Barry i Team Flash zastanawiają się, jak pokonać Cicadę. Rozwiązaniem jest broń potężniejsza od sztyletu antagonisty. Aby zdobyć składniki do jej zbudowania, Barry i Nora wyruszają do przeszłości, gdzie spotykają przeciwników Szkarłatnego Sprintera z poprzednich sezonów, w tym Savitara, Zooma i przede wszystkim Eobarda Thawne'a aka Reverse Flasha. Po drodze oczywiście plan nie idzie po myśli naszych bohaterów i muszą zwrócić się o pomoc do nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Koniec końców okazuje się, że ważnym ogniwem w pokonaniu Cicady będzie Killer Frost. Bardzo podobało mi się ukazanie zdarzeń z poprzednich sezonów z perspektywy widzenia Nory Allen. Dało to możliwość świeżego spojrzenia na pewne dramatyczne wydarzenia ze znanych widzom odsłon. Jednak twórcy nie starają się oceniać wydarzeń przez pryzmat rozumowania bohaterki, tylko organicznie wplatają ją w ciąg akcji, kreując XS jako swoistego rodzaju biernego kronikarza. To zadziałało bardzo dobrze w tym epizodzie, a Nora świetnie wpisała się w narrację. Tutaj również postać sprinterki została zbudowana na interesującej kontrze do tła fabularnego nowego epizodu. Tak naprawdę do tej pory scenarzyści nie wrzucili młodej bohaterki w mroczne rejony, które były udziałem reszty postaci. W tym wypadku ta zmiana pogłębiła aspekt psychologiczny Nory, kreując bohaterkę rozdartą, odczuwającą ból nie własny, lecz wiążący się z doświadczeniami jej bliskich w przeszłości. Wszystkie przystanki, jakie mają dla nas do zaoferowania twórcy w tym epizodzie, są niczym kolejne momenty z Opowieści wigilijnej, wpływają na postrzeganie świata przez XS. Ten sposób prowadzenia narracji i kreowania przemiany postaci został dokonany w punkt i jak dla mnie młoda sprinterka stała się jeszcze ciekawszą postacią. Sam motyw podróży w czasie, po raz kolejny użyty przez scenarzystów nie był tutaj sileniem się na sprawdzone, bezpieczne metody. Był raczej użyty ze smakiem i wyjątkowym szacunkiem dla dorobku historii serialu. Twórcy zmyślnie użyli znane już wątki i postacie, jednak wtłoczyli w nich pewną świeżość, przez co nie ma się wrażenia, że oglądamy marną powtórkę z rozrywki. Nie spodziewałem się, że będzie tak dobrze, dlatego ode mnie ogromny plus za ten fabularny zabieg. Niekoniecznie podobało mi się za to wykorzystanie Zooma i Savitara, którzy tutaj byli raczej tylko ciekawostką niż normalnym przeciwnikiem. Jednak już w przypadku Eobarda Thawne'a jego powrót odbył się w glorii i chwale. To zdecydowanie najlepszy czarny charakter tego serialu, co twórcy udowodnili w tym epizodzie. Scena rozmowy Barry'ego i antagonisty to coś naprawdę świetnie napisanego, pełnego napięcia i emocji. Tom Cavanagh, który również reżyserował epizod potrafi wprowadzić do swojej wersji Thawne'a niesamowitą charyzmę połączoną z chłodem i grozą. Tutaj to zadziałało w pełni. Sądząc po zakończeniu odcinka, w którym dowiadujemy się, że Eobard stoi za podróżą w czasie XS, ta postać zapewne jeszcze namiesza w produkcji. Czekam na to z wielkim zainteresowaniem. Natomiast główny złoczyńca tego sezonu, czyli Cicada nie był przedstawiony w tym epizodzie w należyty sposób. Rozumiem, że wiąże się to z charakterem odcinka, jednak pojedynek z antagonistą nie oferował niczego ciekawego. Wyglądał on natomiast jak wiele potyczek z pomniejszymi czarnymi charakterami, których w tym serialu widzieliśmy dziesiątki. Cicada w tym epizodzie nie stanowił jakiegoś ogromnego wyzwania dla Team Flash i to przełożyło się na mój negatywny odbiór tego złoczyńcy. Jednak myślę, że gdy Cicada dostanie więcej czasu na ekranie, to pokaże swoją siłę, ponieważ to naprawdę dobrze napisany antagonista. Plusem dla odcinka była relacja pomiędzy Barrym a Norą oparta na wyjątkowej trosce i miłości. Jednak twórcy w ciekawy sposób wprowadzili tutaj element, który zmienia charakter tej więzi. Chodzi mi tutaj oczywiście o ukazanie życiowych porażek Flasha, o których nie ma mowy w jego muzeum. Dzięki temu ta świetna dynamika Barry'ego i jego córki nabrała jeszcze głębi, co tylko może pozytywnie wpłynąć na ten aspekt fabularny. Jako wielki fan trylogii Powrót do przyszłości nie mogę nie wspomnieć o świetnym, humorystycznym wykorzystaniu utworu Back in Time z pierwszej części przygód Marty'ego McFly. Za to wielki plus. Setny epizod serialu The Flash to naprawdę udany jubileusz. Interesujące wykorzystanie wątków z poprzednich serii, świetna dynamika Barry'ego i Nory oraz dobrze rozwinięty wątek tej drugiej. Nie obyło się bez drobnych błędów, ale epizod trzyma wysoki poziom. Chyba w końcu doczekałem się, że serial o Szkarłatnym Sprinterze wraca na odpowiednie tory, biorąc przykład z Arrow.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj