Tym razem zaproponowano swego rodzaju tematyczne rozdzielenie linii czasowych bohaterów, pozwalając im na prowadzenie swoich własnych działań. Odcinek rozpoczyna się odnalezieniem spalonej ciężarówki, a wraz z nią ciała następnej ofiary Nightingale. Jest to kolejny skutek nie do końca przemyślanych działań Franka. W efekcie Frank decyduje się ostrzec kolejną ofiarę mordercy przed nadchodzącym losem. Jak się okazuje, podjął działanie w odpowiednim czasie, udaremniając atak w jej własnym domu. Niestety, Frank jest zaskakująco kiepskim policjantem – kolejny raz zachował się niewystarczająco profesjonalnie, pozwalając zbiec podejrzanemu. Mało tego, Nightingale, nie dość, że powalił Franka na łopatki bez większego trudu, to zabrał mu z portfela jego zdjęcie rodzinne. Odnajdujemy je później, w teraźniejszości Raimy, przy ciele kolejnej zamordowanej kobiety. Raimy w swojej linii czasowej zostaje zaproszona do pobliskiego więzienia, by odbyć niespodziewaną rozmowę z jednym z więźniów. Carl, skazany za morderstwo sąsiada, zdaje się posiadać informacje albo też środki, które mogą pomóc w schwytaniu mordercy. Problem w tym, że Raimy nie wierzy mu, do czasu kiedy więzień wspomina o możliwości kontaktu z samym sobą za pomocą stworzonego przez siebie urządzenia. Jedyne o co prosi w zamian za informacje na temat mordercy, to właśnie możliwość skorzystania ponownie ze swojego urządzenia. Akcja kończy się fiaskiem, choć trzeba przyznać, że Raimy wyciągnęła z tego pewne wnioski. Cała ta rozmowa pomiędzy Carlem a Raimy wydaje się być zbędna do momentu, kiedy więzień przedstawia swoją teorię na temat czasu i przeznaczenia. Według niego nie można zmienić biegu wydarzeń. Aby to udowodnić, porównuje historie morderstw Nightingale’a do drzewa. Każda ofiara jest gałęzią. Jeśli obetniesz ją raz, odrośnie po prostu w innym miejscu na przestrzeni czasu. Wniosek? Trzeba ściąć drzewo u pnia. Problem w tym, że Raimy zrozumiała to w opaczny sposób. W jej oczach to właśnie śmierć Nightingale’a zapobiegnie utracie matki i przyniesie bezpieczeństwo innym kobietom. Ostatecznie próbuje przekonać ojca, żeby zabił Nightingale przy najbliższej nadarzającej się okazji. Raimy umknął jeden szczegół: to właśnie fakt, że Frank wciąż żyje, ma wpływ na aktywność mordercy. Zmiana tego fragmentu historii zdecydowała o późniejszych poczynaniach poszukiwanego. I ponownie nasuwa się myśl, że morderca musi mieć bezpośrednie powiązanie z Frankiem i jego rodziną. Motyw przeznaczenia pojawia się również w przypadku wątku Raimy i Daniela. Spotykają się przypadkiem w metrze, a następnie parę chwil później pod jego blokiem, przy okazji kolejnego morderstwa. W wyniku tych zdarzeń Raimy przekonuje swojego niedoszłego narzeczonego z poprzedniego życia, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie. Dlatego los pcha ich nieustannie ku sobie. Powinien być to dla niej pierwszy i główny znak ostrzegawczy. Jak by nie patrzeć, wiara w przeznaczenie, a jednocześnie próba zmiany go w innym punkcie, kłóci się nie tylko z logiką, ale również z całym pomysłem na serial. Miejmy nadzieje, że był to zabieg celowy, pozwalający zrozumieć Raimy nadchodzącą przyszłość. Jeśli ktoś do tej pory jeszcze nie miał dość postaci Stana i jego narkotykowych powiązań, to może poczuć się wreszcie nimi przesycony. W tym przypadku podano nam typową grę w szantaż z motywem ujawnienia romansu. Frank pozwolił sobie na związek z inną kobietą w okresie swojej pracy jako detektyw pod przykrywką. To nie jest tak, że nie ma to sensu, ale zalatuje sztampowym banałem, które już widzieliśmy wielokrotnie. Po prostu do tej pory nic nie wskazywało na to, że Frank mógł mieć kogoś na boku. Tym bardziej, że od samego początku usilnie kreowano go na solidnego i mimo wszystko moralnego mężczyznę, który stara się wrócić do żony. Bomba w postaci zdjęć dowodzących jego zdrady nie była aż tak szokująca jak sam fakt, że być może odnaleźliśmy ogniwo łączące mordercę z postacią Franka. Sprawa Nightingale staje się z każdym odcinkiem coraz bardziej osobista i zdaje się zataczać coraz ciaśniejsze kręgi wokół rodziny Sullivanów. Przechowywanie zdjęcia ukradzionego z portfela Franka przez dwadzieścia lat ewidentnie wskazuje (korzystając z nomenklatury serialowej), że Raimy powinna brać pod uwagę nieco inny pień, niż pierwotnie jej się wydawało. Czy będzie gotowa poświęcić ojca, by uratować matkę i resztę kobiet? Sam odcinek powraca do znanych i lubianych przez nas ram czasowych, bez zbędnego przeskakiwania z fabułą czy wyciągania wspomnień głównych bohaterów. Na korzyść zadziałało również ograniczenie postaci skorumpowanego Stana do minimum. Nie można zaprzeczyć, że na odcinek Deviation patrzyło się łaskawszym okiem niż tydzień temu. Co prawda było mniej akcji, a więcej egzystencjalnej pogadanki, ale mimo wszystko zdaje się, że serial na dobre rozkręcił się fabularnie. Jesteśmy w połowie sezonu Frequency, a do dnia porwania matki zostały dwa dni. Teoretycznie. Bo przecież nie do końca wiadomo, czy w wyniku wszystkich poczynań Franka ta data jest dalej aktualna. Nutka niepewności zostaje i trzyma w napięciu do nadchodzących odcinków.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj