Kiedy złota klatka okazuje się bardziej więzieniem, niż poczuciem bezpieczeństwa, czasem trzeba poświęcić kilka piórek dla wolności i wiedzy. Recenzujemy Dziesięć tysięcy drzwi.
Literatura young adult nie ma ostatnio najlepszej passy – masowo tworzone powieści dla nastolatków, niewolniczo odtwarzające te same wzorce i liczące na sukces godny Igrzysk śmierci, są raczej synonimem słabej literatury. Kiedy jednak Dziesięć tysięcy drzwi uzyskało nominacje do takich nagród jak Nebula czy Hugo, trzeba było zadać sobie pytanie – czy ta powieść jest tak dobra? Sprawdźmy.
Założenia fabularne nie są skomplikowane – dziewczyna o najwyraźniej mieszanym pochodzeniu zostaje pod opieką ekscentrycznego bogacza, dla którego jej ojciec zdobywa niezwykłe przedmioty do kolekcji godnej przewodniczącego Towarzystwa Archeologicznego Nowej Anglii. Dzieciństwo January upływa między zadziwiającymi przedmiotami a oczekiwaniem na powrót ojca z kolejnej wyprawy do dalekiego zakątka Ziemi. Jest początek XX wieku, świat jest przekonany o nieograniczonych możliwościach nauki, nieustannie prasa donosi o nowych odkryciach i wynalazkach, o kolejnym przekroczeniu granicy ludzkiego poznania. Jednocześnie segregacja rasowa i wszelkie wynikające z ekspansji białego człowieka problemy dają się wyraźnie odczuć, a Prawa Jima Crowa to tylko jedna z konsekwencji. January czuje się jednak jak obiekt w kolekcji i ma świadomość, że jedynie protekcja opiekuna zapewnia jej godne życie mimo wyraźnie nie do końca białego pochodzenia. Dziewczyna czuje, że coś jest nie tak zarówno z rzeczonym towarzystwem, jak i nią – najwyraźniej może otwierać przejścia do innych światów. Drobny incydent wywołuje lawinę wydarzeń, która prowadzi January w miejsca niezwykłe, nieznane, ale przede wszystkim pozwala jej poznać prawdę o swoim pochodzeniu.
Powieść wykorzystuje dwa ciekawe chwyty – jednym jest wplecenie powieści w powieść, żeby na końcu całość okazała się powieścią dla konkretnego odbiorcy, a czytelnik jest jedynie przypadkowym odbiorcą treści. Pozwala to autorce na zabawę zwrotami akcji, jednocześnie wplatając ważne wątki w elegancki sposób, unikając topornej ekspozycji w dialogach lub zza kadru. Szkoda jedynie, że w kilku momentach wątki rozwiązywane są mniej ciekawie i w dość nieprawdopodobny sposób, szczególnie w finałowej scenie, gdzie mamy typowy monolog złoczyńcy wykładającego swój plan. Pewne elementy wymagałyby więc doszlifowania warsztatu, ale daje to nadzieję, że kolejne dzieła autorki będą coraz lepsze.
Książka Alix E. Harrow to powieść, którą z powodzeniem można podsunąć nastoletniemu czytelnikowi, ale dorosłemu również może się spodobać jako lekka lektura fantasy. Nie powiela niepotrzebnych schematów typowych dla YA, za to czerpie z wątków popularnych w „poważnej” fantastyce.