Miasto 44 Marcina Mastalerza jest klasyczną nowelizacją towarzyszącą premierze kinowej – w tym wypadku stanowi ona opracowanie scenariusza filmowego napisanego przez Jana Komasę. Powieści tego rodzaju nader rzadko stają się pozycjami, po które warto sięgnąć, pozostając jedynie gratkami dla największych fanów danej produkcji lub tematyki. Pod tym względem Miasto 44 niczym szczególnym niestety się nie wyróżnia – choć nie trzeba wstydzić się go na półce, należy je potraktować jedynie jako dodatek do filmu.
Na nieszczęście dla Mastalerza urok produkcji Komasy tkwi nie w jej scenariuszu. Ten jest, owszem, dość solidny, ale sama historia ma znaczenie raczej drugorzędne. Od dialogów ważniejsze są wybuchy, od rozwoju bohaterów – efektownie zrealizowane sceny akcji. Na ekranie sprawdza się to lepiej niż dobrze. Reżyser co chwilę zaskakuje widza kolejną niespodziewaną sklejką montażową, a także bawi się różnymi estetykami, od tej klasycznej dla kina wojennego przez komiks aż po grę wideo.
[video-browser playlist="615884" suggest=""]
Tymczasem Miasto 44 jako powieść jest wszystkich tych formalnych eksperymentów pozbawione, co rzecz jasna nie wychodzi mu na dobre. Mastalerz nie próbuje też nadać historii jakiegoś charakterystycznego, własnego stylu, jak gdyby godząc się na odarcie fabuły z jej warstwy wizualnej. W rezultacie otrzymujemy więc rzemieślniczo opowiadany przebieg mniej lub bardziej interesujących zdarzeń.
Siła historii Komasy – a co za tym idzie również Mastalerza – polega na niezajmowaniu stanowisk w sporze dotyczącym Powstania Warszawskiego. Absolutnie nieistotne jest tutaj, czy było ono słuszne, czy też nie. Miasto 44 opowiada przede wszystkim o młodych ludziach, którzy wyczerpani niemiecką okupacją coraz częściej marzyli o wolnej Polsce. Fakt, że pewnego dnia postanowili zadziałać i zaatakować wrogich żołnierzy, nie odróżnia ich aż tak bardzo od dzisiejszej młodzieży. Oni też uwielbiali wspólne zabawy, śpiewy i tańce. Cieszyli się życiem. Jakkolwiek banalnie nie brzmi hasło promocyjne filmu, to rzeczywiście była "miłość w czasie apokalipsy".
Zobacz również: "Miasto 44" - zwiastun z rozmachem
Powieść Marcina Mastalerza jako książkowa adaptacja filmu właściwie z góry skazana była na porażkę, choć należy przyznać, że autor razem z wydawcą robili co mogli, by wyjść z tego niewdzięcznego zadania obronną ręką. Książka bowiem efektownością wydania próbuje dorównać dziełu Komasy. Twarda oprawa, kredowy papier, dziesiątki kolorowych zdjęć – to może się podobać. Szczególnie zainteresować powinni się nią młodsi, tacy, którzy lekturę "Pamiętników żołnierzy baonu »Zośka«" czy "W Alejach spacerują »Tygrysy«" mają dopiero przed sobą. Dla nich Miasto 44 może posłużyć za wprowadzenie do tematyki Powstania Warszawskiego.