[image-browser playlist="609671" suggest=""]

Najnowszy epizod nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Ponownie oglądamy miotających się po ekranie bohaterów i jesteśmy świadkami ich pseudoproblemów. Dlaczego pseudo? Ponieważ ciężko brać na poważnie rozterki naszych protagonistów, kiedy nie towarzyszą im kompletnie żadne emocje. W piątym odcinku dość dużo się dzieje, Tom wraz ze swoim synem Halem planują odbicie Bena, co im się ostatecznie udaje i oprócz chłopaka ratują również piątkę innych dzieciaków, z których jeden umiera później na stole operacyjnym przy próbie zdjęcia mu uprzęży. W międzyczasie z rąk pojmanego kosmity ginie także doktor Harris. Jak widać emocjonujących momentów nie brakuje, tyle tylko, że są one emocjonujące wyłącznie w teorii, bo praktyce całość ogląda się kompletnie obojętnie. Winą chyba należy obarczyć postacie, które są tak szablonowe, że chyba już bardziej się nie da. Do żadnej, ale to absolutnie żadnej postaci nie czuję jakiejkolwiek sympatii, nie dopinguję im, a w sytuacjach zagrażających ich życiu nie martwię się o to, czy zdołają przeżyć. Nie wiem, jak Rodat zdołał tego dokonać, ale stworzył bohaterów kompletnie bezpłciowych, pozbawionych ikry. Radę dawał może jedynie Pope, ale na nasze nieszczęście uciekł w poprzednim odcinku.

Co jest w tym wypadku na plus? Z pewnością kilka niezłych akcji, jak chociażby scena w szpitalu, czy dr Glass prezentująca czuły punkt u kosmitów. Poza tym raczej standardowo, dość dobre efekty (jak na serial oczywiście), niezły montaż i dość przyjemna muzyka. Twórcy nie ustrzegli się jednak błędów czysto logicznych. W poprzednim odcinku Dai oberwał w nogę i powinien kuleć, ale tak się dzieje. Mało tego, zabierają go na akcję, podczas której biega aż miło. Pomijając jednak tę drobną wpadkę, nawet w miarę wysoki poziom strony czysto technicznej to za mało, by przykuć widzów do telewizorów.

[image-browser playlist="609672" suggest=""]

Oglądając Falling Skies cały czas nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ktoś za bardzo inspirował się serialem The Walking Dead, z tym jednym wyjątkiem, że żywe trupy zamieniono na kosmitów. Zbyt wiele jest podobieństw: ojciec szukający syna, grupa ocalałych próbująca przetrwać w nowym, niebezpiecznym świecie, wyjęte spod prawa typy spod ciemnej gwiazdy, uprzykrzający życie naszym herosom itp. itd. Niestety produkcji Rodata i Spielberga do The Walking Dead daleko, a przecież seria Darabonta żadnym arcydziełem nie jest. Wygrywa jednak dzięki bohaterom z krwi i kości oraz emocjom, jakie towarzyszą kolejnym wydarzeniom. Ekranizację "Żywych Trupów" po prostu ogląda się z prawdziwym zainteresowaniem, natomiast kolejne przygody ufoków już nie.

Naprawdę życzę Falling Skies jak najlepiej i liczę na to, że seria nas jeszcze pozytywnie zaskoczy. Patrząc jednak na to obiektywnym okiem, ciężko jest być niepoprawnym optymistą. Jeśli serial wciąż będzie podążał wyznaczonym przez siebie szlakiem, to prędzej czy później zostanie zdjęty z anteny z powodu niskiej oglądalności, która i tak spada z każdym kolejnym tygodniem. W tej chwili "FS" jest produkcją, którą można obejrzeć, jeśli w telewizji nie ma akurat nic lepszego, a chyba nie tego wszyscy oczekiwaliśmy po serialu sygnowanym nazwiskiem Spielberga. Cóż, zawiódł nas pan, panie Steven, oj, zawiódł.

Ocena: 5/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj