Fabuła najnowszego epizodu Flasha skupia się na powstrzymaniu ataku armii zabójczych goryli na Central City. Nasi bohaterowie myśleli, że ostatecznie pokonali Grodda, w związku z tym świętują spokój, jaki nastał w ich życiu. Sielanka nie trwa jednak długo. Okazuje się, że przywódcy goryli pomogła Gypsy, która dostała się pod wpływ Grodda. W związku z tym Team Flash po raz kolejny musi znaleźć sposób, aby pokonać inteligentnego przeciwnika. Barry po raz kolejny staję przed dylematem, czy okazywanie litości przeciwnikowi jest w tym wypadku dobrym wyjściem. Ubolewam nad niewykorzystanym potencjałem Grodda w tym odcinku, który w poprzednim epizodzie był pokazany w bardzo dobry sposób. Superinteligentny goryl to jeden z lepszych czarnych charakterów Flasha w serialu. Ciągle ewoluuje, rozwija swoje umiejętności, nabywa nowe, oprócz niezwykłej inteligencji posiada wielki zmysł strategiczny i umiejętności walki wręcz. Do tego ma swoje osobiste motywy działania. Jednak twórcy pomyśleli, że skoro Grodd spisał się w poprzednim odcinku, to już w kolejnym jego obecność będzie znikoma. Tak naprawdę widzimy go tylko w dwóch scenach, kiedy patrzy na Central City razem ze swoją armią oraz w sekwencji pojedynku z Solovarem. No można by tutaj jeszcze dopisać moment, w którym poprzez Joe Westa przemawia do Flasha, jednak nie jest to taki wymiar czasu na ekranie jaki się spodziewaliśmy dla tego antagonisty. Twórcy zrobili tutaj ogromny błąd ograniczając role dobrego czarnego charakteru praktycznie do minimum. Sprawiło to, że zamiast ciekawej intrygi, dostaliśmy znowu miałki dramat obyczajowy. Kolejnym błędem tego odcinka był klimat, w jakim pokazywane były relacje pomiędzy bohaterami. Takiej słodkości nie dostaliśmy w tym serialu chyba nigdy. Jest tylko jeden problem, wiele razy sposób prowadzenia narracji prowadził do tego, że sceny były do bólu przesłodzone, w związku z czym, gdy próbowano wprowadzać jakiś element poważny, wychodził on raczej karykaturalnie. Najlepszym przykładem jest tutaj scena, kiedy Harrison Wells z Ziemi-2 oznajmia Wally'emu, że jest chory, po czym za chwile przyznaję się do kłamstwa. Wątek, który mógł ciekawie się rozwijać w dalszej części serialu, tutaj został spłycony do jednego nieśmiesznego żartu, w dodatku uciętego dwoma zdaniami. Twórcy postanowili dać większy czas na ekranie pokazaniu sielanki naszych bohaterów, ich miłości, przyjaźni. Jednak odbyło się to kosztem naprawdę dobrej historii, która przemknęła w tle. Nawet rozterki Barry'ego na temat okazywania litości  swojemu wrogowi nie wybrzmiewają tak dobrze jak w poprzednim epizodzie, tutaj są tylko zapychaczem czasu antenowego. Odcinek ratują tak właściwie dwa elementy. Pierwszym z nich jest Cisco, zarówno jego osoba i relacja z Gypsy. Szczerze mówiąc myślałem, że jej rola będzie większa i taka też powinna być, jednak kiedy pojawia się na ekranie i wchodzi w interakcje z Cisco, działa to naprawdę dobrze. Nie wiadomo, czy są rywalami, przyjaciółmi, parą. Cała relacja między nimi jest bardzo zagmatwana. Dwa przeciwieństwa, które mimo wszystko się przyciągają. Cisco wyluzowany geek, który rzuci żartem, a potem pomoże Flashowi uratować miasto, i przestrzegająca zasad, ale zadziorna kolektorka. Razem tworzą ciekawy duet. Drugim dobrym motywem wykorzystanym w odcinku jest końcowy fragment, kiedy to zostaje nam sprezentowany plan uknuty przez Team Flash, aby zmusić do walki Grodda i Solovara. Był to interesujący zabieg, sama walka wyglądała też dobrze, mimo że nie miała tak widowiskowej otoczki, jak ta pomiędzy Flashem a Solovarem z poprzedniego odcinka. The Flash w swoim nowym epizodzie, mimo ciekawego wątku do wykorzystania, zalicza upadek podczas biegu. Twórcy popełnili kardynalny błąd, niszcząc bardzo dobrą intrygę zapoczątkowaną we wcześniejszym odcinku. Jednak już niedługo na ekrany wróci Savitar i być może wszystko się zmieni.
Źródło: Katie Yu/The CW
+2 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj