Finał serialu Fear the Walking Dead był kiepski – zresztą jak cały 8. sezon, w którym panował fabularny bałagan. W końcu możemy odetchnąć, że to już koniec.
Stacja AMC zdecydowała się na wyemitowanie dwuodcinkowego finału Fear the Walking Dead, aby chyba jeszcze bardziej przyspieszyć zakończenie tego skróconego do 12 epizodów sezonu. I ten pośpiech był wyczuwalny. Czyżby twórcy mieli rozpisaną fabułę na więcej odcinków, ale zostali zmuszeni do skondensowania jej do dwóch? Zamiast krok po kroku rozwijać postacie oraz ich historie, odhaczali jedynie najważniejsze wątki. Przez to atakowano widzów różnymi informacjami i wydarzeniami, które nie miały czasu wybrzmieć. Przykładem niech będzie wątek z Cranem, który niespodziewanie pojawił się w dwóch scenach, a w trzeciej został pożartym przez zombie. Nie można było go pominąć – bohater wyjawił, że to on ze swoimi ludźmi uratował Madison ze stadionu, co było istotne dla fabuły. Zresztą ważniejsza w tym wszystkim była wroga relacja Madison i Troya, która została sztucznie podkręcona. Motyw z bagnem też nie trzymał w napięciu – to zabawne, na jaki niedorzeczny pomysł wpadli twórcy! Muszę jednak przyznać, że klimatyczna scenografia z tym mostkiem robiła wrażenie.
Oczywiście nie pokazano, w jaki sposób Troy uratował Madison z bagna. Twórcy uważają, że widzom wystarczy słowne wyjaśnienie, jak do tego doszło – i to jeszcze w obecności postaci, które też znalazły się w tej scenie, aby zapełnić ekran. O dziwo scenarzyści jakoś opanowali wątki, by historia zachowała ciągłość i miała trochę sensu. Nie zapomnieli o efektownym wystrzelaniu hordy zombie, która zagrażała PADRE i nie pogubili się w kłamstwach Troya o Alicii i jego żonie. Niestety negatywnie odebrałam końcówkę 11. odcinka. Byłam w szoku, że Madison zadźgała Troya na oczach wszystkich. Zniesmaczyła mnie też informacja, że Tracy jest córką Alicii. W końcu okazało się, że to nieprawda, dlatego późniejsza rozmowa Clarków była idiotyczna.
Dwunasty odcinek dzięki akcji był trochę lepszy od poprzedniego. Zaskoczyć mogło postrzelenie Madison przez Tracy, ale twórcy „sprytnie” z tego wybrnęli. Bohaterka cudownym sposobem trafiła w medalik ze świętym Krzysztofem, którego rola w tej historii była podkreślana na każdym kroku (tak jak natrętne powtarzanie, że każdy zasługuje na drugą szansę). Do minimum ograniczono sceny z upadku PADRE, które uratowała Clark. Przynajmniej w tle leciała klimatyczna muzyka, a ujęcia w zwolnionym tempie dodawały opowieści większej powagi i rozmachu. Jednak cały efekt opowieści Victora popsuła kolejna scena, w której przenieśliśmy się na plażę. Otóż twórcy próbowali wmówić widzom, że 8-letnia Tracy sama przeniosła ranną Madison i ją opatrzyła.
Na plaży doszło do wyczekiwanego przez fanów spotkania Alicii z jej matką. Alycia Debnam-Carey opuściła serial wraz z końcem 7. sezonu, więc nie wiedzieliśmy, czy powróci w finale. Na pewno zrobiła nam miłą niespodziankę. Szkoda tylko, że bohaterka nie miała okazji pojawić się we wspólnej scenie z Victorem, Danielem czy Lucianą. Z drugiej strony – co mają powiedzieć aktorzy wcielający się w inne postaci, Sarę, Wendella czy Jacoba? W końcu zabrakło dla nich czasu w ostatnim sezonie. Wygląda na to, że trzeba się cieszyć z tego, co dostaliśmy.
Pożegnanie z bohaterami nie było poruszające. Ich drogi się rozeszły i każdy ruszył w swoją stronę. Dziwi decyzja Dwighta i Sherry o powrocie do Sanktuarium, które w przeszłości doprowadziło do rozpadu ich związku. Szkoda, że nie zobaczyliśmy, jak June powraca do chatki Johna. A może to lepiej? To boleśnie przypomniałoby widzom czasy, gdy serial Fear the Walking Dead był naprawdę dobry. Jedynie – z niewytłumaczalnego powodu – ponowne spotkanie Daniela z jego kotem Skidmarkiem napawało radością. Wątek Victora zakończył się bez wyrazu, ale bohater zasłużył na chwilę rozmowy z Alicią, która wyruszyła z matką do Los Angeles, czyli ich rodzinnego miasta. Może i rozwiązania fabularne były słabe, ale jednak wzbudziły jakiś sentyment.
Twórcy w finale zaprezentowali kilka charakterystycznych elementów, takich jak wspomniany medalik, łubin kojarzący się ze śmiercią Nicka, pancerny wóz, jacht Abigail czy powrót rudego kota. Nawet kłótnie między Danielem, Victorem, Madison i Lucianą, choć wciśnięte na siłę, nawiązywały do wydarzeń z poprzednich sezonów i ich burzliwych relacji. Przywoływało to wspomnienia, choć niekoniecznie z tych dobrych odcinków. Scenarzyści starali się wzbogacić fabułę i nie zapomnieli o przeszłości postaci – wyszło koślawo, ale intencje mieli dobre. Do tego znaleźli czas, aby to pożegnanie pojawiło się w ostatnim odcinku, który trwał aż godzinę. Takiej możliwości nie mieli twórcy The Walking Dead.
Finałowe odcinki Fear the Walking Dead nikogo nie zadowolą. Historii brakowało płynności. Wydaje się, że opowieść została sklecona tylko z najistotniejszych wątków i scen. Nie było czasu na to, aby Tracy przejęła się śmiercią ojca. Problemy z oddychaniem Madison powracały, gdy twórcom się o nich przypominało. Można wymienić jeszcze wiele takich „kwiatków”. Z kolei Daniel, Luciana, June, Dwight i Sherry byli traktowani jako tło dla Clarków, nieciekawego wątku męczącego Victora oraz Tracy, która wyszła na pierwszy plan. Szkoda, że lepiej nie poprowadzono postaci Troya w 8. sezonie – rozczarował jako złoczyńca, za co można winić scenarzystów (albo sztuczną inteligencję). Nie zabrakło zwrotów akcji czy zaskoczeń, ale te rozwiązania fabularne powodowały raczej zażenowanie, a nie ekscytację. Przynajmniej utrzymywano dobre tempo wydarzeń, więc epizody się nie dłużyły.
Ostatnie dwa odcinki były jak cały 8. sezon – posklejane na szybko, aby doprowadzić historię do końca i zamknąć wątki postaci bez wysiłku. Niestety, zombie, które gwarantują trochę makabry i efektownych ujęć, to nie wszystko. Żegnamy się z Fear the Walking Dead w kiepskich nastrojach i z ulgą, że nikt nie będzie dalej forsować tego chodzącego trupa. Niech już nikt nie nadszarpuje renomy marki The Walking Dead. Natomiast nie można wykluczyć tego, że jakaś postać pojawi się w gościnnym występie w innych spin-offach. Mimo wszystko serial miał całkiem wyrazistych bohaterów, za którymi może zatęsknimy, czekając na nowe sezony seriali z tego uniwersum.