W nowym epizodzie Fear the Walking Dead zobaczyliśmy dużo znajomych twarzy, co na pewno zelektryzowało fanów uniwersum. Wróciliśmy do wątku Dwighta i Sherry, którzy spotkali się po długim czasie rozstania. Przez to, że twórcy skupili się bardziej na tej parze, Althea pozostała nieco w cieniu, co było słuszną decyzją. Z kolei Morgan odegrał większą rolę w odcinku niż tylko epizodyczną, którą wyznaczono mu po premierowej odsłonie szóstego sezonu. Więc chwilami można było się poczuć, jakbyśmy się na chwilę przenieśli do The Walking Dead. Do tego wrócił Rollie, którego nie widzieliśmy od czasu pokonania Logana. Jego powrót nie jest czymś przełomowym i nie ma takiej rangi, jak pojawienie się Sherry, ale dobrze, że nie został zapomniany. Mężczyzna dołączył do grupy zamaskowanych osób pragnących dopaść Virginię. Te maski dodają im oryginalności. Co ważniejsze, nie zakładają ich dla samej hecy, tylko mają ku temu powody.  Twórcy skoncentrowali się na wątku Dwighta i Sherry, którzy po ponownym spotkaniu wcale nie rozpoczęli „długiego i szczęśliwego” nowego życia. Rozłąka ich zmieniła i teraz mają inne cele. Z jednej strony postawa Dwight wzbudzała wątpliwości i niechęć do tego bohatera, ponieważ dla ukochanej był w stanie zrobić wszystko, włącznie z torturowaniem człowieka i zdradą przyjaciół. Ale z drugiej strony Sherry, która nie spocznie, póki nie pokona Virginii, nie chce, aby jej mąż znowu stał się z jej powodu brutalny i bezwzględny jak za czasów rządów Negana. Ich skomplikowana relacja na tym etapie historii jest świetnie wytłumaczona. Cieszy, że wykorzystuje się do tego również ich przeszłość, którą znamy z The Walking Dead. Szkoda, że twórcy nigdy nie potrafili się tak zatroszczyć o Morgana, który jest bardzo niestabilnym bohaterem. Ale skoro ten romansowy wątek jest tak rozsądnie prowadzony, to może i na Jonesa znajdą receptę.
fot. AMC
+8 więcej
Momentami szósty epizod trzymał w napięciu, jak wtedy, gdy Sherry chciała wystrzelać ludzi Virginii. Dostarczyła kilku chwil niepewności. Natomiast świetny był pościg na koniach za opancerzonym wozem Althei. Sceny zostały sfilmowane znakomicie, co nadawało dynamiki wydarzeniom, które były niezwykle widowiskowe. Walka Dwighta o utrzymanie się na wozie również wyglądała przekonująco, więc wywoływała dreszczyk emocji. Zupełnie jakbyśmy oglądali western, w którym bandyci dostają się do pędzącego pociągu. Jedynie można się doczepić do nagłej zmiany pogody, która nastąpiła po przejęciu samochodu, na co już twórcy najwyraźniej nie mieli wpływu podczas zdjęć na planie. Mimo to cała akcja prezentowała się imponująco. Piąty odcinek wyznaczył również kurs, w jakim będzie zmierzać fabuła szóstego sezonu, czyli obalenie Virginii. Tylko teraz bohaterowie mają ku temu argumenty za sprawą opancerzonego wozu, pomocy zamaskowanej grupy i Al, która może działać z ukrycia, będąc „martwa”. Do tego posiadają bezpieczne miejsce do schronienia się, które buduje Morgan. Twórcy nie zapomnieli o osobach z wieżowca z trzeciego odcinka, które powróciły na chwilę, aby historia poskładała się w przyjemną całość. Te wszystkie elementy dobrze budują grunt pod konkretniejsze wydarzenia dla dalszej części sezonu.  Honey to dobry i solidny odcinek. Obejrzeliśmy kilka efektownych scen, a ta oryginalna lokacja też prezentowała się świetnie. Fabularnie serial nie zawodzi, a relacje między bohaterami są wielowymiarowe, dzięki czemu są one wiarygodne. Tylko emocji nie wywoływało to tak wielkich, jakby można było oczekiwać. Chwilami epizod się dłużył, mimo że obejrzeliśmy tak fajną dynamiczną scenę pościgu. W każdym razie Fear the Walking Dead wciąż trzyma wysoki poziom i jakość w szóstym sezonie. I wcale nie są do tego potrzebne hordy zarażonych, o czym mogliśmy się przekonać w tym odcinku. I tak jest ciekawie!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj