Ewa (Marta Nieradkiewicz) mieszka z dwójką małych dzieci i matką w niewykończonym domu na wsi, podczas gdy jej mąż Andrzej (Michał Żurawski) pracuje na rodzinę za granicą. Pod jego nieobecność samotna Ewa wdaje się w romans z nastolatkiem z sąsiedztwa. Powrót Andrzeja skutkuje zagęszczeniem i tak już dusznej atmosfery. Wielu polskich twórców malowało już portrety psychologiczne mniej lub bardziej udręczonych postaci. Wielu też pokazywało obraz polskiej prowincji. Niewielu jednak zdołało uniknąć narzucania widzowi swojego punktu widzenia. Anna Jadowska ta sztuka się udała i za to należą jej się brawa. Bo łatwo byłoby ukierunkować myśli odbiorców w jedną lub drugą stronę i pokazać Ewę jako ofiarę, samotną, niedopasowaną do otoczenia, wyczerpaną samodzielną opieką nad dwójką dzieci lub jako niewierną żonę, nieodpowiedzialną, zdradzającą ciężko pracującego męża i uwodzącą nastolatków. Tymczasem zarówno w trakcie seansu, jak i po nim, trudno było mi określić swoje uczucia względem głównej bohaterki. Jest to postać tragiczna, jednocześnie tłamszona przez otoczenie i klasyczny model rodziny, z drugiej strony podejmująca samodzielne, błędne decyzje z dramatycznymi konsekwencjami. Pod jej niemal nieruchomą twarzą widać subtelne oznaki wszystkich kłębiących się wewnątrz emocji. Kreacja Marty Nieradkiewicz to jeden z jasnych punktów Dzikich Róż. Równie dobrze, jeśli nie lepiej, spisuje się Michał Żurawski w roli męża, który nie dopuszcza do siebie szeptanych z ucha do ucha wieści o rogach, które przyprawiła mu żona. Wszystkie swoje emocje wyraża wybuchami, jest ekspresyjny, aktywny, widać jak wielki ból sprawia mu rozłąka z rodziną, to jak synek go nie rozpoznaje. Kontrast między Ewą i Andrzejem tylko potwierdza ich niedopasowanie i tragizm ich sytuacji. Tego że muszą trwać w pustym związku bez miłości, wiązani jedynie kredytami, dziećmi i oczekiwaniami ludzi. Klimatu zamknięcia i duchoty dopełniają sugestywne, niemal dokumentalne ujęcia i subtelna muzyka. Jadowska korzysta jednak z ujęć krajobrazów zbyt często, przez co film może momentami się dłużyć, co jest jednym z większych problemów filmu. Mimo stosunkowo krótkiego, półtoragodzinnego czasu trwania, Dzikie Róże sprawiają wrażenie dużo dłuższych i czasem zwyczajnie przynudzają. Zwłaszcza że o ile Ewa i Andrzej to świetnie napisane i wykreowane postacie, to sama fabuła nie powala i zwyczajnie nie jest angażująca. Sporą część film pochłania wątek pierwszej komunii Marysi, córki głównych bohaterów. Wątek który właściwie niewiele do filmu wnosi, poza oklepanym żartem z małomiasteczkowych księży. Sytuacji nie poprawia fakt, że wcielająca się w Marysię aktorka grać nie potrafi i kompletnie wytrąca z klimatu, a jest jej na ekranie sporo. Zresztą większość z drugoplanowych postaci jest nienaturalna. Film nieco poprawia się w trzecim akcie, który daje największe pole do popisu Nieradkiewicz i Żurawskiemu ale z drugiej strony wydaje się on zupełnie odseparowany od reszty filmu. Dzikie Róże to przede wszystkim świetne studium postaci. Po części dzięki kreacjom odtwórców głównych ról, a po części przez to, że właściwie niczego innego w tym filmie nie ma. Dostajemy dobrze napisane postacie, w nieciekawych sytuacjach. Jeżeli komuś tyle wystarczy, to Dzikie Róże jak najbardziej polecam. Ludziom, którzy lubią w filmach ciekawe historie i wciągającą fabułę, film ten odradzam.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj