Frequency postawiło w tym tygodniu na nieco spokojniejszą akcję i niestety zalicza pierwszą poważniejszą wpadkę. Poza tym w końcu zbliżamy się do prawdziwego mordercy Nightingale.
Odcinek
Bleed Over jest zdecydowanie bardziej przegadany niż poprzednie. Scenarzyści pokusili się o to, by wprowadzić postać Evy, której historię oglądamy z perspektywy zarówno Franka, jak i Raimy. Eva jest córką jednej z kobiet, którą porwał i zamordował Nightingale oraz – jak się okazuje – jako jedyna była w stanie udzielić nieco informacji na jego temat. Żeby nie było za łatwo, dostępu do jej wiedzy pilnuje uparty ojciec, choć sama dziewczynka ma zadziwiająco duże parcie na sławę i kamery telewizyjne. Jak się okazuje, owa chęć sławy towarzyszy jej również w dorosłym życiu. I niestety jest to główny wątek tego odcinka, który w pewnym momencie zaczyna lekko przynudzać. Na przemian obserwujemy starania Franka i Raimy, którzy robią praktycznie to samo: na wszelkie możliwe sposoby próbują przesłuchać Evę, by czegokolwiek się dowiedzieć. Ostatecznie niby im się to udaje, choć oboje musieli się nieco nagimnastykować.
Jednym ze skutecznych sposobów było wykorzystanie portretu pamięciowego mordercy. Frank nagrał na kasetę magnetofonową (w końcu to są lata dziewięćdziesiąte) przeczytany przez Raimy rysopis, a następnie zlecił, aby policyjny rysownik go odtworzył. Problem polegał na przetransportowaniu go z czasów Franka do roku 2016, czyli do rzeczywistości Raimy. Tym razem nie wykorzystali starej puszki po kawie i ogrodu, ale drewniane schody koło domu. Oczywiście wszystko zadziałało tak jak powinno, bo ewidentnie nikomu przez dwadzieścia lat nie przyszło do głowy odrestaurowanie tej części domu. Tak czy inaczej, portrety pamięciowe się zgadzały, a Eva jako dziecko mogła zidentyfikować, czy mężczyzna z portretu to Nightingale.
Dzięki temu nasi bohaterowie zostali wyposażeni w najważniejszą informację – morderca zanim atakuje swoje ofiary spędza kilka dni na ich śledzeniu i podglądaniu. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że matka Raimy jest również obserwowana, a przestępca powinien czaić się tuż za rogiem. Nasze nadzieje na happy end ulatniają się szybko, kiedy Frank bezmyślnie podejmuje decyzję, by aresztować mężczyznę śledzącego jego żonę starym samochodem. Kiedy tylko Frank sięga po pistolet, ręce widzów opadają z bezsilności. Od razu wiadomo, że mężczyzna ucieknie, a policjant mógł zmienić przyszłość na niekorzyść swojej żony. I tak jak można było się tego spodziewać, odcinek kończy się sceną, w której morderca patrzy na swoje płonące auto, niszcząc jeden z niewielu śladów, jakie po nim pozostały. A my utknęliśmy w kolejnym martwym punkcie śledztwa, zaczynając wszystko od nowa. Kluczowa scena, w której Frank próbuje zatrzymać podejrzanego wyszła dość banalnie i bez większego polotu, co jest zaskakujące dla
Frequency. Twórcy zazwyczaj dosyć dobrze radzili sobie w takich właśnie momentach. Plusem jest jednak fakt, że tym razem mieliśmy do czynienia z prawdziwym Nightingale, a nie fałszywym tropem jak w przypadku Goffa.
Reszta odcinka przebiegła dosyć standardowo, bez większych wzlotów i upadków. Postać Raimy złagodniała nieco, pozostawiając za sobą bezsensowne histeryzowanie nad radiem i ustawianiem ojca po kątach. Po drugiej stronie Frank wspina się szczyty swojej pomysłowości, by uratować przyszłość swojej rodziny, tym samym komplikując sprawy jeszcze bardziej. Ujmuje również sposób, w jaki pokazywany jest dwudziestoletni skok cywilizacyjny, dodając miłego dla oka i ucha akcentu humorystycznego. Zwłaszcza w przypadku Franka, który jest nieustanie zdziwiony jak szybko i jak wiele informacji może zdobyć Raimy. Mimo pierwszego poważniejszego zgrzytu,
Frequency trzyma wcześniej osiągnięty poziom i dalej stanowi jedną z ciekawszych pozycji stacji The CW.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h