Choć Gad niemal idealnie naśladuje klasyczne dreszczowce, do perfekcji mu dużo brakuje. Czego zabrakło w nowym thrillerze Netfliksa?
Jesień już zawitała za oknem, a to oznacza idealną porę na cięższe produkcje z tajemniczym suspensem. Netflix nie stroni od thrillerów psychologicznych, szczególnie w takim sezonie.
Gad stara się przywrócić klasyczne normy gatunkowe dreszczowca. Oczekiwania potęgował jego gęsty, tajemniczy klimat oraz gwiazdorska obsada z Benicio Del Toro na czele. Niestety, w moim odczuciu nie zostały one w pełni spełnione.
Jako swój debiut fabularny Grant Singer proponuje morderczą zagadkę, która nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Zatwardziały detektyw (
Benicio Del Toro) próbuje rozwiązać sprawę zabójstwa młodej agentki nieruchomości. Na listę podejrzanych prędko trafiają jej chłopak, Will Grady (Justin Timberlake), oraz były mąż. Dodatkowo Grady czuje zagrożenie ze strony trzeciego mężczyzny (
Michael Pitt). Z czasem okazuje się, że śledczy zostaje wplątany w niebezpieczną sieć kłamstw i intryg. Prawda zagrozi również jego życiu.
Trzeba przyznać, że
Gad wyróżnia się na kryminalnym tle Netfliksa swoim artystycznym stylem. Wyraźnie widać doświadczenie Singera z teledyskami – reżyser skupia swoją uwagę na nietypowych detalach, komponując to z emocjonującą ścieżką dźwiękową. Wiele scen nakręcono pod nietypowym kątem, co także dodaje symboliki. Odkrywanie drugiego znaczenia z pewnością przyniesie dodatkową rozrywkę fanom skomplikowanych zagadek. To wszystko opatrzono chłodną kolorystyką, wpasowującą się w niezwykle gęstą atmosferę. Klimat jest wyczuwalny już od pierwszej sekundy, jeszcze zanim poznajemy powagę sprawy. Napięcie wydaje się nie opuszczać detektywa na ani jedną sekundę. To ma swoje zalety, ale również tworzy spore problemy dla tego filmu. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że
Gad rozkręca się naprawdę powoli. Sprawa morderstwa idzie własnym, spokojnym rytmem. Od czasu do czasu przerywa je niewiele dynamicznych scen. Choć nagłe strzelaniny i zwroty akcji rozbudzają, to tylko na chwilę.
Nic dziwnego, że najjaśniejszym punktem tego filmu zostaje kreacja Del Toro. Tom Nichols to intrygujący śledczy, którego praca, jak i życie prywatne u boku żony (
Alicia Silverstone) podtrzyma nawet tych znużonych widzów. Popełnia błędy, jak każdy człowiek. Niemniej jest porządnym gliniarzem, w pełni oddanym swojemu zawodowi. Również relacja z ukochaną wychodzi naturalnie. Del Toro i Silverstone tworzą zgrany duet będący wzorem wsparcia okazywanego przez małżeństwo. Sceny, w których żona pomaga w śledztwie i wykazuje szczere zainteresowanie, są jednymi z moich ulubionych. Obraz w pełni zaangażowanej małżonki nie jest często widziany, więc za to duży plus. Gorzej wypada już
Justin Timberlake, który nie poradził sobie z rolą, która mogła być tak kompleksowa. Zabrakło mi kontrastu między dwiema stronami Willa Grady'ego. Dostałam za to sztywne wypowiedzi Timberlake'a.
fot. YouTube.com/Netflix Polska
Jednak nietuzinkowe ujęcia i wieczne poczucie niepokoju samodzielnie nie stworzą nowego klasyka. Niestety, zakończenie potwierdza, że
Gad nie jest tak wyjątkowy, jak sugeruje jego wyrafinowana otoczka. Pozostawia widza z lawiną pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. Wiele tropów, na jakie detektyw natrafiał, pozostają niewyjaśnione – również te, które pojawiły się w zwiastunie. Wygląda to tak, jakby niektóre wątki zostały przycięte. Choć niektórym widzom końcówka może wydawać się nieoczywista, odpowiedź na pytanie „kto zabił?” była dla mnie jasna już dawno temu. Może to wina aktora wcielającego się w winowajcę, a może scenariusza, który nie zdołał ukryć przede mną najważniejszej tajemnicy, lecz zagmatwał historię wątkami bez znaczenia.
Gad nie jest złym filmem. Ale nie jest też wybitny. To nieudolna próba stworzenia bystrego kryminału, który ostatecznie pozostawia zbyt wiele spraw bez rozwiązania. Singer, doceniam, że masz widzów za inteligentnych ludzi – ale czasem warto podpowiedzieć, co się ma na myśli. Z pewnością ten film miał wywołać szok widza, który powinien współodczuwać rosnące napięcie z detektywem. Ostatecznie trudno poczuć po tym finale coś innego niż obojętność. A szkoda, bo był potencjał na więcej – szczególnie mając rewelacyjnych Del Toro i Silverstone na pokładzie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h