Twórcy serialu Galavant tym razem zaserwowali widzom odcinki pełne wydarzeń i zakończone niespodziewanym cliffhangerem.
Galavant w tym tygodniu sprawia, że mam ochotę pominąć wszystko inne, zacząć od końca i przez następne pięć akapitów rozwodzić się na temat ostatnich dziesięciu sekund szóstego odcinka. Będę jednak dzielna i zacznę od początku, bo i wcześniej działo się całkiem sporo.
Ryszard postanowił wziąć przykład z Daenerys Targaryen i zostać matką (tzn. ojcem) smoków (tzn. jaszczurki), w związku z czym przehandlował jedyną wartościową rzecz, jaka była w jego posiadaniu – klejnot Walencji. Dzięki temu błyskotliwemu posunięciu podróżujące na ratunek Isabelli trio nie ma ani klejnotu, ani smoka. Chociaż to zachowanie tak bardzo typowe dla Ryszarda, to tym razem Galavant nie był wyrozumiały.
Wszyscy wiedzieliśmy, że do tego momentu kiedyś dojdzie. To się po prostu musiało stać. Ryszard i Galavant musieli się w końcu pokłócić, jednak pomysł, by postawić ich po dwóch przeciwnych stronach przezabawnego konfliktu między olbrzymami (bardzo niskimi olbrzymami) i krasnoludami (bardzo wysokimi krasnoludami), był świetnym rozwiązaniem. Cieszy również fakt, że wątek ten nie był tylko po to, by się pośmiać i zaśpiewać piosenkę. Postawienie Galavanata i Ryszarda po dwóch przeciwnych stronach dało im możliwość zmierzenia się z narastającymi między nimi waśniami i ostatecznie zacieśniło ich relację.
Jest to dobre posunięcie, ponieważ do tej pory gościnne występy, chociaż zabawne, niewiele wnosiły do fabuły. Były jedynie ciekawym ozdobnikiem i urozmaiceniem. Jak chociażby Kylie Minogue w pierwszym odcinku tego sezonu – zaśpiewała dyskotekową piosenkę, rozebrała Galavanta do rosołu i to tyle. Dlatego też cieszy fakt, że w odcinkach
Giant Vs. Dwarves i
About Last Knight gościnnie występujące postacie mają spory wpływ na fabułę.
No url
Nie tylko Galavant i Ryszard trafili na bohaterów, którzy wreszcie jakoś wpłynęli na ich losy. Również Isabella gościnnemu występowi zawdzięcza uwolnienie spod klątwy magicznej tiary. Pomysł z jej przemianą był ciekawy, ale scenarzyści wybrali doskonały moment, by go zakończyć. Słodka i optymistycznie nastawiona do wesela Isabella była zabawna, ale jestem przekonana, że po jeszcze jednym odcinku, w którym zachowuje się tak odmiennie, mielibyśmy jej serdecznie dość. Powrót do normalność nadszedł w samą porę.
Chyba mało kto spodziewał się, że scenarzyści wpadną na pomysł, by połączyć Madalenę i Gareta w parę. Chociaż związek ten wydaje się nieprawdopodobny, to w praktyce sprawdza się całkiem nieźle. Nieporadny w sprawach uczuciowych Garet i zołzowata Madalena tworzą całkiem udany duet. Twórcy nie zapomnieli też, że w tamtym tygodniu niespodziewanie obdarowali Madalenę uczuciami, przez co na swój wredny i pokręcony sposób odwzajemnia ona sympatię Gareta.
Jednak wszystkie te wydarzenia schodzą na dalszy plan w obliczu tego, co wydarzyło się kilka sekund przed końcem szóstego odcinka. Jak to się stało, że w serialu takim jak
Galavant mamy cliffhanger tak dobry, jakby wymyślili go twórcy
Sherlocka? Nie mam pojęcia, ale jestem pod wrażaniem. Chociaż osobiście nie chce mi się wierzyć, by scenarzyści posunęli się tak daleko i naprawdę zabili głównego bohatera, to przyznać trzeba, że udało im się zaszokować widzów. Chyba nie tylko mnie opadła szczęka, gdy sielska scena uroczego powitania z dawno niewidzianym Sidem została tak brutalnie zakończona.
Nie zapominajmy jednak, że chociaż
Galavant to parodia, nie przeszkadza to serialowi w czerpaniu pełnymi garściami z baśni i fantasy, jeśli więc można stworzyć tiarę, która zawładnie umysłem Isabelli, to można też pewnie wyciągnąć miecz z piersi Galavanta. Nie pozostaje nam zatem nic innego, niż z niecierpliwością czekać na kolejne odcinki i odpowiedź na pytanie, jakim cudem Galavantowi udało się przeżyć (bo on przeżyje, prawda?).
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h