Piąty epizod skupia się na śledztwie w sprawie ogromnego potwora, co wydaję się być dziwne nawet jak na Central City. Barry pracuje nad śledztwem z Julianem, jednak najpierw musi uporać się z niechęcią współpracownika do swojej osoby. W międzyczasie Cisco odkrywa, że nowy Harrison Wells nie jest tym za kogo się podaje, co w pewnym momencie przeszkadza w pracy całego zespołu. Caitlin zostawia drużynę i stara się znaleźć rozwiązanie swojego problemu z mocą zamrażania. Ratunku szuka u swojej mamy, szanowanego naukowca. Twórcy The Flash po raz kolejny mają problem z kreowaniem pełnokrwistych czarnych charakterów. Pomysł na ogromnego potwora niszczącego miasto, karmiącego się energią, znikającego po wszystkim bez śladu był w pewnym stopniu interesującym rozwiązaniem. Jednak już twist fabularny, że za wszystkim stoi przestraszony piętnastolatek już zupełnie trzymał się historii tylko na dobre słowo. I nie mówię tu o samej idei tylko o jej wykorzystaniu. Nastolatek pojawia się w zaledwie dwóch scenach na mniej niż 5 minut a jego motywacje są wytłumaczone na szybko bez jakiegokolwiek ich pogłębienia. Rozumiem, że twórcy chcieli pokazać antagonistę w stylu kogoś niepozornego stawiającego czoło bogom, jednak plan całkowicie nie wypalił. Być może inaczej stało by się, gdyby rozpisać historie tego nieoczywistego czarnego charakteru na więcej niż jeden epizod. Ubolewam również nad, jak na razie niewykorzystanym, potencjałem nowego Harrisona Wellsa, o którym pisałem, że zapowiada się na naprawdę dobrze stworzoną postać. Podsumowując, ten odcinek póki co zaprezentował, że tak nie jest. Wells jest tutaj sprowadzony do maskotki drużyny, a nie jej mentora i człowieka potrafiącego rozgryźć nawet największy problem. Jego wieczny optymizm i obracanie wszystkiego w żart bijące z ekranu denerwują i irytują a nie pokrzepiają jak to pewnie twórcy mieli w zamyśle. Nowy Wells na pewno zostanie jeszcze na kilka następnych odcinków i mam nadzieje, że rozwój jego postaci obierzę dobry kierunek. Póki co wolę Wellsa sztywniaka i Wellsa superzłoczyńce niż Harrisona luzaka. Tym co twórcom jednak zdecydowanie się udało jest zawiązanie specyficznej relacji pomiędzy Barry’m a Julianem. Obydwaj bohaterowie otwarcie się nie lubią, Julian traktuje pracę jako pole do rywalizacji z Allenem. Jest postacią, którą nie da się lubić, ma swoje ukryte motywacje, które powoli pozwala widzom odkrywać. Bardzo dobrze, że nowy odcinek pokazał zupełnie inną stronę Juliana, te bardziej ludzką, kryjącą się pod płaszczykiem ironii i zimnego profesjonalizmu. Na plus jest także zarysowanie nowej, powiedziałbym nawet kumpelskiej relacji duetu Barry-Julian. Jednak najciekawszym elementem nowego epizodu jest bardzo dobre wykreowanie rozterek i wewnętrznego rozdarcia Caitlin. Członkini Team Flash, jest na dobrej drodze, aby stać się tym kim nigdy nie chciała, czyli dosłownie zimną i nie posiadającą skrupułów mete Killer Frost. Danielle Panabaker grająca Caitlin doskonale pokazała postępującą przemianę swojej bohaterki, jej zachowanie w pewnych momentach graniczyło z zaprezentowaniem objawów osobowości wielorakiej, co tylko sprawiło, że stała się jeszcze ciekawszą bohaterką niż do tej pory. Do tego dochodzi dziwna relacja z własną matką i traumatyczne przeżycia z przeszłości, czyli scenariusz genezy wielu komiksowych czarnych charakterów. Wątek Caitlin jest jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym w nowym sezonie Flasha i z niecierpliwością czekam na jego rozwój, szczególnie, że jeden z najbliższych odcinków jest zatytułowany Killer Frost. The Flash w nowym odcinku trochę poprawia swój poziom, ale nie ustabilizował go jeszcze na tej pozytywnej części skali jakości. Mimo wszystko twórcy mozolnie rozwijają pewne wątki, które naprawdę dobrze wróżą na przyszłość całej produkcji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj