W końcu doczekaliśmy się bardzo dobrego odcinka, popychającego znacznie fabułę do przodu. Co prawda nęci się nas nowym, dość mocnym kandydatem na mordercę, ale ponieważ przed nami jeszcze pięć odcinków, warto poczekać z ostatecznym osądem.
Po tygodniowej przerwie w emisji serial
Frequency wrócił z nowymi siłami. I wychodzi mu to rewelacyjnie, zarówno pod względem samej jakości przedstawianych wydarzeń, jak i ogólnego pomysłu na odcinek. Twórcy serialu ewidentnie zlitowali się nad swoimi widzami i powrócili do schematu, który wcześniej bardzo dobrze się sprawdzał: Raimy i Frank stanowią nierozerwalny duet i potrafią ze sobą skutecznie współpracować. Nawet jeśli dzieli ich dwudziestoletni przeskok w czasie. Uwaga widzów skupia się zatem wokół wydarzeń towarzyszących obozowi Hideaway Mountain, gdzie poprzednio znaleziono ślady mordercy Nightingale.
Podążający tym tropem i chwytający się wszystkich możliwych sposobów (w tym przypadku ocierających się o granicę ludzkiego współczucia i moralności) główni bohaterowie docierają ostatecznie do dwóch istotnych punktów w ich śledztwie. Pierwszym jest informacja na temat obozu religijnego dla trudnej młodzieży, który niegdyś organizował diakon Joe na terenie wspomnianego ośrodka. Wezwany przez Raimy na krótkie przesłuchanie, odnosi się bardzo uprzejmie do detektywów i jest chętny do współpracy. Widzowie natomiast, mając w pamięci niedawne odkrycie dotyczące odprawianych tam kultów religijnych, podchodzą do niego jak pies do jeża. Pewne podejrzenia i wnioski nasuwają się same.
Drugi punkt dotyczy osobistych zapisków Larissy Abbott, dziewczyny która była pierwszą ofiarą poszukiwanego zbrodniarza. Aby je zdobyć, Frank został zmuszony zataić przed rodziną uzyskaną od Raimy wiedzę na temat tragicznego losu, zaginionej jeszcze w tamtej czasie, Larissy. Zdecydowawszy się przeszukać pokój młodej kobiety, odnalazł jej dzienniki, a wraz z nimi dokładny opis wydarzeń, jakie miały miejsce w trakcie jednego z obozów religijnej grupy diakona Joe’go. Na karatach dzienników została wspominana Meghan, która mimo że nie była członkiem ich grupy, wielokrotnie pojawiała się w kampusie, często z ranami na ramionach, świadczących samookaleczeniu się. Zamknięta w sobie, na granicy obłędu, ostatecznie stała się lokalną historią opowiadaną przez obozowe dzieciaki.
Przyzwyczajeni też do standardowego pojawiania się znikąd epizodycznych postaci, początkowo nie bardzo przejęliśmy widokiem zamkniętej w szpitalu psychiatrycznym młodej kobiety. Tym razem jednak ma ona kluczowe znaczenie w ostatnich scenach odcinka. Posiada ona rzekomo kluczowe informacje na temat Nightingale, które próbowała przekazać bezpośrednio Raimy. Niestety z mizernym skutkiem. Niemniej jednak, dzięki niej i jej zachowaniu dostaliśmy mocne wskazówki, kim może być morderca. Problem w tym, że nie wiadomo, na ile jej informacje są prawdziwe, a na ile są wymysłem chorego psychicznie umysłu.
Odcinek
Interference nie zyskuje sobie sympatii wyłącznie dzięki prawidłowo prowadzonemu wątkowi mordercy. Tym razem na uznanie zasługuje poboczna część historii, czyli cała rodzina Sullivanów. Dynamika pomiędzy Frankiem a Julie nie tylko przyciągała uwagę i wzbudzała emocje, ale bez większych problemów wpasowała się w całą koncepcję serialu. Dodaje ona swoistego rodzaju charyzmy bohaterom, uwydatniając to, co jest w tym wszystkim najważniejsze: rodzina. Wiszące nad nią widmo śmierci Julie i czyhającego gdzieś tam w ciemnościach mordercy, schodzi na drugi plan w momencie, kiedy ta dwójka bohaterów próbuje po raz kolejny naprawić swoje własne błędy. Idealnym uzupełnieniem jest ośmioletnia Raimy, która zostaje doskonale sportretowana przez Ady Braker. Jest ona uzupełnieniem rodzinnego obrazka, trafnie odzwierciedlając niepokoje małoletniego serca dziecka. Dzięki czemu otrzymujemy ciekawy, a przede wszystkim wartościowy przerywnik oraz chwilę oddechu od najbardziej palących problemów.
Z kolei dorosła Raimy doświadcza tzw. nieuniknionego przeznaczenia. W piątkowy wieczór u progu jej domu pojawia się, równie nietrzeźwy co niezapowiedziany, Daniel. Jej niedoszły narzeczony kierowany nie do końca znanymi mu motywami decyduje się dać jej szansę. Sprawy nabierają zatem przyjemnego, choć nieoczekiwanego obrotu. I o ile jak najbardziej można im kibicować i trzymać kciuki za powodzenie, o tyle powinno to być dla Raimy widocznym znakiem ostrzegawczym. Jeśli pomimo nikłych szans na związek z Danielem, zaczyna być on możliwy i co najważniejsze realny, oznacza to, że pewnych rzeczy zmienić po prostu nie można. Być może los jednego z jej rodziców i tak już jest przesądzony. W obu liniach czasowych Raimy wychowywana jest w niepełnej rodzinie. Czy mamy się zatem spodziewać dramatycznego wyboru pomiędzy matką a ojcem?
Ósmy odcinek serii pozostawia nas z większą liczbą pytań niż udzielonych odpowiedzi. Trzeba jednak przyznać, że są to pytania jak najbardziej zasadne. Tym bardziej, że pierwszy sezon nieubłaganie zbliża się do końca i powoli zgadywanka, kto jest mordercą, stanowi atrakcję przewodnią. Póki to nie nastąpi, warto delektować się małymi smaczkami z lat 90., które cichaczem nam zaserwowano. Uśmiech na buzi wywołują chociażby
Przygody Animków czy
Pinky i Mózg, które małoletnia Raimy ogląda w telewizji. Aż miło popatrzeć na taką dbałość o detale.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h