Dungeons & Dragons, czy jak kto woli Lochy i smoki, zawsze wydawały się marką, która jest idealnie skrojona na potrzeby kina i telewizji. To fantastyczny świat pełen różnych magicznych stworów, zamków, smoków, złota i przygód. Nic, tylko siedzieć i tworzyć ciekawe historie. Niestety, scenarzyści nie potrafili tego ogromnego potencjału wykorzystać. Film Courtneya Solomona z 2000 roku z Jeremym Ironsem i Justinem Whalinem był wielkim zawodem dla fanów tego kultowego RPG. Później było tylko gorzej, bo każda kolejna produkcja była słabsza od poprzedniej. A w sumie było ich trzy. Twórcy jakby nie rozumieli materiału źródłowego, który dostali. Niebywałą trudność sprawiało im znalezienie balansu pomiędzy humorem a ciekawą historią fantasy. Udał się jedynie serial animowany z 1983 roku, który pomimo upływu czasu wciąż się broni. Losy tej marki w swoje ręce postanowił wziąć fan, aktor, scenarzysta i reżyser w jednym, czyli John Francis Daley. Razem z kumplem Jonathanem Goldsteinem zaserwował nam w przeszłości Wieczór gier i produkcję W nowym zwierciadle: Wakacje. Duet ten napisał również scenariusz do filmu Spider-Man: Homecoming, a teraz postanowił, że spróbuje odczarować Dungeons & Dragons i stworzyć komedię fantasy w lekkim tonie. Nie powiem, byłem sceptyczny, ale jako ogromny fan gry Baldur's Gate 2 czekałem, aż ktoś ponownie podejdzie do tematu. Pierwsze doniesienia z planu nie napawały optymizmem. Z wielką ostrożnością podchodziłem też do informacji o zatrudnieniu Hugh Granta, choć muszę przyznać, że swoją kreacją w Grze fortuny mnie zaskoczył. I teraz zrobił to ponownie. Ale o tym za chwilę. Dungeons & Dragons: Złodziejski honor opowiada historię złodziei: barda Edgina (Chris Pine) i jego koleżanki Holgii (Michelle Rodriguez). Gdy ich spotykamy, siedzą w więzieniu po tym, jak jeden z ich napadów okazał się częściowym fiaskiem.  Tylko połowie gangu udało się zbiec z łupem. Jak nietrudno się domyślić, pojmanie duetu bohaterów wcale nie było dziełem przypadku. Trzeba więc uciec z więzienia i odpowiednio zemścić się na zdrajcach. Przed wyruszeniem w drogę – jak mawiał Piotr Fronczewski w grze – należy zebrać drużynę. Jak już ma się kogoś od wymyślania planów (które nie zawsze wypalają) i osobę, która wyróżnia się ogromną siłą, to trzeba znaleźć jeszcze maga i może kogoś w rodzaju druida. Tak na wszelki wypadek, gdyby potrzeba było więcej magii albo gdyby mag nie potrafił się nią odpowiednio posługiwać. Tak do ekipy dołącza Simon (Justice Smith) i Doric (Sophia Lillis). Scenariusz napisany przez Johna Francisa Daleya i Jonathana Goldsteina przypomina dość szaloną sesję RPG, prowadzoną przez mistrza gry z dużym poczuciem humoru. Produkcja odhacza bowiem wszystkie questy, jakie w takiej sesji powinny się znaleźć, i dostarcza bardzo dużo rozrywki i wciągającej, dobrze zaplanowanej przygody. Do tego postaci, które nasi bohaterowie spotykają na swojej drodze, też są bardzo zróżnicowane, podkreślające różnorodność tego świata. Widać, że twórcy są ogromnymi fanami tej marki – powpychali odniesienia do gier, książek czy komiksów, gdzie tylko mogli. Miłośnikom serialu animowanego z 1983 roku radzę wytężyć wzrok, ponieważ Hank i drużyna pojawiają się także w tym filmie. W produkcji jest również sporo różnego rodzaju cameo. Na ekranie zobaczymy osoby, które prywatnie są wielkimi fanami D&D. Jednym z takich aktorów jest – co mnie bardzo zaskoczyło – Bradley Cooper.   Muszę przyznać, że casting do tego filmu został przeprowadzony po prostu świetnie. Chris Pine swoim poczuciem humoru i stylem gry idealnie pasuje do roli szarmanckiego, acz nie do końca zrównoważonego emocjonalnie barda Edgina. Razem z Michelle Rodriguez tworzą niezwykle zabawny i zgrany duet. Nigdy w życiu nie postawiłbym na to, że ta dwójka aktorów tak dobrze będzie do siebie pasować. A jednak! Jestem też niezwykle zadowolony z obsadzenia Hugh Granta w roli przebiegłego Forge’a. Brytyjczyk gra go z niezwykłą lekkością i niewymuszonym humorem, ale także pewnym mrokiem. Jest idealną przeciwwagą dla niezwykle mrocznej i poważnej czarownicy, którą gra Daisy Head. Podoba mi się także to, w jaki sposób twórcy postanowili wykorzystać gwiazdę serialu Bridgertonowie. Rege-Jean Page w ostatnich produkcjach nie wykazał się jakimś ponadprzeciętnym aktorstwem. Nie jestem jego fanem, bo mam wrażenie, że swoją karierę buduje jedynie na urodzie. Jednak do roli paladyna z okropnie prostą i banalną osobowością pasuje idealnie. Ta postać w jego wykonaniu jest zabawna i w żadnym momencie nie irytuje.
fot. materiały prasowe
+12 więcej
Widać też, że produkcja miała do dyspozycji niemały budżet. Nie ma tutaj miejsca na taniość. Sceny akcji, potwory, postaci, smoki – wszystko jest wykonane na najwyższym poziomie. Efekty specjalne nie wywołują grymasu zażenowania na twarzach widzów, a przecież nietrudno o to przy takich produkcjach. Trzeba przyznać, że udało się wszystkim oddać ducha tego świata. Do gustu przypadł mi zwłaszcza jeden ze smoków, z którym musieli się zmierzyć nasi bohaterzy. Wszak prawdziwa przygoda nie może się odbyć bez odwiedzenia lochów czy stoczenia bitwy ze smokiem, a nawet kilkoma! Mam ogromną nadzieję, że Dungeons & Dragons: Złodziejski honor to początek serii, bo brakowało mi w kinie takich lekkich i zabawnych produkcji fantasy. Kto wie, może twórcy sięgną głębiej w mitologię tego świata i na ekranie zobaczymy legendarnego wojownika Minsc i jego wiernego druha – chomika Boo.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj