"Into Fat Air" to odcinek, jakich wiele w serialu – zbiór różnorodnych gagów i mini-scenek, połączonych ze sobą większą fabułą. Tym razem pretekstem do żartów są zmagania Griffinów, którzy postanowili utrzeć nosa "wspaniałej", wywyższającej się rodzinie byłego chłopaka Lois. By to uczynić, postanawiają zmierzyć się z Fischmanami podczas wyprawy na Mount Everest.
Twórcy nadal potrafią rozbawić widza, wykorzystując różnorodne rodzaje humoru. Poczynając od słownego, sytuacyjnego, czy związanego z charakterem postaci, a na absurdalnym kończąc. Uśmiech co chwila pojawia się na naszych twarzach, a kilka scenek skutecznie uruchamia reakcję śmiana się (m.in. maszyna GP(M)S, czy "Znalazłem kamień, który mi się spodobał!"). Nie jest to wprawdzie epizod, który zaliczyłbym do 10 najlepszych, ale nie różni się też zbytnio od tego, co przywykliśmy oglądać w produkcji. Głowa Rodziny zwyczajnie nie schodzi poniżej pewnego poziomu, mimo kilku wpadek z przeszłości. Premiera najnowszego, jedenastego już sezonu, uświadamia, że twórcy nadal świetnie się bawią, pisząc nowe odcinki. Wciąż bowiem znajdują tematy, które w zabawny sposób umieją skomentować.
Na dodatek, po raz kolejny przekracza się tutaj granice tego, co pokazywane zostaje na ekranie. Nie powinno to jednak dziwić. Z każdym sezonem widzowie oswajają się bowiem z szalonymi i nieokiełznanymi pomysłami Setha i spółki. By serial nadal szokował, zaskakiwał i budził emocje, twórcy muszą przebijać swoje stare pomysły. Tym razem zahaczamy o kwestię kanibalizmu. Zaskakująco, zjedzenie zamarzniętego człowieka przychodzi Griffinom bez większych problemów. Stewie kwituje tę sytuację jedynie uwagą: "Dziwię się, że najpierw zjedliśmy człowieka, zanim pomyśleliśmy o psie".
[image-browser playlist="598294" suggest=""]
©2012 FOX
"Into Fat Air" to przyzwoity odcinek, wpisujący się w stylistykę i dobry poziom całego serialu. Nic nie wskazuje, by dobra passa MacFarlane'a miała się wkrótce skończyć. I bardzo dobrze – w naszym życiu potrzeba takich Griffinów. Dzięki nim dostajemy dobrą dawkę humoru oraz możemy spojrzeć na własne życie z innej perspektywy. Bądź co bądź – niektóre z przygód rodziny mogłyby przydarzyć się każdemu z nas. (Żeby była jasność – mówię raczej o chęci rywalizacji z innymi niż o zjadaniu członka innego klanu).
Po raz kolejny dobrze bawiłem się z Peterem i spółką. A choć "Family Guy" to produkcja, która zyskuje na oglądaniu jej hurtem, po kilka odcinków na raz, premiera nowego sezonu pokazała, że pojedyncze odcinki też potrafią zapewnić porządną rozrywkę. Oby tak dalej!
Ocena: 7/10