Nowy odcinek Fear The Walking Dead wciąż utrzymuje przyzwoity poziom, jaki prezentuje serial od początku trzeciego sezonu. Po epizodzie skupiającym się na postaci Salazara, znowu w akcji zobaczyliśmy wszystkich bohaterów, co sprawiło, że sprawnie przeskakiwaliśmy między wydarzeniami. Nawet te bardziej przegadane momenty nie nużyły, ale interesowały i dobrze skupiały uwagę. Już sam początek odcinka mógł się podobać ze względu na dramat małżeństwa i całkiem widowiskowy pożar. W odróżnieniu do The Walking Dead, spin-off nie rozmienia się na drobne, a poszczególne wątki są konkretnie nakręcone. A dzięki temu, że nastąpił skok jakościowy, a nowa historia w trzeciej serii rozwija się w ciekawym kierunku, w końcu można powiedzieć, że ten serial zaczął sprawiać przyjemność z oglądania. Zdecydowanie najmocniejszym wątkiem piątego odcinka była podróż Madison z ekipą z rancza. Nie mogło zabraknąć podczas ich wyprawy potyczki z zainfekowanymi. W Fear The Walking Dead twórcy lubią wymyślać coraz to nowsze bronie do walki z nimi i co najważniejsze nie muszą się przy tym ograniczać. Pałka policyjna okazała się bardzo skuteczna, a przy okazji dostarczyła nieodzownych brutalnych scen, porównywalnych do łyżki w oku Troya. Jeszcze bardziej obrzydliwie wyglądał kruk (prawdziwy, a nie CGI!) wyjadający mózg McCarthy’ego, który powtarzał w kółko kilka zdań. To było wstrętne i przerażające, ale o to właśnie chodzi. Widzieliśmy już wiele okrutnych scen w Fear The Walking Dead, ale twórcy mają głowy pełne pomysłów i wciąż potrafią zaszokować. W końcu poznaliśmy też nową grupę, która jest odpowiedzialna za cały ten horror oraz za śmierć Travisa; będzie głównym przeciwnikiem dla naszych bohaterów. Walker, lider Indian, jest wyrazisty i wydaje się być pewną siebie oraz bezwzględną osobą, a do tego ma jeszcze osobiste porachunki z rodziną Otto. To będzie inny wymiar konfliktu, inny niż to, co mieliśmy okazję do tej pory oglądać w obu serialach o apokalipsie zombie. Będzie oparty na głębszych emocjach, a nie tylko na chęci dominacji. Z jednej strony jest to powiew świeżości, ale również znowu potwierdza się to, że najgroźniejsi w całej historii są ludzie, a nie zarażeni. Z kolei Madison wyrasta nam na takiego Ricka w Fear The Walking Dead. Żądza zemsty za śmierć Travisa ani trochę nie wpływa na jej trzeźwe myślenie i bardzo szybko przejmuje kontrolę nad grupą, stając się liderką, a zarazem mózgiem operacji. Między nią, a Troyem wciąż iskrzy i bardzo dobrze, ponieważ nawet jeśli Madison nie należy do najsympatyczniejszych postaci serialu, to przynajmniej ich interakcje nie są miałkie i bezbarwne. A takie przeciąganie przez nią struny może skończyć się dramatycznie, ponieważ zachowanie Troya jest nieprzewidywalne, co przy okazji też dobrze działa na serial, bo ciekawi jak twórcy poprowadzą ten wątek. Z jednej strony w tym odcinku oglądaliśmy jak Madison doradza, ale też matkuje Troyowi, a z drugiej na ranczu Jeremiah Otto ucinał sobie pogawędki z Nickiem, a nawet dał mu rewolwer. Ich rozmowa zakończyła się niespodziewanie humorystycznym akcentem. Wydawało się, że historia Jeremiaha związana z polowaniem na jelenia pod wpływem alkoholu, będzie mieć jakiś tragiczny lub traumatyczny koniec na przykład z przypadkowym postrzeleniem dziecka, a tutaj zaimprowizowana przez Daytona Calliego odpowiedź wyszła naprawdę zaskakująco i zabawnie. A przy okazji dobrze podkreśliła charakter tej postaci. Nie zmienia to faktu, że akurat wątek Nicka nie za bardzo angażował widza, nawet kiedy spędzał romantyczną noc z Lucianą. Już mogliśmy się szykować do ciekawego obrotu sytuacji po jej powrocie, a ona znowu zostaje odstawiona na boczny tor, w wyniku jej ucieka z rancza. Słabo to twórcy rozegrali. Pozbyli się jej, jakby była nic nieznaczącą postacią. Trudno też było wczuć się w wątek Alicii przeżywającej kryzys egzystencjonalny, ponieważ twórcy za szybko go rozwijają. W jednej chwili wskakuje do łóżka Jake’a, a potem oglądamy jak skacze do jeziora, choć w pierwszej chwili mamy wrażenie, że po prostu rzuciła się w przepaść. Przez to nie jest łatwo zaangażować się w wydarzenia z nią związane. Podobnie zresztą rzecz się miała z wątkiem Salazara i Stranda. Za krótko mieliśmy okazję napawać się napiętą relacją między nimi. Szkoda też, że nie zagościli na dłużej w hotelu opanowanym przez zainfekowanych, ponieważ był tutaj potencjał na kilka scen grozy, a dzięki ciemności zbudowano mroczny klimat tego miejsca. Trochę horrorowatych motywów nie zaszkodziłby serialowi. Nowy odcinek Fear The Walking Dead był niezły i miał kilka ciekawszych momentów. Co prawda postacie znowu nieco miotają się w swoich poczynaniach, ale dzięki nowemu otoczeniu i nietuzinkowym nowym postaciom, nie razi to tak po oczach, jak w poprzednich sezonach. A do tego malująca się na horyzoncie perspektywa ewentualnego konfliktu między ludźmi z rancza a Indianami wygląda wyjątkowo interesująco i zachęca do śledzenia kolejnych epizodów. Aż chce się oglądać dalsze losy naszych survivalowców!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj