Daniel Radcliffe wciąż stara się zerwać z wizerunkiem Harry’ego Pottera. Tym razem robi to w boliwijskiej dżungli.
Życie backpackera jest fascynujące. Ludzie z całego świata spotykają się w hostelach czy namiotach rozbitych w lecie, wymieniają się doświadczeniami na temat podróżowania. Nawiązują przyjaźnie. Tworzą grupy, by razem ruszać w dalszą drogę. Na taką wyprawę do boliwijskiej dżungli decyduje się trzech mężczyzn. Ich celem jest odnalezienie ukrytej w dziczy wioski Indian. Wskutek nieprzewidzianych wydarzeń ekspedycja, która miała być przygodą życia, zamienia się w koszmar. Oddzielony od grupy Yossi (
Daniel Radcliffe) cudem unika śmierci, ale gubi się w środku zielonego piekła. Pozbawiony jakiejkolwiek pomocy i zapasów, ma jeden cel - odnaleźć jakąkolwiek cywilizację.
Historia, którą
Greg McLean postanowił przenieść na duży ekran, wydarzyła się naprawdę. Reżyser stara się wiernie odtworzyć to, co na kartach swojej powieści zapisał Yossi Ghinsberg, opisując walkę z żywiołem, jakim jest dżungla. I chyba na tym polega problem. Tempo narracji jest ustawione na najniższy bieg i choć na ekranie dużo się dzieje, jakoś ta adrenalina nie przenosi się na widza, który spokojnie siedzi, obserwując dramatyczne wydarzenia. McLean skupił się na przedstawieniu motywacji ludzi, którzy decydują się na porzucenie dotychczasowego życia i wyruszenie w świat jedynie z plecakiem. Rzucają pracę, szkołę, opuszczają rodzinę, by wyruszyć w drogę, która ma na celu pomóc im zrozumieć samych siebie. Dla wielu te poszukiwania nigdy się nie kończą.
Cały ciężar filmu spadł na operatora Stefana Duscio. Perfekcyjnie udało mu się zamknąć w obrazku ogrom tej zielonej pułapki, która dla wielu ludzi stała się tropikalnym grobem. Tytułowa dżungla na ekranie wygląda jak wyciągnięta z programów przyrodniczych National Geographic. Soczysta zieleń. Błoto. Rwące rzeki. Wszystko to, co powinno być w kinie survivalowym. Grający główną postać Daniel Radcliffe też dwoi się i troi, by widz uwierzył w ból, przerażenie i beznadziejne położenie jego bohatera. Niestety, o ile jako mały czarodziej był w stanie zahipnotyzować swoją grą, o tyle teraz już mu to nie wychodzi. Jest przeciętny. Widać, że dobierając kolejne role, usilnie stara się oderwać łatkę ucznia Hogwardu. Zresztą gra całej trójki „przyjaciół” jest bez wyrazu. Nawet ich kłótnie nie budzą u widza żadnych emocji, a o to przecież chodzi w kinie survivalowym. By widz obrał jakiś kierunek, zaczął kibicować bohaterom, aby cali i zdrowi wrócili do domu. W
Jungle tego brakuje. Jedynie przewodnik Karl, grany przez
Thomas Kretschmann wzbudza podejrzliwość. Jest w nim coś takiego, że do końca mu nie ufamy, jego intencje nie są jasne.
W
Dżungli znajdziemy też polski akcent. Jest nim pojawienie się na ekranie
Jacek Koman w roli ojca głównego bohatera. Są to jednak krótkie sceny retrospekcyjne, ale wciąż miło jest zobaczyć znajomą twarz w zagranicznej produkcji.
Survivalowy dramat McLeana nie wnosi niczego nowego do swojego gatunku. Jest kinem jednokrotnego użytku, ale podczas seansu swoim obrazem potrafi sprawić przyjemność. Wystarczy ten film potraktować jedynie jako dokument na temat nierównej walki człowieka z dziką przyrodą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h