Nowy serial stacji FX przybiera formę antologii. Oznacza to ni mniej, ni więcej jak fakt, że możemy oglądać sezony w dowolnej kolejności, bo każdy z nich opowiada zupełnie inną historię. Pierwsza odsłona dotyczy konfliktu za kulisami filmu Co się zdarzyło Baby Jane? i skupia się na dwóch wielkoformatowych gwiazdach kina – Joan Crawford i Bette Davis. W rolach głównych Jessica Lange i Susan Sarandon, które zdecydowanie zagarniają show dla siebie. Tym, co przede wszystkim rzuca się w oczy w Feud, są walory estetyczne serialu. Widać to już na podstawie samej czołówki – świetnie dopracowanej, kolorowej animacji. Po rozpoczęciu odcinka natychmiast przenosimy się w filmowe realia Hollywood wczesnych lat 60. I to dosłownie – otwarcie bram hali zdjęciowej w symboliczny sposób wprowadza nas do filmowego światka, w którym szybko się zadomowimy. Wszystkie ujęcia i detale są przepięknie dopracowane, a kadry emanują słońcem oraz ciepłymi, pastelowymi kolorami. Szyk i elegancja głównych bohaterek świetnie komponują się z klimatem serialu – wkraczamy w realia prawdziwych gwiazd, które obracają się wśród śmietanki towarzyskiej, mają służbę na kiwnięcie palca i mieszkają w willach z basenami, przy których mogą wypoczywać z maseczką na twarzy. Stereotypowa wizja życia sław w niezwykły sposób przykuwa uwagę widza – osobiście byłam oczarowana każdym pojedynczym kadrem, chłonąc wszystkie jego szczegóły i starając się uwierzyć, że ten idealny świat rzeczywiście może być prawdziwy. Jessica Lange w swojej ciężkiej charakteryzacji i pod toną makijażu przypominającego maskę, wpasowuje się doskonale w swoje modelowe, manekinowe wręcz środowisko, gdzie wyznacznikiem największego prestiżu jest posiadanie całej półki Oscarów (statuetki Nagrody Akademii Filmowej pojawiają się w odcinku kilkukrotnie i choć pozornie całkiem niewinnie spozierają gdzieś z drugiego planu, subtelnie dają nam do zrozumienia, o co tak naprawdę będzie toczyć się cała gra). Dopiero postać Susan Sarandon sprowadza nas nieco bardziej na ziemię, udowadniając, że w Hollywood rzeczywiście da się tak zwyczajnie, po ludzku przypalić pieczeń na obiad.
fot. FX
Choć odcinek pilotowy skupia się w znacznej mierze na postaci Joan Crawford, tak naprawdę to Betty Davis zyskuje większą sympatię widza – być może z powodu wspomnianej już autentyczności, jaką w tej roli prezentuje Sarandon. Jest namacalna, prawdziwa, z charakterem i ciętym językiem. Jessica Lange również radzi sobie świetnie, ale jej rola zostaje jakby odrobinę przyćmiona. Rywalizacja, jaka zawiązuje się między bohaterkami, jest wyraźnie odczuwalna z ekranu – każde spojrzenie i gest, jakim się obdarowują, dogłębnie przenika widza i choć obydwie zachowują klasę, jaka przystoi damom, potrafią dopiec sobie do żywego. Pilot zwiastuje naprawdę dobre widowisko – skoro już teraz otrzymaliśmy dawkę popisowej gry aktorskiej, a konkretny konflikt jeszcze przed nami, aż chce się czekać na to, co będzie dalej. Na uwagę zasługuje również Jackie Hoffman, wcielająca się w asystentkę Joan. Jej postać, Mamasita, jest lekkim komediowym akcentem w całym sporze. Podobnie Hedda Hopper (Judy Davis) – jako dziennikarka, która żeruje na sensacji, prezentuje się naprawdę przebojowo, wyważając kopniakiem wszystkie drzwi, jakie się przed nią zamykają. Twórcy wyraźnie starali się zaznaczyć jako jedną z ważniejszych również postać Roberta Aldricha (w tej roli Alfred Molina). Pozwolili nam na bliższe zapoznanie się z jego niekoniecznie spektakularną karierą reżysera, zanim Joan Crawford podsunęła mu pomysł na scenariusz. Jednak w pierwszym odcinku bohater wypada raczej blado na tle głównych postaci. W serialu pojawiły się też dwie bohaterki w charakterze narratora – Catherine Zeta-Jones jako Olivia de Havilland i Kathy Bates w roli Joan Blondell. Wygłosiły kilka swoich kwestii w formie wywiadu czy filmu dokumentalnego, jednak nie do końca jeszcze wiadomo, jaki ma to cel. Przybliżyły nam postaci aktorek i opisały je ze swojego punktu widzenia, ale nie miały żadnego wkładu w bieżącą fabułę. Tylko krótkie, acz treściwe zdanie wygłoszone przez Zetę-Jones może w pewnym sensie odkrywać myśl przewodnią całego serialu, jeżeli w wolnym tłumaczeniu uznamy słowo „feud” za „spór” – „spory nie wynikają z nienawiści. One tak naprawdę biorą się z bólu”. Możemy odebrać to za symboliczną zapowiedź tego, co jeszcze przed nami. A emocje dało się przecież odczuć już teraz, w niespełna godzinnej pilotowej próbce, smutek w oczach Joan Crawford, kiedy jej największa konkurentka nieoczekiwanie zaczęła lśnić w świetle reflektorów, naprawdę chwycił za serce. Pierwszy odcinek Feud to przedsmak wielkiej polemiki aktorskiej, którą z pewnością będziemy oglądać w pełni usatysfakcjonowani. Doborowa obsada już teraz wysoko podnosi poprzeczkę, zaostrzając apetyt na więcej, a klimatyczna muzyka i wysokiej klasy estetyka wizualna czynią serial wyjątkowym. Jednym zdaniem – Ryan Murphy spisał się na mocną piątkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj