Frontier jest pierwszym serialem stworzonym przez Discovery Canada we współpracy z Netflixem. Niestety, pomimo hucznych zapowiedzi nie jest to udana próba.
Wielka szkoda, bo oczekiwania były ogromne i uzasadnione. Informację o drugim sezonie wypuszczono w eter, zanim jeszcze mogliśmy skończyć oglądanie pierwszej serii. Zwiastuny zapowiadały świetnie dopracowany serial historyczny, który będzie wyróżniał się nie tylko klimatem, ale także wartką akcją i rozmachem. Wszystko układało się naprawdę dobrze, a Jason Momoa w obsadzie miał być tylko jedną z oznak dobrobytu. Wygląda jednak na to, że cel stworzenia produkcji opierającej się na historycznych wydarzeniach jest tylko pretekstem do zrealizowania brutalnego i krwawego serialu kostiumowego, który jest mocno inspirowany innymi, bardziej popularnymi produkcjami.
Całość rozgrywa się w XVIII wieku, przenosimy się więc na tereny dzisiejszej Kanady, a dokładniej w okolice Zatoki Hudsona, która była wówczas jednym z najważniejszych miejsc, gdzie handlowano futrami. Od samego początku w oczy rzuca się wspaniały klimat i niezwykła dbałość o szczegóły. Począwszy od pięknych scenografii, kończąc na brudnych paznokciach i przegniłych zębach. Wciąż jednak mamy do czynienia z serialem, a Jason Momoa na pewno nie należy do najtańszych aktorów. Wyjaśniałoby to częste zbliżenia na twarze i kameralne kadry. Trudno też zachwycić się metropolią handlu, na którą składa się kilka kamiennych domków i drewniana gospoda, gdzie pyszną brandy podaje rudowłosa właścicielka.
Wróćmy jednak do futer, które nie są gorszego sortu i stanowią ważny element fabuły. Skóry są przede wszystkim źródłem prawdziwej fortuny, na którą ma chrapkę kilka mniej lub bardziej wpływowych osób. Mamy Brytyjczyków w postaci Kompanii Zatoki Hudsona, Francuzów, Szkotów, Amerykanów i przede wszystkim miejscowych, którym przewodzi niejaki Declan Harp (Jason Momoa, czyli Conan Barbarzyńca, a w przyszłości Aquaman). Nie ma tutaj zasad, a często konflikty wyjaśniane są nożem i toporem. Brutalna rywalizacja różnych stron w handlu futrami to temat na naprawdę dobry serial historyczny. Twórcy korzystając z wielu inspiracji, starają się stworzyć wielowątkową fabułę i przedstawiają działania kilku konkurujących ze sobą frakcji (nie trzeba pisać z jaką produkcją się to kojarzy).
Największą robotę wykonuje oczywiście Jason Momoa jako Declan Harp. Wzbudza swoją postawą strach i respekt wśród wrogów, a przy tym genialnie operuje nożem i toporem. Na początku sezonu jest bardzo tajemniczy i odkrywanie tej postaci jest naprawdę ciekawe. Czar jednak pryska, kiedy poznajemy motywacje Harpa, a te są banalne i brakuje im odpowiedniej ekspozycji. Trudno więc mu współczuć, a większą sympatię zyskuje wciąż jako Jason Momoa, aniżeli Declan Harp.
Trudno o reszcie bohaterów napisać coś równie pozytywnego. Większość postaci jest nam obojętna. Podejmują czasami takie decyzje, jakich oczekuje scenariusz, a nie takie, które faktycznie chcieliby podjąć. Najgorsze jest to, że niektórzy są w tym serialu po prostu zbędni. Dobrym przykładem jest ksiądz, który występuje tu jako element humorystyczny, a jedynym jego zadaniem jest popychanie fabuły do przodu. A naprawdę niewiele potrzeba, żeby wszystko w tym serialu ruszyło z kopyta. Wszyscy wpadają tu na siebie, jakby znajdowali się w przydrożnym lasku, a nie w rozległej, kanadyjskiej puszczy, wplątanie bohaterów we wzajemne zależności jest, łagodnie mówiąc, topornie wykonane, a całość jest odległa od subtelności.
Prócz rozlewu krwi i sztyletowaniu kolejnych ludzi, historia nie ma wiele do zaoferowania. Co prawda, fabuła pędzi bardzo szybko, ale służy to jedynie uzasadnianiu kolejnych mordów, niewiele mówiąc nam o postaciach czy samych okolicznościach. Całość liczy oczywiście tylko sześć odcinków, nic więc dziwnego, że wystarczy czasem mrugnąć okiem, a już znajdujemy się w zupełnie innej lokalizacji. Sztuką jest więc przy tak prowadzonej narracji zrobić serial... nudny i nieciekawy. Zbyt mało czasu poświęcono zapoznaniu się z tłem całej historii, uznając, że ważniejsze jest zwiększanie liczby umierających na ekranie.
Frontier ma swoje dobre momenty. Zdarzają się ciekawie zrealizowane sceny, a piękna scenografia i kostiumy pobudzają wyobraźnię. Niestety, ale pod tą warstwą pudru kryje się mnóstwo wad. Można pokusić się o tezę, że twórcom bardziej niż na historii zależało na świetnym oddaniu ówczesnych realiów. Jeśli jednak odpowiada komuś niezbyt skomplikowana, krwawa historia w kostiumowym wydaniu, to śmiało może oglądać i znajdzie coś dla siebie. Cała reszta nic nie straci i miejmy nadzieję, że przy tworzeniu drugiego sezonu praca domowa zostanie odrobiona i dostaniemy dużo lepszy serial.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h