Do tego, że Tommy Lee Jones jest doskonałym aktorem, nikogo nie trzeba przekonywać, a teraz po raz kolejny udowadnia, że jest też bardzo dobrym reżyserem. Pierwszy film Jonesa, The Three Burials of Melquiades Estrada (w którym zagrał również główną rolę), wskazywał na to, że popularny aktor potrafi sobie świetnie poradzić w zupełnie innej roli. Dekadę po swoim reżyserskim debiucie Jones powraca na Dziki Zachód, cofając się jednak w czasie do XIX wieku. Widzimy świat daleki od wyidealizowanych westernów z Johnem Wayne'em czy Garym Cooperem. Farmy na prerii to brudne lepianki lub chałupy zbite byle jak z desek, których mieszkańcy toczą codzienną walkę o przetrwanie.   Głównym bohaterem nie jest dzielny kowboj czy samotny mściciel, ale kobieta, Mary, zagrana rewelacyjnie przez Hilary Swank. Niezależna, wykształcona, mająca swoje zdanie, samodzielnie radząca sobie z gospodarstwem, a równocześnie kompletnie niepasująca do swojej epoki, w której rola kobiety sprowadzała się do rodzenia dzieci i zajmowania się domem. Mary próbuje jakoś się dopasować, co prowadzi do bardzo zabawnej, ale również przejmującej sceny, w której ta dumna kobieta prosi o rękę jednego z okolicznych farmerów, tępego i ograniczonego chłopaka. Szansą na wyrwanie się z tego świata i być może odnalezienie szczęścia okazuje się możliwość odwiezienia do rodzin trzech kobiet, które nie wytrzymały psychicznie trudów życia na prerii  i wpadły w obłęd. Ich mężowie postanawiają pozbyć się ciężaru, z którym nie mogą lub nie chcą sobie poradzić. Przypadek, który sprawia, że to właśnie Mary ma się nimi zająć, przyjmują z wybawieniem. Pozbyli się kłopotu. Kolejny przypadek sprawia, że Mary spotyka na swojej drodze starego włóczęgę, Georga Briggsa (świetny Tommy Lee Jones), który w zamian za uratowanie życia i sowitą zapłatę godzi się pomóc jej w trudnej i niebezpiecznej podróży, którą śledzimy z zapartym tchem. Nie spodziewajcie się jednak wielu strzelanin, pościgów i tym podobnych atrakcji. Obserwujemy konfrontację głównych bohaterów i ich postaw - szlachetnej i bezinteresownej Mary oraz zgorzkniałego, cynicznego, starego oszusta. The Homesman to kolejny film, w którym mężczyźni okazują się słabi i egoistyczni. To nieudacznicy, którzy swoje porażki starają się zamaskować agresją i przemocą. Kobieta zaś jest postacią szlachetną, pełną empatii,  która widzi zdecydowanie więcej niż tylko czubek własnego nosa. W tym sensie Mary i Furiosa z “Mad Maxa” są sobie bardzo bliskie. Podobnie jak Max również Briggs musi przeżyć wstrząs, żeby odzyskać wiarę, że czasem warto, a nawet trzeba nadstawić karku w słusznej sprawie. Na jak długo tej wiary wystarczy? To już zupełnie inna historia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj