To miał być zupełnie inny film, ale w wyniku zakulisowych perturbacji produkcja się posypała, a ekipa chcąc ratować projekt postanowiła dokończyć go za wszelką cenę. Niestety są to słowa wytrychy, jeśli chodzi o komentarz do tego filmu. Wszystkie problemy produkcyjne są bardzo odczuwalne podczas seansu. Zacznijmy od tego, że zwiastun zapowiada nam zupełnie inną historię niż ta, która ostatecznie trafiła na duży ekran. Najwidoczniej twórcy w porę zorientowali się, że jest ona zbyt podobna do Underdogaktóry na początku tego roku trafił do kin i postanowili ją szybko zmienić. W trakcie montażu sens całej historii gdzieś wyparował. Twórcy tak mocno stawiają na inteligencję widza, zakładając że dziury logiczne sobie dopowie jakąś własną historią, że kompletnie rezygnują z logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego. Główny bohater, zawodnik MMA Tomek Janicki (Piotr Stramowski), w wyniku bliżej nieznanych nam okoliczności zawala jakąś ważną walkę. Jaką? Tego autorzy scenariusza nam nie zdradzają. W wyniku tego zdarzenia musi wrócić do rodzinnej miejscowości, gdzie przebywa jego ojciec. Panowie niezbyt za sobą przepadają i dlatego Janicki wraz z bratem uciekli do Warszawy. Dlaczego? Tego też nam nikt nie tłumaczy. I tak wygląda cały film. Strzępy jakiś wydarzeń, historii, dialogów, z których widz sam musi sobie wszystko wywnioskować lub zwyczajnie dopowiedzieć.  Fighter jest filmem sportowym opowiadającym o starciu dwóch twardych facetów chcących coś sobie udowodnić. Co by się więc fabularnie nie działo widz wie, że na końcu tej historii będzie wielka walka. Pojedynek tytanów. Zresztą plakaty stylizowane są na te, reklamujące gale boksu. No i tu dochodzimy do największego przewinienia tej produkcji. Z bólem serca piszę te słowa, ale gdzieś reżyserowi umknęły w tym wszystkim emocje. Widzowi bardzo trudno jest kibicować któremukolwiek z bohaterów, bo całe starcie jest kuriozalne. Oto mistrz boksu rezygnuje z walki z prestiżowym zawodnikiem w Nowym Jorku i kładzie swój ciężko wywalczony pas mistrzowski na szali, by na ringu zmierzyć się z… mało znanym szerokiej publiczności zawodnikiem MMA, który z boksem nie ma nic wspólnego. Chociaż aktorzy starają się wyciągnąć ile się da ze swoich postaci, to z powodu dziwnego montażu i kastracji tej produkcji z wielu scen, wypadają bardzo chaotycznie i mało przekonująco. Stramowski i Roznerski wykonali tytaniczną pracę fizyczną, by wizualnie wyglądać jak zawodowi pięściarze. Chylę czoła, bo ich plan treningowy okazał się skuteczny. Jednak gdy przychodzi do walki na ringu, braki w umiejętnościach są niestety widoczne. Reżyser Konrad Maximilian stara się to zamaskować dynamicznymi ruchami kamery i szybkimi cięciami, ale to w niczym nie pomaga. Widz chce zobaczyć wymiany ciosów i przynajmniej dwie pełne ostatnie rundy walki jak w Rockym czy Wściekłym byku, ale tego nie dostaje. Dziwi mnie to o tyle, że w filmie wystąpiło wielu znakomitych pięściarzy jak choćby Andrzej Fonfara, Krzysztof Włodarczyk czy Marcin Różalski, którzy mogliby wnieść do filmu ten pierwiastek sportowy i pokazać co nieco na ringu. Niestety, ich role ograniczają się do kilkuminutowych występów na drugim planie. Wielka szkoda, bo można było pokusić się o podobny zabieg co w Underdogu, gdzie co bardziej widowiskowe sceny walki zostały wykonane przez Mameda Khalidova i wyszło to bardzo przyzwoicie.   Na plus dla produkcji można zaliczyć sceny z Jarosławem Boberkiem, wcielającym się w rolę gangstera, które wyszły niezwykle naturalnie a nawet i zabawnie. Scena w samochodzie z jedzeniem kanapki jest świetna. Widzom spodoba się też pewnie drugoplanowa rola Tomka Oświecińskiego, który gra w sumie to samo co w filmach Patryka Vegi, ale widownia właśnie tego od niego oczekuje, więc się nie zawiedzie. Szkoda, bo liczyłem, że Fighter jako drugi film o sporcie rozrusza w Polsce ten gatunek, ale po tym co zobaczyłem dochodzę do wniosku, że może być to trudne zadanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj