Po słabym poprzednim odcinku, Fear the Walking Dead odżywa skupiając się na dwóch bohaterkach i ich burzliwej przeszłości. Jest lepiej, ale do wysokiego poziomu pierwszej części sezonu jeszcze trochę brakuje.
Jak to zwykle bywa w trakcie sezonu
Fear the Walking Dead grupa została rozdzielona, a nowy odcinek skupił się wyłącznie na dwóch postaciach. Na pierwszy ogień poszły Alicia i Charlie, które z powodu porywistej burzy, która już dawała się we znaki w poprzednim epizodzie, utknęły w opuszczonym domu. Trzeba powiedzieć, że pogoda odegrała tutaj mniejszą rolę niż można było się spodziewać, choć udało się zbudować atmosferę zagrożenia. Bębniący w tle deszcz, wiatr uderzający w okna i przeciąg dawały poczucie uwięzienia i klaustrofobii. Dobrze, że akcent padł właśnie na napięte relacje Alicii i Charlie, a burza była tylko pretekstem do ich pogłębienia.
Na pewno na słowa uznania zasługuje w tym odcinku Alycia Debnam-Carey wcielająca się w swoją imienniczkę. Już w poprzednim sezonie aktorka pokazała, że potrafi zagrać fantastycznie i zahipnotyzować widzów, a tutaj nawet wzięła cały epizod na swoje barki. Z przyjemnością ogląda się taki talent i można nawet pokusić się o stwierdzenie, że dobrze wypełnia lukę po uśmierconej Madison w roli głównej bohaterki serialu. Poza tym jej postać wciąż ewoluuje, więc nie wiemy do końca jak daleko może się posunąć w swoim postępowaniu, co intryguje. Jak najbardziej można było uwierzyć w to, że jest w stanie zastrzelić Charlie, która przyczyniła się do śmierci jej rodziny. Sceny w zalanej piwnicy trzymały w napięciu, ale niepotrzebnie wpleciono w to obrazki z Madison i Nickiem, które zamiast zintensyfikować emocje, rozkojarzyły nadmierną podniosłością. Twórcy po prostu przedobrzyli.
Alexa Nisenson również udanie asystowała Alycii Debnam-Carey. Miała kilka momentów, gdzie dzięki jej niezłej grze rosły emocje i niepewność o jej los. Poza tym nie można zignorować podobieństwa tej postaci do Lizzie z
The Walking Dead. Na szczęście twórcy inaczej podeszli do tematu zaburzenia psychicznego dziewczynki, choć powtórzył się motyw próby zabójstwa. Zamiast spoglądania na kwiatki, nasze bohaterki utknęły w zalanej piwnicy, gdzie nastąpiła kulminacja wydarzeń. Niestety cała historia była łatwa do przewidzenia, że to właśnie tam ich konfrontacja osiągnie najbardziej dramatyczny punkt. Również naciągane jest uratowanie ich przez zainfekowanego, który spadł z drzewa akurat na zablokowane drzwi. Zabrakło pewnego rodzaju poczucia niezwykłości sytuacji, aby docenić ten szczęśliwy zbieg okoliczności. Podobnie rzecz się ma z wyobrażaniem sobie plaży przez Charlie, gdzie też zrobiono wszystko, aby stworzyć poetycki klimat, ale znowu coś nie do końca zagrało. Prawdopodobnie to kwestia niezbyt dobrego nakreślenia relacji tych bohaterek, co zaowocowało brakiem wyjątkowości chwili, a także odczuciem, że już to gdzieś widzieliśmy.
Najnowszy odcinek
Fear the Walking Dead trzyma się obranej drogi, którą wyznaczyli sobie twórcy na początku sezonu. Skupili się bardziej na stronie psychologicznej postaci i nie spieszą się z akcją, by uzyskać jak najwyższą jakość epizodu. Niestety tym razem odcinek się mocno dłużył, choć element katastroficzny wprowadza duże urozmaicenie dla całej historii. Poza tym efektownie pokazywana jest burza, która rozdzieliła grupę, chociaż większe wrażenie robili fruwający zarażeni z poprzedniego tygodnia. Ważne, że odcinek był znacznie lepszy niż ten premierowy sezonu 4B, ale apetyty jednak były większe na bardziej konkretne i śmielsze rozwiązania pod względem fabularnym. Oby następny epizod utrzymał tendencję zwyżkową, bo na razie
Fear the Walking Dead po powrocie rozczarowuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h