Paolo Virzi wyciągnął moje największe koszmary na światło dzienne i na dodatek pokazał je wszystkim na dużym ekranie. I nie chodzi tu o starość, bo jest ona nieunikniona. To naturalna kolej rzeczy. Jednak perspektywa tracenia pamięci i kontaktu z rzeczywistością jest przerażająca. Wywraca ona wieloletnie małżeństwo Ellan (Helen Mirren) i Johna (Donald Sutherland) do góry nogami. Póki jeszcze mają siłę i chwilowe przebłyski świadomości, postanawiają wyruszyć w ostatnią podróż swoim kamperem w miejsca, gdzie zabierali dzieci. Taka wycieczka po zakątkach pamięci, która ma pomóc Johnowi w przypomnieniu sobie, jak dorastały jego dzieci, jak poznał swoją ukochaną żonę i jak wyglądały jego nauczycielskie lata. Reżyser nie ukrywa swoich intencji. Od pierwszych minut wiemy, co nas czeka. Wycieczka po wspomnieniach tytułowych bohaterów, których kulminacją ma być odwiedzenie Hemingwaya, ma pokazać widzom, że nawet w kochających się rodzinach zdarzają się gorsze okresy. Oczywiście dopiero teraz wychodzą one na światło dzienne i… z perspektywy czasu nie mają one jakiegokolwiek znaczenia. Człowiek przez chwilę jest wściekły, ale ta złość mija, bo szkoda na nią czasu, który z racji wieku jest już mocno ograniczony. Ella stara się cieszyć każdą chwilą spędzoną z mężem. Z utęsknieniem i cierpliwością rozciągniętą do maksimum, czeka jak jej ukochanemu Johnowi wróci pamięć choćby na kilka minut. Wtedy wita go z łzami w oczach, gdy patrzy na nią z tym niewinnym uśmiechem, nie rozumiejąc, co tak rozczula żonę. Współczujemy jej, ale też podziwiamy za to, że co by się nie działo, zawsze jest przy boku męża. The Leisure Seeker świetnie ukazuje podejście społeczeństwa do starszych obywateli. Jedni traktują ich z należytym szacunkiem, inni są uprzejmi na pokaz, a jeszcze inni szydzą z ich czułości. Film „Paolo na podstawie powieści Michaela Zadooriana pod tytułem Powrót na Route 66 to spektakl dwójki aktorów – Helen Mirren i Donalda Sutherlanda. Wznoszą oni tę opowieść na wyższy poziom. Królują na ekranie. Historia przez nich odgrywana wielokrotnie chwyta za serce, wyciska łzy. Ogląda się ich z przyjemnością. Zwłaszcza Sutherlanda jako zagubionego starca, który nie może sobie przypomnieć, w którym roku się znajduje. Jest przy tym szczery, nieporadny. Wzbudza w widzu ciepłem uczucie. Chcemy po przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, choć wiemy, że to kłamstwo. Nie ma w Ella i John sceny zbędnej czy przekombinowanej. Oczywiście finał jest przewidywalny, ale w sumie taki ma być. To przecież ckliwa produkcja, która ma pokazać, że życie nie zawsze jest sprawiedliwe. Happy end nie zawsze jest możliwy. Niestety, jest jeden wątek, który bardzo razi i jest to jeden z wieców politycznych Donalda Trumpa. Ma on w sobie ogromny potencjał, ale Virzi postanawia go nie wykorzystywać z niewiadomych dla mnie względów. Jak już się robi jeden krok, trzeba zrobić kilka kolejnych. A tak zostaje niedosyt.
Ella i John to nie jest prosta romantyczna historia na piątkowy wieczór. Jej celem jest sprowokowanie debaty o mocy wybaczania, stosunku do seniorów i niesprawiedliwości, jaką niekiedy niesie ze sobą życie. Jednak przede wszystkim należy się na niego wybrać dla wspaniałego duetu Mirren-Sutherland.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj