Frequency jest serialowym remakiem Frequency o tym samym tytule z 2000 r. i jak się okazuje, ma szansę zebrać nieco więcej pozytywnych opinii niż pierwowzór. Za jego produkcję odpowiada Jeremy Carver, znany z takich seriali jak Supernatural czy Being Human (US). Raimy Sullivan, (Peyton List) zadowolona z życia pani detektyw, w dniu 28. urodzin odkrywa, że jest w stanie kontaktować się ze swoim zmarłym 20 lat temu ojcem. Jest to możliwe dzięki staremu radiu i krótkofalarstwu, których Frank Sullivan (ojciec) był wielkim fanem w czasach młodości. Mimo że pierwszy kontakt wcale nie należał do najłatwiejszych i dopiero po serii uzasadnionych podejrzeń ojciec z córką uwierzyli w ponadczasowe połączenie, ostatecznie decydują się z niego korzystać. Jak już wcześniej zostało wspomniane, Frequency opiera się na dwóch liniach czasowych. Pierwszą jest teraźniejszość Franka Sullivana (Riley Smith), która rozgrywa się w 1996 r. Raimy ma wtedy osiem lat, przeżywa odejście ojca od rodziny i mieszka z matką. Frank w tym czasie, pracujący jako agent pod przykrywką, zostaje wystawiony przez swojego skorumpowanego szefa. W trakcie jednej z akcji zostaje zastrzelony, o czym niezwłocznie uświadamia go dorosła Raimy w trakcie jednej z rozmów. Druga linia czasowa rozgrywa się współcześnie. Jest rok 2016, a 28-letnia Raimy pracuje jako detektyw w nowojorskiej policji. Dojrzewała w przekonaniu, że jej ojciec był przestępcą, o czym zresztą szeroko rozpisywała się lokalna prasa. Po odkryciu istniejącego za pomocą radia połączenia Raimy decyduje się uratować swojego ojca, ostrzegając go przed nadchodzącymi wydarzeniami. Jak można się było spodziewać, zmiana przeszłości przynosi zauważalne skutki w teraźniejszości. Ponieważ dotyczą one matki głównej bohaterki, razem ze swoim ojcem decydują się zapobiec jej śmierci z rąk seryjnego mordercy. Trzeba przyznać, że Frequency bardzo dobrze radzi sobie z prowadzeniem fabuły i przenikaniem się światów, pomagając widzowi bez najmniejszego problemu śledzić prezentowane wątki. Sceny zgrywają się między sobą, a następujące po sobie sekwencje dają poczucie stabilnej, jednolitej całości. Zwyczajowe upychanie informacji w pierwszym odcinku w tym przypadku wychodzi dość zgrabnie - widzowie na spokojnie mogą zrozumieć, z czym mają do czynienia. Dwójka głównych bohaterów bardzo szybko zyskuje nasze zaufanie i kradnie naszą sympatię. Mocno zaakcentowano emocjonalną więź Raimy z Frankiem, wielokrotnie pokazując za pomocą retrospekcji, jak silnie są ze sobą związani. Chowanie prezentu urodzinowego w puszcze po kawie, przytulanki na kanapie, dramatyczna scena rozstania - wszystko to ma swój zadziwiający urok bez zbędnego sentymentalizowania. Co ciekawe, nie jest to robione w sposób nachalny czy przerysowany. Po prostu ta relacja jest niezbędna z punktu widzenia fabuły, a sposób, w jaki ją zaprezentowano, przypada do gustu. Mimo że serial wydaje się stworzony w nieco mroczniejszym tonie, to właśnie urywki wspomnień Raimy stanowią miłe odstąpienie od obranej konwencji. W pewien sposób ocieplają atmosferę, co wypada zdecydowanie na korzyść Frequency. Należy jeszcze zwrócić uwagę na muzykę, która czyni tutaj małe cuda. Wpasowuje się nie tylko klimatem lat 90., ale też wyjątkowo trafnie oddaje dynamikę akcji, zwłaszcza kiedy na ekranie pojawia się Frank - ubrany niechlujnie, w lekko rockowym stylu. Całość po prostu spójnie gra ze sobą. W pilocie Frequency pojawiło się kilka słabszych momentów, choć szczerze mówiąc, nie są one aż tak przeszkadzające w ogólnym odbiorze. Najgorzej wypadła charakteryzacja Julie Sullivan, czyli matki Raimy z 2016 r. Na potrzeby serialu aktorkę postarzono, aczkolwiek w dość nieudolny sposób. Chociaż jej obecność w pierwszym odcinku jest znikoma i raczej należy spodziewać się jej występów w teraźniejszości Franka, to mimo wszystko był to dość poważny zgrzyt, zakłócający pierwszych parę minut seansu. Podobnie można mieć wątpliwości co do zasięgu zmian, jakie niesie za sobą manipulowanie historią. Sama idea, by w momencie zmian dokonywanych w przeszłości następowała automatycznie aktualizacja wspomnień na ich temat w umyśle Raimy, wyszła zaskakująco dobrze, jednak może lekko irytować ich wybiórczość, co też już miało miejsce. Również prędzej czy później główna bohaterka będzie musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy uratowanie ojca było warte poświecenia życia matki. A co z resztą kobiet, które ucierpiały przez seryjnego mordercę ukrywającego się w czeluściach Nowego Jorku? Mimo wszystko Frequency zapowiada się jako jedna z ciekawszych nowości tej jesieni i warto jej dać szansę. Nie każdemu może przypaść do gustu pomysł komunikacji za pomocą radia, ale z drugiej strony serial posiada o wiele więcej do zaoferowania niż filmowy pierwowzór. Rozłożenie fabuły w czasie, na co pozwala forma serialu, wykorzystanie detali z lat 90., podrzucanie małych rodzinnych niuansów pomiędzy bohaterami, odpowiednie skontrastowanie przeszłości z współczesnością - wszystko to razem wzięte tworzy niepowtarzalną atmosferę. Frequency jest zatem zdecydowanie miłym zaskoczeniem. Zobaczymy, jak długo uda się utrzymać poziom prezentowany w pierwszym odcinku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj