Pierwsze sceny najnowszego odcinka Fear the Walking Dead skupiły się na Dwigcie, który wrócił zdołowany do swojego dawnego domu. Strata syna odbiła się na nim bardzo negatywnie. Jednak dostał szansę, aby zrobić coś dobrego – pomóc Jayowi, który potrzebował insuliny. Pech chciał, że lek ukradli mu ludzie przebywający w znanym widzom miejscu, czyli w Sanktuarium. Ostatecznie żadne z działań nie przyniosło pozytywnych skutków, co całkowicie załamało Dwighta i stało się punktem wyjścia dla historii tego epizodu. Początkowo koncentrowaliśmy się na traumie Dwighta, ale szybko okazało się, że Sherry i June też mierzyły się z ciężarem tragicznych wydarzeń. Aby podkreślić zmagania postaci z dramatyczną przeszłością, zaserwowano nam wiele przebłysków z The Walking Dead. Pojawiły się nawiązania do flagowego serialu i historii małżeństwa Dwighta i Sherry, które zostało rozbite przez działania Negana i jego grupy. Twórcy starali się, aby wahania postaci – dotyczące zaangażowania się w walkę z Troyem czy przeprowadzenia operacji Dove – miały sens. Aktorzy robili, co mogli, aby ich argumenty brzmiały wiarygodnie. Mimo wszystko to całe wzbranianie się Dwighta czy June niezbyt przekonywało (szczególnie rozczarowywała postawa pielęgniarki). Na siłę przedłużano ich wątpliwości, próbując doprowadzić poszczególne wątki do kulminacyjnego momentu, czyli zmiany zdania pod wpływem trudnej sytuacji w opanowanym przez zombie Sanktuarium oraz wykrwawiającej się Dove. Ani to nie emocjonowało, ani nie zaskakiwało.
fot. AMC
Warto pochwalić Jaylę Walton, która wcielała się w Dove/Odessę. Co prawda jej wątek był nieco kuriozalny, ale mimo to jesteśmy w stanie zrozumieć chaotyczne zachowanie nastolatki, która przez PADRE straciła zaufanie do dorosłych. Aktorka dobrze przekazywała emocje bohaterki – jej cierpienie i pewnego rodzaju desperację. Ostatecznie i tak jej historia podążyła wyznaczonymi przez twórców torami. W końcu bardzo łatwo jest zapomnieć, jak to igrano jej życiem pod pretekstem traum, prawda? Kto miałby to za złe nieodpowiedzialnym głównym bohaterom? W odcinku pojawiło się też kilka idiotycznych motywów. Choćby ten z hordą zombie, która powodowała takie drgania, że aż Sanktuarium zaczęło się zawalać. Albo zupełnie niepotrzebna kłótnia Dwighta i Sherry w trakcie walki ze szwendaczami, przez co akcja nie mogła trzymać w napięciu. Duże rozbawienie budziło też zamknięcie Dwighta w pokoju z drzwiami zastawionymi niestabilnym krzesłem. Dodam, że okno w tym pomieszczeniu nie wyglądało na zbyt solidne, więc można było przez nie uciec. Jednak bohater wolał uderzać pięścią w ścianę. Zastanawia mnie też, dlaczego bohaterowie nie udali się po pomoc dla Dove chociażby do pobliskiej Alexandrii albo Wzgórza, które są nieco bardziej przyjaze niż Sanktuarium. Takie rażące nieścisłości zabijają poczucie realizmu i psują przyjemność z oglądania serialu. W końcówce odcinka pokazano Victora, który porwał przerażoną Tracy i przetrzymuje ją w PADRE. Jakbyśmy oglądali znowu okropnego Stranda-dyktatora z 7. sezonu. Ciągłe zmienianie jego oblicz stało się nudne i męczące. Może wątek z dziewczynką rozrusza ten serial w ostatnich trzech odcinkach i sprawi, że będzie on ciekawszy lub... chociaż znośny? 
fot. AMC
+23 więcej
Dziewiąty odcinek ma sporo wad, ale na uwagę zasługuje praca kamery. Obejrzeliśmy wiele świetnych i pomysłowych ujęć oraz kadrów. W szczególności imponowały te z Sanktuarium, bo miejsce to zostało dokładnie odtworzone na potrzeby Fear the Walking Dead. Mało tego – użyto wielu efektów praktycznych, aby walące się pomieszczenia wyglądały naturalnie, ale też imponująco. Dzięki temu można było poczuć lekką tęsknotę za The Walking Dead i samym wątkiem Zbawców. Rozpalony piec, żelazko, charakterystyczne mury, okna i pokoje – to właśnie to pamiętne miejsce, w którym rozpoczęła się historia Dwighta i Sherry! Najnowszy epizod Fear the Walking Dead zmusił bohaterów do stawienia czoła swoim traumatycznym przeżyciom, ale scenarzyści nie podołali zadaniu, aby wiarygodnie przedstawić te dramaty. Dobrze, że przynajmniej Austin Amelio, Christine Evangelista, Jenna Elfman i wspomniana Walton byli lepsi niż aktorzy z poprzednich odcinków. Przy całym tym bałaganie fabularnym przynajmniej ich gra była akceptowalna. Oby z pozostałymi odtwórcami ról było podobnie w ostatnich epizodach serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj