Z Driftland: The Magic Revival miałem okazję zapoznać się na ubiegłorocznym Poznań Game Arena przez około 20 minut. Teraz spędziłem z tym tytułem więcej czasu. Jak wypada gra od studia Star Drifters?
Komiksy o Spider-Manie od lat starają się nauczyć nas, że “z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”. Niestety, słowa te nie dotarły najwyraźniej do toczących wojnę starożytnych magów z
Driftland: The Magic Revival. Ich konflikt doprowadził do zniszczenia świata i podzielenia go na pomniejsze, dryfujące w powietrzu wysepki. Po latach pojawia się nowe źródło magii, dzięki któremu ponownie rodzą się magowie, a w jednego z nich wcielają się gracze.
Przedstawiona w grze historia nie jest przesadnie interesująca i trudno nie odnieść wrażenia, że stanowi raczej tło dla rozgrywki. Wrażenie to potęguje dodatkowo fakt, że próżno szukać tutaj fabularnych scenek i przerywników. Najistotniejsze informacje poznajemy z tekstowych opisów, które pojawiają się przed rozpoczęciem kolejnych zadań, a także w formie dialogów podczas samych misji. Kampanię podzielono na cztery części, z czego na ten moment dostępne są trzy z nich – w jednej pokierujemy ludźmi, w drugiej mrocznymi elfami, w trzeciej zaś krasnoludami. Z czasem ma zostać dodana także kampania dzikich elfów. Szkoda tylko, że poszczególne rasy nie są nieco bardziej zróżnicowane pod kątem dostępnych budowli, jednostek i zaklęć. Różnice w większości przypadków są tu jedynie kosmetyczne – budynki i bohaterowie wyglądają i nazywają się inaczej, ale funkcjonują w ten sam sposób.
Kolejne fabularne zadania oferują stopniowo rosnący poziom trudności, a także inne cele, które musimy spełnić – czasami jest to eksploracja okolicznych wysepek, innym razem walka z wrogimi nacjami. Wszystko to dobrze sprawdza się jako rozbudowany samouczek, dzięki któremu będziemy mogli bez większych problemów przejść do rozgrywania pojedynczych scenariuszy z wybranymi przez nas kryteriami, a także do rozgrywek w sieci – bo i takiej opcji tutaj nie zabrakło.
Sama zabawa w
Driftland: The Magic Revival została przez twórców bardzo dobrze przemyślana. Na pozór wydaje się, że jest to typowa strategia czasu rzeczywistego, ale wystarczy spędzić z tym tytułem zaledwie kilkanaście minut i zaczyna się odkrywać ciekawe i nietypowe mechaniki. Najistotniejszy jest tu fakt, że nad jednostkami nie mamy bezpośredniej kontroli. Nie możemy więc zaznaczyć naszych żołnierzy i wysłać ich do zlikwidowania naszych oponentów czy też dzielić armii na mniejsze oddziały. Zamiast tego dzieło studia Star Drifters wykorzystuje system flag, którymi oznaczamy interesujące nas miejsca, wydając tym samym rozkazy naszym poddanym. Do tego dochodzi też możliwość zwiększania priorytetu danej aktywności, jednak wymaga to przeznaczenia na ten cel dodatkowego złota.
To rozwiązanie, do którego trzeba się przyzwyczaić (szczególnie jeśli tak jak ja spędziliście lata, grając w
Warcrafta 3), jest po pewnym czasie bardzo naturalne, intuicyjne i wyjątkowo komfortowe. W ten sposób zarządza się tu niemal wszystkim – flagi wykorzystywane są więc m.in. do oznaczania celów do eksploracji, badania terenu pod kątem zasobności w surowce, a także atakowania nieprzyjaciół. I w zasadzie przyczepić mogę się jedynie do tego ostatniego, bo tylko tam momentami przeszkadzał mi brak jakichś szybkich opcji pozwalających na błyskawiczne przemieszczenie wszystkich jednostek w dane miejsce czy wycofanie ich z potyczki.
Inaczej niż w klasyce RTS-ów, wygląda również zarządzanie robotnikami. Nikogo nie wysyłamy tu ręcznie do kopalni czy do lasu po drewno. Zamiast tego wszystkim zarządzamy dzięki wygodnym suwakom – zaznaczamy na nich, ile osób chcemy wysłać do konkretnej pracy i... tyle. Nie oznacza to jednak, że zarządzanie surowcami jest tutaj proste czy mało istotne. Ilość złota i żywności niezbędnych do funkcjonowania rośnie wraz z rozwojem naszego imperium. Do tego dochodzi też konieczność zdobywania innych cennych materiałów – te potrzebne są do stawiania kolejnych budynków czy rozbudowy niewielkiej armii.
Niewielkiej, bo próżno szukać tutaj ogromnych wojsk. Gra zamiast tego stawia na mniej jednostek, ale te mogą być rozwijane – awansują na kolejne poziomy doświadczenia, a także zyskują dostęp do nowych umiejętności. Nieco ułatwia to zarządzanie w trakcie starć z przeciwnikami, a jednocześnie sprawia, że gracz bardziej przywiązuje się do bohaterów – utrata wysokopoziomowej postaci boli znacznie bardziej, niż anonimowego rycerza.
Dużym plusem jest fakt, że deweloperzy dodali tutaj jedną z moich ulubionych opcji we wszelkiej maści strategiach, czyli możliwość przyśpieszenia upływu czasu. Tutaj do dyspozycji graczy oddano trzy opcje. Pierwsza pozwala na spokojnie zarządzać poddanymi czy wydawać rozkazy, a dwie kolejne świetnie sprawdzą się w sytuacjach, w których np. chcemy zbadać okoliczne wysepki lub szybko postawić kilka budynków lub nie czekać kilku minut na zdobycie niezbędnych surowców.
Rozgrywkę urozmaicają również dodatkowe opcje strategiczne – prosta dyplomacja, pozwalająca na zawieranie sojuszy i wypowiadanie wojen innym władcom na danej mapie, rozwój poprzez wykupywanie odpowiednich perków podzielonych na trzy drzewka oraz magia. I ten ostatni element wypada tutaj całkiem ciekawie – gracze mają dostęp do kilkunastu zdolności, podzielonych na kilka grup. Są tutaj zarówno czary ofensywne, pozwalające zaatakować oponentów kulą ognia lub zesłać na wrogie miasteczko niszczycielskie tornado, magia defensywna, dzięki której uleczymy jednostki, a także zdolności pozwalające nam na manipulowanie mapą. Możemy chwilowo odkryć mgłę wojny w danym miejscu, a także przemieszczać zawieszone w powietrzu wysepki. To ostatnie jest szczególnie pomocne do rozszerzania granic naszego miasta. Przyciągamy kolejne kawałki lądu do siebie, budujemy między nimi mosty i tym samym zyskujemy więcej miejsca na stawianie potrzebnych nam budynków lub zdobywamy potrzebne nam surowce.
Driftland: The Magic Revival to także bardzo przyzwoita oprawa audiowizualna. Grafika jest miła dla oka i to nie tylko przy strategicznym widoku z oddaloną kamerą – również na zbliżeniach całość wygląda całkiem nieźle. Dobrym pomysłem była również możliwość przejścia do bardzo uproszczonego widoku mapy, dzięki czemu możemy szybko podejrzeć najbardziej interesujące nas punkty, nawet te znajdujące się dalej od naszego zamku. Wygląda też na to, że twórcy zadbali również o optymalizację, bo
Driftland umożliwiło mi komfortową rozgrywkę nawet na kilkuletnim laptopie.
Trudno przyczepić się też do muzyki, chociaż jednocześnie nic też specjalnie nie wpadło mi w ucho i nie znalazłem kompozycji, do których chciałbym wrócić nawet po wyłączeniu gry, ale też nie przeszkadzają one w żaden sposób podczas zabawy.
Gra od studia Star Drifters to bardzo udana strategia, która w ciekawy sposób łączy założenia znane z klasycznych strategii czasu rzeczywistego z ciekawymi mechanikami. Spora zawartość – od kampanii fabularnej, poprzez pojedyncze scenariusze, a na grze online kończąc – to gwarancja tego, że z
Driftland: The Magic Revival będziecie mogli spędzić wiele godzin.
Plusy:
+ wciągająca rozgrywka,
+ ciekawy pomysł na świat,
+ intuicyjne zarządzanie surowcami i armią,
+ grafika.
Minusy:
- fabuła nie zachwyca,
- rasy w grze mogłyby być bardziej zróżnicowane pod kątem rozgrywki,
- czasami brakowało mi większej kontroli nad bohaterami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h