Emily w Paryżu to na pewno specyficzny serial, który trzeba oglądać z dystansem i akceptacją konwencji. To sprawdzało się w pierwszym sezonie, w którym bajkowość Paryża i duża dawka humoru gwarantowały wyśmienitą rozrywkę. Jednak twórca Darren Star w 2. sezonie wyciągnął błędne wnioski. Skierował tę serię w stronę marnej jakości opery mydlanej i pozbawił fabułę najważniejszych zalet. Niestety teraz jest tylko gorzej – i to pomimo optymistycznych rozwiązań i odważniejszych decyzji.  Plusem na pewno jest odcięcie większości sezonu od trójkąta miłosnego Gabriel-Camille-Emily, który był nudny i mdły. Kłopot w tym, że wątek nie został porzucony, a związany z nim cliffhanger wzbudza jedynie niesmak i frustrację. Twórca poszedł w totalną skrajność – nie pozwolił bohaterom na szczęście. Na ślubnym kobiercu Camille mówi, że Gabriel kocha Emily, a ta na pewno jest zakochana w nim. Uważam, że to przekroczenie granic dobrego smaku! To irytujące, bo większość wątków obyczajowych tych postaci szła rozsądnym torem (z wyjątkiem wprowadzonego od czapy wątku homoseksualnego romansu Camille, który wydawał się niedorzeczny i niepotrzebny). Dodanie do tego całego równania ciąży wybranki Gabriela miało pewnie wywołać emocje i zbudować napięcie przed potencjalnym 4. sezonem, który przez to też zapowiada się fatalnie. Mam wrażenie, że twórcy zapomnieli, co widzom podobało się w tym serialu, bo wszystkie jego zalety zniknęły bezpowrotnie.
fot. Netflix
+8 więcej
Agencja Savoir kończy działalność, a Madeline i Emily, próbując ratować to, co zostało, wpadają w tarapaty. Wątek z tak dużym potencjałem wypada dość przeciętnie, bo zamknięto go w niezmiernie nudny sposób. To, co powinno dodać świeżości produkcji, zostało szybko sprowadzone do krótkiego ozdobnika, bo chwilę później wszystko wróciło do normy. Zmarnowany wątek, który niczego nie zmienił. Agencja pracuje nadal pod inną nazwą, a odcięcie od amerykańskiej firmy nic nie znaczy. Mam wrażenie, że twórcy nie mieli na to pomysłu.  3. sezon Emily w Paryżu ma te same problemy co poprzedni. Humoru jest tu jak na lekarstwo. Brakuje też głębszego spojrzenia na pracę agencji marketingowej. To, co napędzało pierwszą serię pod kątem fabularnym i komediowym, zostało zmarginalizowane. Twórcy są zainteresowani dyrdymałami w stylu kiepskiego trójkąta miłosnego czy potencjalnej "zdrady" pracownika Sylvie. Nie zapominajmy o beznadziejnym wątku uczuciowym szefowej Emily. Mnóstwo jest w tym sezonie wątków głupich, zbytecznych, kompletnie nieprzemyślanych. W tym sezonie więcej czasu ekranowego dostaje Mindy i... jest to kolejna zła decyzja. Obnaża ona nie tylko kiepską grę aktorki, ale przede wszystkim to, jak mało interesującą postacią jest przyjaciółka Emily. Jej perypetie miłosne stoją na tym samym złym poziomie co pozostałe wątki obyczajowe produkcji. Różnica polega na tym, że w tamte w pewnym stopniu możemy się zaangażować, bo postacie generują jakieś emocje. Mindy jest nam zupełnie obojętna. Emily w Paryżu sprawdza się jako niezobowiązujący, ładny dla oka, lekki serial. Trudno jednak z czystym sumieniem polecić kontynuację. Poziom rozrywki jest mizerny i nie pozostawia z pozytywnym wrażeniem jak pierwszy sezon. Niestety jest też gorzej niż w 2. serii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj