Finałowy odcinek serialu Dziewczyny nad wyraz może i nie zadowoli każdego, ale na pewno stanowi udane zakończenie emocjonującego sezonu.
Serial
Dziewczyny nad wyraz w końcu dobrnął do końca sezonu i śmiało można powiedzieć, że był udany, choć na pewno inny niż dwa poprzednie. Przede wszystkim zmienił się nacisk na poruszane tematy. Wcześniejsze serie wypchane były po brzegi różnorodnymi zagadnieniami dotyczącymi kobiet i problemów społecznych. Tym razem tematów było mniej, ale były bardziej rozbudowane. Z kolei jeśli mowa o sprawach sercowych głównych bohaterek, to tutaj poświęcono więcej czasu niż poprzednio, z różnym jednak skutkiem.
Finałowy odcinek zamyka praktycznie wszystkie najważniejsze wątki. Ich zakończenie jednak może nie być satysfakcjonujące dla wszystkich fanów serialu, zwłaszcza jeśli mowa o sferze uczuciowej bohaterek. Trzeba jednak przyznać, że sposób, w jakim poprowadzono poszczególne wątki, zwraca uwagę na dojrzałość głównych bohaterek. Jest to zdecydowanie krok na przód, jeśli idzie o reprezentację młodego pokolenia w telewizji, która zazwyczaj opiera się na przejaskrawionych reakcjach na najmniejsze potknięcia serialowych postaci.
Szczególnie dobrze to widać na przykładzie Jane, która ostatecznie decyduje się na rozmowę z Ryanem. Siła jej argumentów, zdroworozsądkowe podejście do pijanego wyskoku Ryana, a także otwartość wobec własnych uczuć - to wszystko razem wzięte sprawia, że serial wykracza poza zwykłą rozrywkę. Zdrada Ryana nie jest sama w sobie wielkim zaskoczeniem, a raczej gruntem pod bardzo ciekawą interpretację kobiecych uczuć. Tym samym serial przedstawia coś, co znamy z własnego życia, czyli próbę przegadania konfliktów, a nie ich bezsensownego eskalowania. Jest to jeden z tych drobnych elementów, który przyciąga sympatię widzów i uświadamia, że jednak ten serial nie jest aż tak oderwany od rzeczywistości, jak może się wydawać. Może i jest w warstwie wizualnej, ale jeśli idzie o relacje międzyludzkie, to osiąga zaskakująco dobre rezultaty.
Podobnie, a jeśli nawet nie lepiej, ogląda się Kat, która będąc rozdartą pomiędzy Tią a Adeną, decyduje się na życie w samotności. Jest to wyjście, które pozwala jej nie tylko zastanowić się nad swoimi pragnieniami, ale przede wszystkim nie ranić w głupi sposób osób, na których jej zależy. Ponownie widać tutaj dojrzałość postaci, która w końcu wychodzi ze swojej życiowej bańki. A jeśli połączy się to z jej przegraną w wyborach, daje to naprawdę ciekawy podkład po rozwój postaci na przyszły sezon. Już teraz widać, że Kat powoli przestaje być “dzieckiem szczęścia” i zamienia się w świadomą, młodą kobietę, która ma moc zmiany w swoich rękach. Nawet jeśli nie posiada władzy przyznanej jej w wyborach, to i tak można się spodziewać po niej jeszcze więcej zaangażowania społecznego i głośno wypowiadanego głosu młodego pokolenia.
Ponownie najmniej uwagi poświęcono Sutton, która mimo że miała swoje pięć minut sukcesu, to i tak odnosi się wrażenie, że jej postać była rozpisana po łebkach. Pokaz mody, w którym w roli modelek występowały przyjaciółki Sutton, przebiegł praktycznie niezauważalnie, a jego następstwa nie wydają się być aż tak istotne. Tym bardziej, że najważniejszym punktem w jej wątku jest… Richard. A dokładniej jego przeprowadzka na drugi koniec kraju, by spełniać swoje biznesowe marzenia. Nie do końca kupuję ten pomysł, zważywszy na to, jak blisko do tej pory była ta para i jak bardzo idealnie ją nam prezentowano. Związek na odległość nie jest tym, z czym nasza bohaterka z łatwością sobie poradzi. Odnoszę też wrażenie, że pomysł, by rozdzielić bohaterów jest dość lakoniczną próbą wprowadzenia konfliktu między tą dwójką, bez uciekania się do utartych schematów. Skoro “zdrada” została już wykorzystana w przypadku Ryana i Jane, to w idealnym związku Sutton i Richarda trzeba wymyślić coś innego. Zwłaszcza że Sutton w dalszym ciągu ma zmieniające się zdanie co do swojej kariery. To, co w przypadku Sutton się nie zmienia, to jej wkład w poczucie humoru całego serialu. Gdyby jej zabrakło, serial stałby się o wiele bardziej sztywny i ponury.
W finałowym odcinku bezsprzecznie bryluje nikt inny jak Jacqueline. Ponownie jej postać kradnie całe show, mimo że to niby Jane, Kat i Sutton są główną osią wydarzeń. To właśnie Jacqueline, zainspirowana rozmową z Jane, decyduje się przeprowadzić gigantyczne zmiany w "Scarlet:, a jej manifest stanowi jeden z najjaśniejszych punktów całego odcinka. Jacqueline rezygnuje z nastoletnich modelek, by nie powielać błędnego koła bzdurnych oczekiwań wobec wyglądu kobiet. Liczy się teraz autentyczność treści, a "Scarlet" bardziej niż kiedykolwiek ma inspirować młode kobiety. Jacqueline stawia wszystko na jedną kartę i… nie wiemy, czy się to opłaciło, czy nie. Finałowy odcinek kończy się wielką wyprowadzką (a może przeprowadzką) "Scarlet" z dotychczasowego miejsca. Nie widać też nigdzie samej Jacqueline. Widzowie zostają zatem z gigantycznym cliffhangerem, którego nie sposób przewidzieć.
Finałowy odcinek nie jest idealny, ale zdecydowanie spełnia swoją rolę jako dobre zamknięcie sezonu. W większości przypadków daje to poczucie satysfakcji, które pozwala odprężyć się po tej niezwykłej i w młodzieńczy sposób zwariowanej przygodzie. Nie obywa się bez drobnych nieścisłości, banalnych błędów czy niepokojących schematów. Nie pozostawia po sobie też tak miażdżącego wrażenia, jak finałowy odcinek pierwszego sezonu. Tym razem jest bardziej na luzie, a nacisk położony jest na zaskoczenie widza, a nie wzbudzenie w nim podniosłych uczuć. Niemniej jednak całość ogląda się jak zwykle świetnie. To dobre zakończenie udanego sezonu. Już teraz zapowiadają się duże zmiany, a możliwości rozwoju akcji jest więcej niż można nawet sobie życzyć. Pozostaje nam tylko czekać na kolejny sezon i zastanawiać się, co tak właściwie się dzieje w "Scarlet" i z samą Jacqueline.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h