MCU na Disney+ wciąż się rozrasta i powoli zaczyna zmieniać kierunek. Produkcje przeznaczone dla całej rodziny zostają zastępowane bardziej brutalnymi i krwawymi propozycjami dla dorosłych. Disney wraca do klimatu, który towarzyszył dziełom tworzonym niegdyś na Netflixa. Nie oszukujmy się, jest to próba odwrócenia fatalnego trendu Marvela, skutecznie zniechęcającego do tego świata nawet najzagorzalszych fanów. I sam 2. sezon Lokiego tego nie zmieni. Dlatego włodarze studia postawili na cichą zabójczynię, wprowadzoną na mały ekran w serialu Hawkeye – Echo. Była ona wychowywana przez samego Kingpina, który, jak już wiemy z poprzedniej produkcji, wmówił dziewczynie, że wrogi gang zabił jej ojca, a jego misją jest go pomścić. Oczywiście będzie to robił rękami Mai Lopez (Alaqua Cox), bo przecież nie swoimi. Król przestępczego syndykatu rzadko brudzi sobie ręce – choć finał Hawkeye’a pokazał, że czasami jest stawiany pod ścianą i nie ma wyboru. Akcja serialu Echo zaczyna się dokładnie w momencie, gdy Maya rozprawia się z Wilsonem Fiskiem (Vincent D'Onofrio) i ucieka z miasta. Kieruje się do rodzinnego miasteczka, zamieszkałego również przez rdzennych mieszkańców Ameryki. Część z nich prowadzi ciemne interesy z Kingpinem – i właśnie je nasza bohaterka chce przejąć. Myśli bowiem, że panuje tam bezkrólewie. Jeśli widzieliście zwiastun lub któryś z plakatów, to dobrze wiecie, że to bzdura, bo Fisk przeżył starcie. Reżyserka Sydney Freeland stara się zachować pewien balans w swoim serialu. Miesza więc wątki walki i starć superbohaterskich z ukazywaniem korzeni głównej bohaterki. Pokazuje, skąd dokładnie pochodzi Echo – w jakiej tradycji się wychowywała i co sprawiło, że znalazła się na takiej, a nie innej ścieżce kariery. Powiem szczerze, że wychodzi jej to bardzo nierówno. Nie wiem, czy to wina Feeland, czy może Etana Cohena, Marion Dayre i reszty zespołu odpowiedzialnego za scenariusz. Reżyserka ma na swoim koncie pracę nad głośnymi tytułami – Fear the Walking Dead, The Walking Dead: Nowy świat, Nacy Drew czy Star Trek: Strange New Worlds. Jej przygoda z każdą z tych produkcji trwała raptem jeden odcinek. Powierzenie jej całego serialu było więc sporym ryzykiem. I poniekąd się opłaciło. Freeland podeszła do projektu na świeżo. Nie skopiowała tego, co widzieliśmy na Disney+. Miała wolną rękę, więc pokazała swoją brutalną wizję. Widać to już w pierwszym odcinku, gdy Echo ściera się z Daredavilem. Ich walka jest zrealizowana longiem i przypomina Daredavila ze starych, dobrych czasów na Netfliksie. Zresztą do swojej roli powraca Charlie Cox, który chyba stara się zmyć złe wrażenie po Mecenas She-Hulk i wzmaga apetyt fanów przed zapowiedzianym Daredevil: Born Again. Takich dobrze nakręconych scen akcji jest w tym odcinku więcej, ale są one, moim zdaniem, bardzo nierównomiernie rozłożone. Przez to tempo serialu, przynajmniej na początku, jest nierówne. Po mocnym otwarciu przychodzi drugi odcinek, który jest dużo spokojniejszy, choć ma scenę ze skokiem na pociąg.  Dopiero w następnym epizodzie akcja znów rusza z kopyta. Wady wynikające z poszatkowanego tempa nadrabia dobre aktorstwo. Alaqua Cox i Vincent D’Onofrio są świetni. I dołączają do nich kolejni aktorzy, np. Graham Greene i – grający kuzyna Mai – Chaske Spencer. Dodam jeszcze, że świat wykreowany przez scenarzystów jest nierówny, ale ciekawie skonstruowany. Ma dużo wątków, które mogą zainteresować widzów nastawionych na rozwój i poznanie postaci, a nie tylko na ślepą nawalankę. Świat gangsterki jest intrygujący. Ciekawe też jest to, że nikt tu się nie przejmuje jakimiś superbohaterami. Tu liczy się kasa i walka o wpływy między gangami. Reszta to tylko dodatek, którym nie warto się zajmować na dłuższą metę. Wizualnie Echo mocno różni się od swoich streamingowych konkurentów od D+. Jak wspomniałem na początku, twórcy chcieli, by produkcja aspirowała do bycia czymś więcej. Pewnie dlatego zatrudnili Kirę Kelly, która już w Y: ostatni mężczyzna udowodniła, że zna się na swojej robocie. Zdjęcia są naprawdę wyborne. Nie mam żadnych uwag do kadrów czy płynności kamery podczas długich sekwencji walk.
fot. materiały prasowe
+11 więcej
Jestem pewien, że zdania o serialu Echo będą podzielone. Widzowie są przyzwyczajeni do trochę innych produkcji. Nie wszystkich zainteresują perypetie rdzennych mieszkańców Ameryki i ich wierzenia. Nie zrozumcie mnie źle – cieszy mnie, że Marvel stara się zawrócić z katastrofalnej drogi, na której od dłuższego czasu się znajduje. Produkcja Feeland to krok w dobrym kierunku. Nieduży, ale jednak! Moim zdaniem największy test będzie miał miejsce jeszcze w tym roku, kiedy dostaniemy Daredevil: Born Again. Wtedy naprawdę się okaże, czy MCU jest w stanie nas w sobie rozkochać. A może przywróceniem ulubionych postaci na mały ekran tylko perfidnie zagra na naszej nostalgii? Echo znów wznieciło we mnie nadzieję. Zobaczymy na jak długo.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj