4. sezon Fear the Walking Dead zadziwia pod każdym względem. Kto by się spodziewał, że najnowszy odcinek, który opowiada o miłosnej historii dwóch zupełnie nowych postaci w serialu, może być tak pełny wdzięku i uczuć? A jednak twórcy znowu pozytywnie zaskoczyli.
W tym tygodniu
Fear the Walking Dead całkowicie skupił się na postaci Johna Doriego, przybliżając nam jego historię związaną z Laurą. To trochę zaskakująca sytuacja, ponieważ spodziewaliśmy się raczej odcinka pełnego akcji, gdzie grupa Alicii planuje zemstę na Sępach, więc przed twórcami stało trudne zadanie, aby mimo wszystko zadowolić widzów. Cała sztuka polegała na tym, aby nie ruszając z fabułą do przodu, sprawić, żeby epizod nabrał uroku i przyjemnie się go oglądało. I to się udało osiągnąć, a
Fear the Walking Dead znowu udowodnił, że w czwartym sezonie nastąpił skok jakościowy, a scenariuszy nie pisze się na kolanie. A do tego przyniósł trochę emocji, choć zupełnie innych niż mogliśmy oczekiwać.
Na pewno zaskoczeniem było to, że tak szybko poznaliśmy historię Johna, który przecież jest nową postacią w
Fear the Walking Dead, ale już na samym początku serii zyskał sobie sympatię widzów. To prosty, trochę dziwny, ale dobry i honorowy człowiek, który nawet nie chce używać rewolwerów do zabijania, a przecież strzelcem jest wyborowym. Zresztą o mało przez to sam nie zginął, a dopiero przełamał się, ratując Laurę przed kąsającymi zarażonymi. Te sceny nie tylko emocjonowały, ale również miały coś z westernu, co jak na powagę
Fear the Walking Dead wyglądało nieco figlarnie, ale fajnie. W każdym razie John bardzo mocno kontrastuje z niemal wszystkimi postaciami, jakie do tej pory pojawiły się w obu serialach. Przypomina swoim zachowaniem i sposobem mówienia nieco Forresta Gumpa, w którego wcielał się Tom Hanks, ale to działa tylko na jego korzyść. Wnosi wiele pozytywnej energii do całej historii, choć zanosi się w kolejnych odcinkach na jego osobisty dramat, jeśli zostanie potwierdzona śmierć Naomi aka Laury.
Odcinek toczył się swoim powolnym tempem, obserwowaliśmy samotne życie Doriego, które odmieniło się za sprawą Laury. Prostymi środkami twórcy budowali więź między tą dwójką, która przerodziła się w uczucie. Zwykłe łowienie ryb, oglądanie filmów, granie w scrabble czy wyjście do sklepu zbliżyło ich do siebie. Nie było w tym pośpiechu czy fałszu w zdobywaniu wobec siebie zaufania. Duża w tym zasługa aktorów, którzy z wyczuciem odgrywali swoje role. Potrafili bardzo subtelnie wydobyć nadzwyczaj wiele emocji ze swoich bohaterów, którzy bardzo cierpią wewnętrznie. Weźmy choćby reakcję Johna na wieść, że Laura niebawem odejdzie, na twarzy zachowywał względny spokój, ale wyczuwało się, że w środku jest całkowicie załamany. To chwytało równie mocno za serce, co jego późniejsze wyznanie miłości. Prostota i szczerość tych słów uderzała najmocniej.
Garret Dillahunt jest naprawdę świetnym aktorem, podobnie jak
Jenna Elfman, która też w tym odcinku pokazała szeroką gamę uczuć.
Ponadto odcinek został bardzo dobrze zrealizowany. Jednak byłoby przesadą powiedzieć, że ta miłosna historia wciągała od pierwszej do ostatniej minuty, choć była na pewno pełna wdzięku w tym apokaliptycznym świecie opanowanym przez zombie. Zainfekowanych na szczęście też nie zabrakło, ale twórcy ograniczyli makabryczność obrazków, często kręcąc ich z oddali. A bliskie konfrontacje z zarażonymi też nie raziły brutalnością, której nie szczędzą widzom w
Fear the Walking Dead. I dobrze, bo zaburzyłoby to ten spokojniejszy ton odcinka. Do tego jeszcze dobrze wpasował się do całej historii Morgan, który wysłuchał opowieści Johna. Ta postać odżyła w tym spin-offie. To jest ten Morgan, którego chcemy oglądać, z tą jego filozoficzną i całkiem pozytywną, ale przekonującą postawą samotnika.
Najnowszy odcinek był inny niż wszystkie, jakie do tej pory oglądaliśmy w serialu, ponieważ był wyjątkowo uczuciowy. Natomiast nie zmienia to faktu, że był on również nudny, jak na dynamikę
Fear the Walking Dead. Jednak najważniejsze, że twórcy się do niego przyłożyli, ponieważ wystarczył ten jeden odcinek, aby uwierzyć w love story Doriego. Ciekawi też, czy zobaczymy podobną retrospekcję Althei, która na pewno też skrywa może nawet bardziej interesującą historię. Ale raczej wolelibyśmy wrócić do głównego wątku stadionu i zemsty grupy Alicii na Sępach. Czas na rozkręcenie akcji w tym sezonie!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h