Pierwszy tom Totsukuni no Shoujo #02 zakończył się nader dramatycznie – oto Siva dotknięta przez tajemniczego napastnika, Wygnańca, zostaje przez niego przeklęta. Przynajmniej takie wnioski może z tej sytuacji wysnuć czytelnik, jednak niewiele wskazuje na to, iż dziewczynce rzeczywiście coś się stało. Za to Mistrz – do tej pory przyjazny i łagodny – pokazuje, że dla dobra Sivy nie zawaha się przed niczym. Siekiera w jego rękach staje się bronią śmiertelnie niebezpieczną – odrąbuje Wygnańcowi głowę… Czarna istota rodem z koszmarów wcale nie umiera, choć chwilowo się poddaje. Tylko jaki jest właściwie jego cel? Kim jest tajemnicza Matka, która rządzi krainą Przeklętych? Paradoksalnie tom drugi tej onirycznej opowieści nie przynosi więcej odpowiedzi, za to pytania się mnożą. Pierwsza odsłona Totsukuni no Shoujo #02 zaskakiwała formą graficzną, niemającą wiele wspólnego z przeciętną mangą. Można było żywić obawy, czy historia dorówna znakomitej oprawie, ale czytelnik po przeczytaniu kontynuacji może być raczej spokojny. Wygląda na to, że konflikt pomiędzy mieszkańcami Krainy Błogosławionych a Przeklętych jest nieunikniony, jednak wciąż nie wiadomo, jaką w tym wszystkim rolę odgrywa sama Siva. Jest wyjątkowa, ponieważ nawet po dotknięciu przez Wygnańca nie wykazuje żadnych objawów działania klątwy. Zostaje też czytelnikowi zasugerowane, że to sami ludzie ściągnęli na siebie swój smutny los. W jaki sposób? Tego już, niestety, nie wiemy. Można się tylko irytować, skoro Mistrz zostaje oświecony, a my nie. Teraz rogaty, główny bohater miota się, nie potrafiąc zdobyć się na wyznanie prawdy swojej podopiecznej… Pozostaje czytelnikom zastanawiać się, kto tak naprawdę jest w tej historii dobry, a kto zły. Zwłaszcza sam koniec tomiku pokazuje, że może właśnie mieszkańcy Krainy Błogosławionych mają najwięcej za uszami – użycie babci dziewczynki jako przynęty jest na to wystarczającym dowodem.
fot. Studio JG
Pod względem graficznym to wciąż wyjątkowo urodziwy komiks – te wykonane tuszem, pełne cieniowana i czerni plansze nie tracą swojego uroku ani przez moment. Pojawiają się nawet takie kadry, które ogląda się dłużej z niekłamaną przyjemnością. Są to zwłaszcza sceny pod wodą, które po chwili przypominają tradycyjny las, nie przypominając w niczym dna jeziora. Można się przyczepić jedynie do nadmiaru czerni, przez co miejscami trzeba trochę dłużej  analizować dany kadr, aby dostrzec, co się na nim tak naprawdę dzieje. Na pochwałę zasługują za to projekty nowych postaci. Wygnaniec i jego towarzysze to dziwna zgraja, która zbiera dusze. O ile większość z nich przypomina trochę mroczniejszą, rogatą wersję psów, o tyle nowy Wygnaniec rzeczywiście przeraża swoją gołą czaszką, trzymaną w ramionach. Nie ma w sobie tych pokładów sympatii, co Mistrz będący również Wygnańcem. Pojawia się jeszcze jedna nowa bohaterka - Babcia Sivy ma tu zaledwie rolę epizodyczną, więc póki co niewiele o niej wiadomo. Wydanie to tak jak w przypadku tomu pierwszego pierwszorzędna robota – literówek nie stwierdzono, a pamiętając o kłopotach wydawcy z drukarnią, można się cieszyć, że czytelnik nie dostaje wybrakowanego produktu (rozchodziło się o obwolutę). Tomik trafił do czytelników znacznie później, lecz za to w perfekcyjnym stanie. Poza główną historią na końcu są umieszczone jeszcze dwie króciuteńkie komiksowe opowiastki o zdecydowanie bardziej humorystycznym wydźwięku. Dzięki nim w oczach czytelnika zyskają pso-podobni towarzysze Wygnańca, będący gromadką wdzięcznych głuptasków.
Czy warto dalej poznawać historię Sivy i Mistrza? Jak najbardziej – ta baśniowa opowieść idealnie wpasowuje się w coraz zimniejsze wieczory. Choć wiele w niej smutku, nie można zaprzeczyć, że emanuje sporą dawką ciepła. Siva i jej rogaty opiekun to zwyczajna rodzina, zajmująca się prozaicznymi obowiązkami domowymi, które trzeba wykonać. Obojętnie, czy jest się w Krainie Błogosławionych, czy Przeklętych…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj