Fabuła Game Over, Man! zapowiadała się naprawdę dobrze – oto przed nami trzech kumpli w wielkim hotelu, którzy jako jedyni mogą zapobiec atakowi terrorystów. W wyniku losowych zdarzeń, sprzątacze znajdują się w wyższych partiach budynku, w związku z czym nie zagrażają im zabójcy, którzy w tym samym czasie biorą zakładników w recepcji. Temat pozostawia duże pole do popisu – hotel to w końcu labirynt skrótów, przejść i korytarzy, a kolejne pokoje zamieszkane przez zupełnie różnych gości to mikroświaty pełne idealnych do wykorzystania rekwizytów. Niestety, twórcy nowej komedii w ogóle nie wykorzystali potencjału historii i poszli po linii najmniejszego oporu – oferując widzowi film banalny, żenujący i niesmaczny w swoim poczuciu humoru. Nie potrzeba wcale dużo czasu, by zorientować się, z jakiego rodzaju żartami będziemy mieć w tym filmie do czynienia – już w pierwszych scenach jeden z głównych bohaterów, rechocząc, zaciąga się jointem, by za chwilę bełkotać o niczym w niezrozumiały sposób, czy uchylać się przed zużytą prezerwatywą, którą jego koledzy starają się na nim położyć. Podczas ich oklepanych i wulgarnych dialogów często zapada wymowna cisza – zdawałoby się idealna na salwę śmiechu ze strony widowni. Cóż – salwy śmiechu niestety nie ma, a przedłużająca się w nieskończoność gadka tylko utrudnia odbiór historii. Aż do samego końca zdarzają się sceny dyskusji chłopaków, którzy usilnie starają się wyjść z coraz nowszych tarapatów – rozwleczono je jednak do granic możliwości, w związku z czym już w połowie dialogu zapominamy, czego on w ogóle miał dotyczyć. Zamiast ucinać żarty umiejętnie i pozostawić pole do interpretacji, twórcy drążą temat, który przez to już dawno przestaje być śmieszny. Ten zabieg męczy i w dodatku jest niczym innym, jak zwykłym zapychaczem czasu. Akcja bieżąca rusza tak naprawdę stosunkowo późno, więc jeśli oczekujecie filmu, w którym bohaterowie ścigają się z terrorystami po wielkim hotelowym budynku, prawdopodobnie srodze się zawiedziecie. Bezpośrednią konfrontację obserwujemy chyba tylko trzy razy – w dodatku każda z nich pozostawia po sobie niesmak. Twórcy na siłę upchnęli w filmie kontrowersyjne treści – wymachiwanie penisami, biegunka, gejowski seks czy rimming są tu na porządku dziennym. W połączeniu z terrorystycznymi aktami przemocy robi się również krwawo i wybuchowo, jednak efekty specjalne wołają o pomstę do nieba – detonacje czy odpadające kończyny mogą poziomem realizacji konkurować z Sharknado. Sami główni bohaterowie wypadają w tym wszystkim po prostu anonimowo. Wiemy o nich jedynie tyle, ile pokazują w akcji bieżącej. Co prawda momentami ich rozmowy wskazują na to, że są wynalazcami i majsterkowiczami, jednak w samym filmie i przy próbach opanowania sytuacji hotelowej pokazane jest to tylko sporadycznie. Naprawdę ubolewam nad tym, w którą stronę toczy się cała produkcja – jeszcze na etapie zwiastunów wydawało mi się, że będzie to lekka i zabawna komedia na wieczór, tymczasem efekt jest po prostu żenujący. Uśmiechnęłam się jedynie na finałowej strzelance, jednak był tak naprawdę śmiech bezradności. Po większości gagów czy „zabawnych” dyskusji bardziej chce się jednak płakać… Game Over, Man! to film, którego największą bolączką jest przesada. Ani to inteligentna komedia z intrygą, ani głupkowata produkcja dla odmóżdżenia. Być może trafi do tych, którzy szukają dużej dawki absurdu i nie mają absolutnie żadnych oczekiwań. Dla mnie to jednak nic innego, jak zwyczajnie słaby film, który nawet nie jest w stanie wywołać u widza wesołość
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj