Jedenasty odcinek Fear the Walking Dead tym razem skupił się na Danielu, Lucianie i Wesie. Twórcy kontynuują historię z pogarszającą się pamięci u Salazara, który nawet zapomniał, że jego córka nie żyje. Wszystko mu się miesza w głowie. Czuje się nieco zagubiony, dlatego bohaterowie znowu wpadli przez niego w kłopoty. Gdyby nie świetny Rubén Blades ten wątek mógłby się okazać zwykłą stratą czasu. Jednak aktor pokazał kolejne oblicze Daniela, który z jednej strony budził współczucie – bezgranicznie wierzył, że Ofelia jest cała i zdrowa. Z drugiej z wielka swobodą wykorzystywał umiejętności z przeszłości, gdy działał na rzecz CIA. Nie widział w tym nic złego, a wręcz był z tego dumny, co w pewnych momentach ocierało się o czarny humor. Nie pamiętał o tym, że żałował swoich czynów, a mimo to pragnął powiedzieć prawdę córce. Blades zagrał tak przekonująco, że cały ten wątek zyskał na jakości i budził emocje. Nie był to odcinek pełen dynamicznej akcji, ponieważ duży nacisk położono na Daniela i Lucianę, która starała się mu pomóc i przekonać, że Ofelia nie żyje. Epizod urozmaiciło uprowadzenie trójki głównych bohaterów przez Arno, który domagał się od nich wyjawienia informacji na temat broni. Trafiliśmy do nowej miejscówki, która prezentowała się efektownie z tymi prowizorycznymi mostkami prowadzącymi do schronień.  Jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że twórcy udramatyzowali to miejsce szwendaczami, aby wyglądało groźniej. Chyba zdawali sobie sprawę, że mogło to wzbudzić wątpliwości widzów, dlatego Arno wytłumaczył dociekliwemu Danielowi, dlaczego mieszkają w ten sposób. Brakowało szybkiej akcji w tym odcinku, ale nie brakowało grozy. Po pierwsze, straszyły obrzydliwe zombie, których charakteryzacja imponowała. Szczególnie te napromieniowane i pokryte bąblami wyglądały makabrycznie. A warto podkreślić, że make-up musiał być dopracowany w najmniejszych szczegółach, ponieważ wydarzenia rozgrywały się w świetle dziennym, więc każde niedociągnięcie byłoby widoczne. Po drugie, fajnym pomysłem była ta wisząca klatka nad grupką wygłodniałych zombie, do której najpierw został wrzucony Wes, a następnie Arno. Tego jeszcze nie oglądaliśmy, a później przekonaliśmy się, że to bardzo skuteczny sposób wywoływania terroru w więźniach, a także okrutny rodzaj zadawania śmierci.
fot. AMC
+6 więcej
Podobnie jak w poprzednich dwóch odcinkach nie obyło się bez śmierci drugoplanowej postaci. Tym razem dla odmiany, zamiast nowego bohatera z antologicznej historii, padło na osobę, która pojawiła się w kilku epizodach. Daniel wrzucił Arno do klatki, po czym spuścił ją do zombie, które obgryzły mu nogi. Było to bardzo brutalne, a efektu dodawały agonalne krzyki Arno. To dość zaskakujące, że tak szybko został uśmiercony w serialu, bo wydawało się, że odegra sporą rolę w tym sezonie. Niestety, sprowadziła się ona tylko do robienia zamieszania, ścigania Alicii i wyjaśnienia, co wydarzyło się z ludźmi Teddy’ego. Trochę szkoda, ponieważ Spenser Granese, który wykreował nawet wyrazistego antagonistę, miał potencjał, żeby konkretnie namieszać w wojnie między Morganem i Strandem. Po prostu ten złoczyńca miał za zadanie urozmaicić akcję, ale nie odciągając uwagi od głównych bohaterów. Warto dodać, że twórcy nie zaniedbali Arno, pamiętali o jego ranie z 9. odcinka, ponieważ w tym najnowszym miał już odciętą rękę. Jednak zanim Arno umarł, wyjawił jeszcze, że w wielkiej dziurze, która powstała po uderzeniu pocisku nuklearnego, gromadzą się zombie i ktoś je stamtąd wypuszcza. Wrócił motyw napromieniowanych szwendaczy, więc ich zabijanie będzie znowu bardziej emocjonujące. Luciana  zrozumiała, że w tej sytuacji muszą jak najszybciej przejąć Wieżę Stranda, żeby schronić się przed tymi oryginalnymi zombie, a do tego potrzebna jest pomoc Daniela. Bohaterka postanowiła wykorzystać chorobę przyjaciela, okłamując go, że Ofelia znajduje się w kryjówce Victora. Zaskakiwało, że wykorzystała jego chorobę w taki niegodziwy sposób, aby osiągnąć cel. Akurat w tej scenie Danay Garcia zagrała bez wyrazu, ale to może kwestia świetnego Bladesa, który potrafi zdominować historię. Natomiast cały odcinek aktorka pokazywała się z bardzo dobrej strony. Dzięki temu ta relacja między Lucianą i Danielem była całkiem absorbująca. Cieszy też, że mieli możliwość porozumiewania się w ich ojczystym języku, czyli po hiszpańsku, dlatego sceny wypadały naturalnie. Wes, który został doczepiony do tego wątku, pozostawał nieco w cieniu głównych bohaterów. Jednak twórcy nie zapomnieli o jego tragicznej przeszłości z bratem i powiązaniach z grupą Arno. Czuwają nad tym, żeby decyzje postaci niosły konsekwencje w kolejnych sezonach. Wes, któremu nie spodobało się postępowanie Luciany, postanowił dołączyć do ludzi w Wieży, żeby ją uratować. To ciekawy zwrot akcji, raczej nie do końca spodziewany. Na pewno urozmaici to główny wątek wojny, który może w końcu zacznie nabierać kształtów. Pozostaje jeszcze kwestia uwięzionych zombie. Najnowszy odcinek Fear the Walking Dead był całkiem dobry. Na pewno o wiele lepszy niż dwa poprzednie z Alicią i Charlie. Czuć wyraźnie, że ta osobna historia, która skupiała się na Danielu, Lucianie i Wesu jest integralną częścią sezonu. Nie była całkowicie oderwana od najważniejszych wątków, służyła głównej osi fabularnej. Jednak mam pewien niedosyt, ponieważ odcinek miał potencjał na trochę wyższy poziom emocji. W rezultacie wyszło tylko zadowalająco. Ponadto mogła się też podobać ta pomarańczowo-brązowa kolorystyka epizodu. Z kolei końcówka zapowiada, że akcja powinna się w końcu zacząć rozkręcać. Oby tak się stało!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj