W 7. sezonie Fear the Walking Dead bohaterowie znaleźli się w nowej rzeczywistości po wybuchu głowic atomowych. Opad nuklearny spowił spore obszary, w których znalazły się główne postacie. Jest on gęsty i złowrogi. Ogranicza pole widzenia i dostępność światła słonecznego. Trawi okolicę. Twórcy zdecydowali się pokazać te skażone tereny w pomarańczowo-brązowych barwach. Z jednej strony kolory są przesadnie przejaskrawione, a wizja zagłady nuklearnej zbyt fantazyjna – jakby na siłę chciano zrobić wrażenie na widzach i udowodnić, że na zewnątrz jest niebezpiecznie. Z drugiej strony taka stylizacja jest pomysłowa i nadaje fajny, mroczny i złowieszczy klimat scenom, gdy bohaterowie przemieszczają się w kombinezonach i maskach gazowych.  Warto dodać, że zainfekowani są jeszcze bardziej obrzydliwi niż wcześniej – mają okropne poparzenia, a do tego tendencję do rozpływania się i rozpadania. Dwa nowe odcinki sezonu dość obrazowo pokazują te makabryczne zmiany w zombie, co urozmaica serial. Nie jest to coś zupełnie nowego, ale w tych warunkach inaczej się ich widok odbiera. Należy też wspomnieć, że bohaterowie muszą się mierzyć z dodatkowym zagrożeniem wynikającym z samego promieniowania (chorobą popromienną), a niektórzy mają problem ze znalezieniem odpowiedniego i nieskażonego pożywienia. Wszystko to sprawia, że fabuła jest ciekawa, ale w umiarkowanym stopniu. Nowy sezon kontynuuje obraną ścieżkę, jaką sobie wyznaczyli twórcy Fear the Walking Dead w poprzedniej serii. Chodzi o antologiczne odcinki, które skupiają się tylko na wybranych głównych bohaterach. Pierwszy epizod należy do Stranda, ale oglądamy go z perspektywy Willa. To nowa postać w serialu powiązana z Alicią, która trafia do Wieży (Tower). Tym miejscem dowodzi właśnie Victor, który zgromadził wokół siebie wybranych ludzi i stworzył wymarzone miejsce do życia w postapokaliptycznym świecie. Najwyraźniej twórcy w końcu znaleźli na niego pomysł, co było zainicjowane w końcówce poprzedniej serii. Wykorzystują jego wszystkie charakterystyczne cechy – zamiłowanie do sztuki i kultury, przebiegłość, narcystyczny charakter i socjopatyczne tendencje do manipulowania ludźmi. Zachowuje się jak pierwszorzędny dyktator, co może irytować. Ale nareszcie wie, czego chce, szczególnie od Willa. Will (w tej roli dobry Gus Halper) to sprytny młody mężczyzna, który zna się na przetrwaniu. Razem z Victorem rusza na wyprawę, która ma ich doprowadzić do Alicii. Odwiedzamy z nimi kilka niebezpiecznych miejsc i spotykamy zombie, które chętnie pokąsałyby bohaterów. Oczywiście dostarcza to dreszczyku emocji. Panowie też mają sobie wiele do powiedzenia, a o zaufaniu między nimi nie ma mowy. Akcja rozwija się płynnie, ale niezbyt dynamicznie, żeby śledzić ją z zapartym tchem. Jest kilka tajemnic w tej podróży, a sam odcinek kończy się szokująco. Z kolei drugi epizod koncentruje się na Morganie i Grace, którzy wraz z małą Mo ukryli się w łodzi podwodnej. Ich życie to nie sielanka, bo dziewczynka daje im mocno w kość swoim płaczem. Do tego potrzebuje specjalnego jedzenia dla dzieci, które na zewnątrz jest napromieniowane. Bohaterowie są mocno zdesperowani i poddenerwowani, więc wyruszają w podróż, żeby zdobyć pożywienie dla Mo. Relacje między „rodzicami” dziecka są napięte.  Grace nie wytrzymuje presji i wciąż przeżywa własną tragedię. Kłótnie tej pary nie poruszają, ale na pewno sprawiają, że ta historia jest bardziej ludzka i przyziemna w tym całym wydziwianiu twórców z łodzią podwodną, kombinezonami, licznikiem mierzącym promieniowanie (nie wspomnę już o okropnych zainfekowanych). A aktorzy, szczególnie Karen David, dobrze oddają ich burzliwe uczucia. I w porównaniu z odcinkiem ze Strandem ta historia bardziej angażuje emocjonalnie. Po pierwsze bohaterowie walczą z czasem (mogą przebywać na zewnątrz tylko 6 godzin), więc widzowie automatycznie przejmują się ich losem. Po drugie na swojej drodze napotykają pewne przeszkody, w tym parę, której historia jest naznaczona cierpieniem. To sprawia, że wydarzenia rzeczywiście trzymają w napięciu. Ich finał wiąże się z pierwszym odcinkiem. Twórcy poszli trochę na łatwiznę, rozwiązując pewne problemy, żeby mieć je z głowy. Jednak przygotowali pewną niespodziankę na sam koniec.
fot. AMC
+14 więcej
Należy też wspomnieć, że w omawianych odcinkach pojawia się nowa grupa, której drogi krzyżują się z naszymi bohaterami. Twórcy pewnie wprowadzają złoczyńców, którzy w dalszej części sezonu – gdy już dowiemy się, co się dzieje ze wszystkimi głównymi postaciami – odegrają ważną rolę, tak jak to było z Teddym i jego ludźmi. Prawdopodobnie łączy się to ze słowem, które pojawia się w tych epizodach, ale twórcy skąpią nam wyjaśnień. Jednak wydaje się to kluczem do głównej fabuły najnowszej serii. Do tego sama końcówka drugiego odcinka intryguje, bo generuje sporo pytań, a także przenosi myśli do początku 6. sezonu. Twórcy mają wiele pomysłów na rozwój fabuły w 7. serii Fear the Walking Dead, podrzucając widzom kilka szczątkowych informacji, tajemnic i motywów, które będą stanowić jej podstawę. Dodatkowo Victor ma zadatki na głównego złoczyńcę. Te dwa odcinki dobrze wprowadziły w sytuację poszczególnych bohaterów. Pokazały, czego widzowie mogą się spodziewać w pierwszej części sezonu, szczególnie pod względem opadu nuklearnego, a to nieźle wzbogaca serial. Nie były to brawurowe epizody, ale solidny start nowej serii, która wciąż ma do zaoferowania ciekawą historię z brutalnymi zwrotami akcji. Podtrzymały zainteresowanie serialem, a to jest najważniejsze. Recenzja przedpremierowa. Premiera pierwszego odcinka 7. sezonu 18 października na kanale AMC. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj