputerową fuszerką. Szkoda, że tak zabawny sezon, który stara się wypłynąć na powierznię poprzez intrygującą historię, traci połowę swojej wartości przez techniczne niedopieszczenie. Miejmy nadzieję, iż pozytywna energia, jaką emanuje sobą każdy odcinek, nie zaniknie przez wspomniane wady. Jak dotąd jest naprawdę dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h