Dziewiąty odcinek drugiej serii, podobnie jak poprzedni, do historii przejdzie jako "ten z Flashem". Tak naprawdę jednak Barry’ego Allena było w nim stosunkowo niewiele. Przed tygodniem można było jeszcze przyjąć, że historia kręci się właśnie wokół niego, tym razem już nie ma wątpliwości - Oliver jest tutaj głównym bohaterem.
Uwaga, recenzja zawiera szczegóły dotyczące fabuły odcinka.
Po rozwiązaniu tajemnicy Czarnego Kanarka i Ligi Zabójców ich czas antenowy przejmuje Sebastian Blood. Osobiście ten wcześniejszy wątek uważam za ciekawszy, ale trzeba przyznać, że w tym, który oglądamy teraz, twórcy intrygują czymś innym. Doskonale udaje się coś, czego nie było chyba od początku serialu – wydarzenia na wyspie idealnie przeplatają się z tymi we współczesności. Wcześniej oczywiście zawsze próbowano jakoś te dwie linie czasowe powiązać, ale dopiero dzięki Mirakuru, duchom i pojawieniu się Deathstroke’a w teraźniejszości widać tu jasny związek przyczynowo-skutkowy.
Mirakuru to też pierwszy krok Arrow w kierunku pokazania czegoś, co w sposób bezpardonowy łamie przyjętą konwencję realizmu. Osoby, które przeżyły kurację tajemniczym specyfikiem, zyskują nadludzką siłę i stanowią nie lada wyzwanie dla nieposiadającego żadnych supermocy Strzały. By kontynuować stylistykę wzorowaną na nolanowskiej trylogii o Mrocznym Rycerzu, spektakularność scen, w których używane są nadprzyrodzone zdolności czarnych charakterów, ograniczono do minimum. Z jednej strony wpisuje się to dobrze we wspomnianą już konwencję realizmu i nie przyciąga dodatkowej uwagi, z drugiej są one po prostu mało efektowne. Tajemnice Smallville często wykorzystywały zwolnienie tempo w stylu 300 i efekt latających kul z Matrixa. Nie chcąc powtarzać tych efekciarskich motywów, Arrow idzie w skrajnie innym kierunku. Pozostaje mieć nadzieję, że chociaż w przypadku "Flasha" będzie nieco lepiej.
[video-browser playlist="633737" suggest=""]
Przybycie nowego superbohatera do Starling City zwiastowano już od pierwszego odcinka tego sezonu. Co jakiś czas słyszeliśmy wzmianki o akceleratorze cząsteczek, sugerujące, że to dzięki niemu narodzi się Najszybszy Człowiek na Ziemi. Ostatecznie Barry Allen zyskuje moce w sposób podobny do komiksowego pierwowzoru – widzimy, jak zostaje porażony piorunem w swoim laboratorium w otoczeniu substancji chemicznych. Ta wierność adaptacji ucieszy zapewne wielu fanów komiksu. Szkoda jedynie, że na kolejne pojawienie się Flasha trzeba będzie poczekać nie do dwudziestego odcinka tej serii Arrow (jak początkowo zapowiadano), ale aż do września, kiedy to pojawi się on w pilocie własnego serialu.
Drugi sezon Arrow stał się jednym z największych zaskoczeń tego roku. Po bardzo przeciętnej pierwszej serii twórcy nie tylko częściej czerpią z komiksowych historii, ale też stawiają na wątki trwające przynajmniej kilka odcinków. Pozbycie się dziennika ojca i skreślania kolejnych nazwisk z jego listy wyszło serialowi zdecydowanie na dobre. Dzieje się tu naprawdę wiele, a twórcy ciągle serwują kolejne zaskakujące zwroty akcji. Gdyby jeszcze tylko część aktorów pokusiła się o nieco więcej ekspresji…