Facet z zasadami sprawia wrażenie tworu, który powstał w wyniku fascynacji Kelley'ego hitem Sukcesja i podobnymi serialami. Widać, że twórca miał ambitny plan i chciał pokazać obraz współczesnego świata. Starał się przedstawić tytułowego bohatera w sposób autentyczny. Niestety gdzieś się pogubił, a pierwowzór literacki nie wystarczył, aby stworzyć angażującą historię. Nie jest to ani Sukcesja, ani nawet dobry serial, bo zbyt wiele rzeczy się tutaj nie klei. Po dobrnięciu do końca ostatniego odcinka nie poczujemy żadnej satysfakcji. Ba, przez bardzo specyficzne zakończenie sądzę, że to zwyczajne marnowanie czasu.
Facet z zasadami ma potencjał i dobre momenty. Szermierki słowne są genialne. Dochodzi do nich w wątku batalii tytułowego bohatera z bankiem, który uwziął się na jego długi. Puenty uderzają w przeciwnika mocniej niż prawy sierpowy. Szkoda tylko, że takich momentów jest niewiele. Trudno powiedzieć, czy to wina twórców serialu. Może literacki pierwowzór nie był zbyt dobry? Komentarze fanów powieści sugerują jednak, że błędy popełniono w adaptacji. Pomysły stają się odtwórcze, powtarzalne i pozbawione napięcia.
Jeff Daniels jest świetny jako Crooker, tytułowy facet z zasadami. Rozumiem i dostrzegam cel historii, którym jest ukazanie zarówno jego zepsucia, jak i człowieczeństwa. Ten bohater ma określone zasady, ale daleko mu do dobrej osoby (czy choćby kogoś sympatycznego). Daniels robi, co może, by wzbudzić emocje i zaciekawić widza, ale to nie wystarcza. Problem stanowi też zakończenie, które jest sugerowane już w pierwszej scenie. Ono niczego nie wnosi! Jest po prostu nudne. Wtedy dochodzi do nas, że ta cała historia nie była warta czasu. I nawet dobre momenty nie wynagradzają braku satysfakcji z dotrwania do końca. Inni aktorzy też się starają, ale żadna postać nie dojrzewa, nie przechodzi wyraźnej i wiarygodnej przemiany, a to doprowadza do tego, że wydarzenia są powtarzalne i ograne. Może tylko Raymond się zmienia, ale jest to banalnie pokazane.
Wątek Crookera jeszcze może się podobać, ale drugi główny temat serialu to dowód na scenariuszowe lenistwo. To wygląda tak, jakby David E. Kelley bardzo chciał, aby Facet z zasadami był komentarzem społecznym dotyczącym współczesnych problemów rasowych i tego, jak kiepsko działa system prawny w Stanach Zjednoczonych. Historia Conrada, który trafia do więzienia za to, że bronił się przed atakującym go policjantem, to sztampa. Poza tym fakt, że gliniarz bez powodu zaczął bić bohatera po wyciągnięciu go z wozu, jest kompletnie ignorowany przez obie strony w sprawie sądowej. To największy absurd, który skreśla tę fabułę. Kolejno zaserwowano schematy, które już znamy z podobnych historii: problemy w więzieniu, zagrożenie życia, rasistowski sędzia i dumanie, jak go pokonać. W tym wątku brakuje energii. To dziwne, bo David E. Kelley w wielu serialach pokazał, że doskonale radzi sobie z prawniczymi bataliami. Szkoda, że tym razem wyszło tak nieciekawie.
Facet z zasadami to serial z potencjałem, który został zmarnowany. Dobra obsada, ale nieciekawe postacie, świetny twórca, ale efekt mierny. Szkoda Waszego czasu!