Finały sezonów The Walking Dead zawsze były emocjonujące, ważne i przedstawiały wydarzenia wgniatające w fotel na długie tygodnie. W tamtym serialu twórcy wiedzą, że sezon trzeba rozpocząć i zakończyć z przytupem. Czasem wychodziło to lepiej, czasem gorzej, ale nigdy tak źle jak w Fear the Walking Dead. Te dwa ostatnie odcinki mają swoje momenty, kiedy jest ciekawie, kiedy można się zaangażować, ale są one przytłaczane przez sceny przeciągające fabułę i nasycone absurdem. Tak naprawdę jedynie wątek Travisa ma w tym finale sens, bo pokazuje coś ważnego, przejmującego i dobrze nakręconego. Co prawda obrót spraw jest nieprawdopodobnie przewidywalny, ale rozegrano to całkiem sprawnie. Obserwujemy totalne złamanie człowieka przez otaczającą go rzeczywistość. W tym jednym momencie, kiedy Travis dowiaduje się, co się stało z Chrisem, coś w nim pęka. Wszelkie społeczne bariery, które czyniły go ludzkim, znikają i staje się on bestią. Ten moment twardego Travisa jest pokazany kilkakrotnie. Jego zemsta jest brutalna, szalona i tak naprawdę doskonale wpływa na rozwój postaci. To jeden z takich elementów serialu, gdzie to wszystko ma sens. Jest też postać Madison, która w tych odcinkach jedynie irytuje. Naprawdę to wszystko zaczyna przechodzić ludzkie pojęcie - co ta osoba robi, jak się zachowuje i w jaki sposób okazuje wszelkie emocje. Nie jestem przekonany, że to wina aktorki; raczej scenariusza, który robi z niej postać płytką, nieciekawą, zachowującą się głupio (pamiętacie włączenie świateł w hotelu z poprzednich odcinków?) i absurdalnie. Takim sposobem dostajemy sporo scen, w których trudno ją znieść - czy to poważne rozmowy z Travisem, czy jej zachowanie podczas dokonywania zemsty, czy brak jakichkolwiek emocji. Zauważyliście, że ta postać tak naprawdę operuje jedną miną? Tak jakby aktorka nie chciała nadać jej wyrazu. I tutaj nie chodzi o to, co jest pokazywane (jej zachowanie w niektórych scenach jest prawidłowe, a decyzje słuszne), ale o to, jak twórcy to prezentują. To nie przekonuje przy tej postaci i jedynie drażni. Najgorzej tak naprawdę jest w kolonii, gdzie twórcy prowadzą historię po linii najmniejszego oporu. Każdy kolejny etap był oczywisty, a przez to mdły i nudny. Szkoda też, że z aptekarza zrobili po prostu oszusta, bo sugestia, że w jakiś sposób może on być odporny na wirusa, była pomysłem ciekawym, ale zmarnowanym. Tak naprawdę nawet wysłanie mieszkańców na północ i wielki finał to totalna oczywistość. Skoro widzieliśmy finał nudnego wątku Ofelii w Stanach Zjednoczonych, było do przewidzenia, że istnieją jakieś bojówki pilnujące granic. Cliffhanger powinien być emocjonujący, zaskakujący, ale ten taki nie jest. Wydaje się przewidywalny i pozbawiony emocji, bo komu tak naprawdę zależy na Lucianie i Nicku? Problem polega na tym, że twórcom nie udało się stworzyć emocjonalnej więzi między widzami i bohaterami, która jest podstawą oryginału. Najgłupszym wątkiem okazał się atak gangsterów na kolonię, który jest totalnym absurdem. Nie chodzi tylko o głupie zachowanie napastników, którzy marnują amunicję bez sensu, ale też o ich zmagania ze szwendaczami. To, że oni nie mogli sobie poradzić z większą grupą zombiaków, jest naciągane, bo przecież było ich sporo, a zombiaki są głupie, więc jakim problemem było zabicie ich nożami po kolei? A jeśli już nie mogli sobie z tym poradzić, dlaczego nie uciekli? To wszystko ma niesamowite dziury, które tylko potwierdzają brak przemyśleń scenariusza. Ciekawe jest to, że w finale Fear the Walking Dead twórcy przekroczyli niesamowitą granicę kiczu. Scena w szpitalu, w której Nick wkłada palce przez oczy do mózgu, jest godna horroru kina Z, a nie serialu aspirującego do miana ambitnej rozrywki. Cała ta sekwencja wygląda tragicznie, głupio i brak w niej sensu. Kiepskie praktyczne efekty specjalne, dziwna mina Nicka - nic tutaj nie działa jak trzeba. Twórcy na siłę pokazują sceny drastyczne, gdy nie jest to potrzebne. To tylko jeden z przykładów; innym może być operacja na czaszce Oskara. Po co to mieliśmy oglądać? Co to daje widzom? Finał drugiego sezonu Fear the Walking Dead kończy się słabo - bez pomysłu, z absurdalnymi wątkami, bez ciekawych bohaterów i emocji. Tak jak po każdym sezonie The Walking Dead pozostają emocje i chęć powrotu, tak tutaj jest obojętność. Czy w ogóle jest sens wracać w trzecim sezonie, skoro ten serial nawet nie próbuje serwować ciekawej rozrywki? Mógłby być bardziej interesujący, gdyby bohaterowie się zmienili, ale na to się nie zanosi, skoro zabito tylko jedną irytującą postać w ostatnich odcinkach. Serial ten wciąż pozostaje jednym z największych rozczarowań.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj