Na samym początku serialu wydawało się, że starania Franka, by odnaleźć swoją ukochaną, będą jednym z najważniejszych wątków. Z odcinka na odcinek coraz mniej czasu poświęcano tym poszukiwaniom, aż nagle Frank odnajduje Katie. Gdy ją jednak spotyka, cała magia tego romansu ucieka – dziewczyna mówi, że nie chce wracać do Detroit i uświadamia Frankowi, że nigdy jej nie znał, a ona sama wykonywała po prostu swoją pracę. Odnajdując Katie, Frank zamiast odpowiedzi dostał jedynie więcej pytań, na które musi znaleźć odpowiedź.
W obozie Callisa gorzej być nie może. Został obrabowany przez swoich własnych wspólników, a na dodatek jeden z jego ludzi zginął w trakcie strzelaniny. Zabójstwa McCanna i Billy’ego zostały powiązane, przez co Damon prędzej czy później staje się głównym podejrzanym. Mężczyzna, stojąc pod ścianą, musi porozumieć się z Grekiem, by mieć zapewnioną ochronę siebie i swoich interesów.
Śledztwo w sprawie McCanna posuwa się powoli, co jest zasługą głównych bohaterów – skrupulatnie i bez pośpiechu sprawdzają każdy trop, który mógłby prowadzić do nich, podrzucają fałszywe dowody i nie wychylają się za bardzo. Gdy Simon Boyd przestał być tak niebezpieczny, nagle Dani zaczyna węszyć w tej sprawie. Jest już pewne, że nie wierzy dwójce detektywów.
[video-browser playlist="635162" suggest=""]
W odcinku "The Way Things Are" ciężar wyraźnie został przeniesiony na wątek Callisów. Pozbieranie się po obrobieniu, ustalenie nowego planu działania i jego realizacja zajmuje większość czasu w tym epizodzie. Nie widzę w tym wady, bowiem już od dwóch odcinków ten właśnie wątek jest najciekawszy w całym serialu – ma świetnych bohaterów, którzy są dobrze zagrani, a każda scena nieźle napisana i wybornie zrealizowana. Tego niestety nie można powiedzieć o całej reszcie – o ile Mark Strong błyszczał już w paru momentach, teraz wygląda, jakby niespecjalnie chciało mu się grać – bez werwy, bez emocji. Szczególnie boleśnie widać to w scenach z "Katią", które wołają o pomstę do nieba.
Gdy jednak bohater wychodzi na miasto, to sprawy prezentują się zupełnie inaczej. Detroit cechują różne zakamarki i grupy etniczne różniące się od siebie, dlatego też w zależności w jaką stronę się udamy, tam uświadczymy inną kulturę i usłyszymy inny akcent. Plus za to rozróżnienie, bo dzięki temu miasto, które powoli staje się samoistnym bohaterem serialu, żyje i pokazuje różne oblicza.
Niestety zarówno historia Katii, jak i wprowadzenie romansu między Frankiem a Dani nie przekonuje; raczej stanowi zapychacz niż pełnowartościową historię, która ma jakieś znaczenie dla serialu. To powoduje, że momentami odcinek staje się męczący zamiast sprawiać frajdę i budzić emocje.
Szósty odcinek Low Winter Sun nie powala. Wiem, że stać tę produkcję na więcej i z niecierpliwością czekam na rozwój dalszych wydarzeń. Serial został podzielony wyraźnie na dwie płaszczyzny – na wątek Callisów oraz detektywów Agnew i Geddesa. Ten pierwszy wypada znakomicie, drugi - zdecydowanie gorzej. Pozostały cztery odcinki, pytanie więc, czy twórcy postanowili rozwiązać zagadkę śmierci McCanna już w tym sezonie, a później (o ile kolejna seria powstanie) uraczyć nas zupełnie innym wątkiem, czy może jednak dalej będziemy obserwować bohaterów ratujących się przed więzieniem?