Co jeszcze kryje Lori? To pytanie stanowi motor napędowy drugiej serii, ale na razie nie otrzymaliśmy kolejnych wskazówek. Zamiast tego obserwujemy stan relacji na linii Carter-Lori i jest to jedna z mocnych stron. Emocjonalna więź, jaką nastolatka wytworzyła z porywaczką, nie jest łatwa do zerwania. Nie uda się wiecznie ignorować telefonów i tak po prostu zapomnieć. To wewnętrzne rozdarcie - między chęcią pomocy a świadomością kłamstw i manipulacji – jest wiarygodnie sportretowane. Nie wiadomo, co ostatecznie będzie chciała osiągnąć Lori, a choć nie wydaje się mentalnie zrównoważona, to jednak jej rzekoma choroba psychiczna jest kłamstwem i sposobem na uniknięcie więzienia. Jasny punkt omawianych epizodów stanowi również Grant. Najmłodszy członek rodziny nie jest pierwszoplanową postacią, ale tym razem dostaje więcej czasu ekranowego. Obserwowanie dramatu z jego perspektywy to ciekawe rozwiązanie. To być może na nim najbardziej odbijają się wszystkie negatywne uczucia, jest marginalizowany, a wbrew młodemu wiekowi dobrze wie, co się dzieje. Kapitalne są jego przewrotne, kąśliwe, ale trafne i zabawne komentarze – jak ocena garnituru czy też asystentki ojca. Dalej nie jest już jednak tak kolorowo. Rozwija się postać Taylor, której próby wyjścia z cienia Carter rozciągają się nawet do aplikacji na uczelnię, ale pozostałe, hedonistyczne wybory motywowane są już tylko rozstaniem z Maxem. Flirt z kelnerem, znaczne ilości alkoholu, a w końcu też kierowane zazdrością zbliżenie z Ofem to działania oklepane, schematyczne. Wydawało się, że Max i Taylor są już bliscy pogodzenia, w teorii pasują do siebie idealnie, tymczasem uczuciem do dziewczyny zapałał Ofe. Czy naprawdę trójkąt miłosny to jest to, czego teraz produkcja potrzebuje? [video-browser playlist="687641" suggest=""] Czwarty epizod to na dobrą sprawę zlepek klisz i rozwiązań wyciągniętych z kapelusza. Zaczyna się od nalotu FBI na dom Bird, który nijak ma się do głównej historii. Owszem, jej rodzice już wcześniej wypadli podejrzanie, a na dziewczynie przyjemnie jest zawiesić oko, ale jest tutaj cała rzesza ciekawszych bohaterów. Następnie, niemal znikąd i po kilku latach nieobecności, pojawia się były partner Lori, Allan. Carter ledwie go kojarzy, ale bez wahania zgadza się na spotkanie. Tymczasem separacja Davida i Elizabeth otwiera drzwi na nowe/stare romanse – wraca Kyle i pojawia się Hillary, wcześniej niewidziana koleżanka z pracy Davida, która wyraźnie czyni mu awanse. Potencjalny flirt nauczyciela z asystentką to sztampa wśród sztamp. Wystarczyły też cztery odcinki, aby Carter zeszła się ponownie z Crashem. To tylko i aż namiętny pocałunek, ale wątek odkupienia, dojrzewania chłopaka i rodzącej się przyjaźni z Maxem jest świetnie prowadzony i mam nadzieję, że scenarzystom nie braknie nagle cierpliwości. Te wszystkie wspomniane tu wydarzenia bazują jednak na uproszczeniach i schematach – tak jakby nagle twórcy postanowili obrać drogę na skróty. Czytaj również: Daniel Cerone wciąż wierzy w 2. sezon „Constantine” A może to tylko wypadek przy pracy lub etap większego planu? "Finding Carter" to ciągle przyjemny w odbiorze i niegłupi dramat młodzieżowy, ale nie może zacząć powtarzać ogranych rozwiązań. Romanse i trójkąty miłosne już były - i to wielokrotnie. Talent twórców i stacji MTV ujawni się w tym, czy utrzymają świeże spojrzenie na nietypowe rodzinne relacje i czy będą potrafili sensownie zamknąć historię bez niepotrzebnego wydłużania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj