Gears 5 kontynuuje opowieść z poprzedniczki, ponownie skupiając się na postaci Kait Diaz. Jej wątek był istotny już w Gears of War 4, tutaj zaś jego rola jest jeszcze większa, a sama kobieta szybko przejmuje rolę głównej bohaterki. Wyraźnie widać też, że twórcy w dalszym ciągu powoli odcinają się od Markusa Fenixa. Bohaterowi jest coraz bliżej do zasłużonej emerytury – tym razem jest go jeszcze mniej i pełni przede wszystkim rolę wsparcia. Nie zdziwię się, jeśli kolejna, szósta odsłona cyklu będzie jego pożegnaniem. Historia jest wciągająca i przedstawiana w interesujący sposób. Są tutaj tajemnicze eksperymenty, sekrety sprzed lat, nie brakuje też zwrotów akcji – chociaż niektóre z nich były bardzo łatwe do przewidzenia. Twórcy w umiejętny sposób lawirują między scenami humorystycznymi i dramatycznymi, dzięki czemu wiele zyskują bohaterowie. Ich interakcje momentami bawią, innym razem potrafią zaskoczyć, a nawet wzruszyć. Osoby, które nie miały do czynienia z wcześniejszymi grami, nie muszą się niczego obawiać. W Gears 5 znalazło się miejsce dla streszczeń poprzednich części. Te są krótkie, ale dobrze podsumowują najważniejsze wydarzenia – przypominają m.in. Wojny Pendulum, Dzień Wyjścia czy wszystko to, co doprowadziło Kait Diaz, JD Fenixa i resztę ekipy do obecnej sytuacji. Kampania jest zdecydowanie najbardziej ambitną i rozbudowaną w całej historii serii Gears of War. Nie jest co prawda przesadnie długa, bo jej ukończenie zajmuje 8-10 godzin, ale jest bardzo zróżnicowana i – po raz pierwszy w tym cyklu – oferuje duże, otwarte lokacje. Te możemy swobodnie przemierzać pieszo lub przy pomocy nietypowego pojazdu przypominającego połączenie żagla, łodzi i nart. Nie brak tam również pobocznych aktywności, które nie są może przesadnie skomplikowane i czasochłonne, ale stanowią miłą odskocznię od głównego wątku. Nie oznacza to jednak, że Gears 5 stało się grą z otwartym światem. Otwarte lokacje są przypisane do aktów w trybie fabularnym, a ich ukończenie sprawia, że powrót do nich staje się niemożliwy. Przypomina to więc rozwiązanie zastosowane w tegorocznym Metro: Exodus. Podstawy rozgrywki nie uległy jednak większym zmianom i Gears 5 od pierwszych minut daje to wyraźnie do zrozumienia. Postaciami steruje się w podobny sposób, jak wcześniej, a strzelanie nadal jest mega satysfakcjonujące – na czele z headshotami, po których głowy przeciwników eksplodują, jak dorodne arbuzy, które spotkały się z ziemią po locie z 10 piętra. Oczywiście, nie zabrakło tu kilku nowinek, z których największą jest znacznie większa rola robota – JACKa. Tym razem możemy wykorzystywać jego zdolności w trakcie walki – np. do stworzenia tymczasowej osłony, oślepienia przeciwników, a nawet... chwilowego przejęcia kontroli nad wrogiem. Co więcej, umiejętności naszego stalowego kompana możemy rozwijać dzięki znajdowanym w świecie gry materiałom – można więc pokusić się o stwierdzenie, że nawet w serii Gears of War pojawił się pewien element znany z gier RPG... Z JACKiem miałem jednak pewien problem, bo po kilku godzinach uświadomiłem sobie, że nie korzystam z oferowanych przez niego możliwości, bo ciężko było mi o tym myśleć podczas wymiany ognia z przeciwnikami. Na dodatek zdecydowana większość umiejętności robota jest mocno sytuacyjna, a tę najbardziej użyteczną, czyli tarczę chroniącą nas przed wrogim ostrzałem, otrzymujemy praktycznie na sam koniec gry, na około 1-2 godziny przed finałem. Nie miałbym naprawdę niemal żadnych zarzutów do kampanii w Gears 5, bo bawiłem się w niej świetnie. Jest tutaj humor, są wzruszenia, są efektowne sceny akcji. Otwarte lokacje wprowadzają powiew świeżości, ale jednocześnie nie sprawiają, że gra zatraciła swój charakter. Jest tylko jeden, ale bardzo istotny problem – stan techniczny tej produkcji. Mniej więcej w trzecim akcie rozpoczął się u mnie prawdziwy festiwal błędów. Czasami gra nie odpalała skryptu, przez co nie mogłem kontynuować i musiałem resetować punkt kontrolny lub cofać się o kilkanaście minut, innym razem kompletnie się zwiesiła, a dwa razy... wyrzuciła mnie do menu konsoli. Krótkie „śledztwo” wykazało, że nie jestem najbardziej pechową osobą na świecie – tego typu problemy są powszechne i głośno o nich na oficjalnym forum, Reddicie i w mediach społecznościowych. Oczywiście, wyeliminowanie tych błędów to tylko kwestia czasu i z pewnością stosowna aktualizacja pojawi się na dniach. Jest jednak pewien problem – grę ukończyłem po 6 września. To właśnie tego dnia została ona udostępniona publicznie dla osób z edycją Ultimate i abonamentem Xbox Game Pass Ultimate. Trudno więc w tej sytuacji jakkolwiek bronić stanu technicznego gry brakiem patcha day one czy bolączkami związanymi z wcześniejszą, recenzencką wersją. Zabawa dla jednego gracza nie jest jednak jedynym, co gra ma do zaoferowania i Gears 5 nie mogło obejść się też bez trybów sieciowych. Tych w grze jest kilka i znajdzie się tu zarówno coś dla osób ceniących sobie kooperację, jak i tych, którzy preferują rywalizowanie z innymi graczami. Kampanię można przejść wraz z przyjaciółmi (jedna osoba może wcielić się w JACKa!), powraca znana z poprzednich odsłon Horda, w której stajemy do walki z coraz silniejszymi falami wrogów, a także nowy tryb o nazwie Ucieczka. Jego nazwa mówi tutaj naprawdę niemal wszystko – grupa graczy musi wydostać się z Ula, po drodze walcząc z przeciwnikami przy pomocy znalezionego uzbrojenia. Multiplayer nie odbiega zbytnio od tego, do czego przyzwyczaiły graczy poprzednie odsłony. Nadal jest szybko, brutalnie, a gracze preferują bliski dystans i niszczenie przeciwników przy pomocy strzelb. Fani serii będą usatysfakcjonowani.    Dzieło studia The Coalition nie zawodzi też pod względem oprawy graficznej i bez wątpienia jest jedną z najładniejszych (jeśli nie najładniejszą) gier dostępnych na konsolach marki Xbox. Świat jest pełen detali, lokacje bardzo zróżnicowane, a światła i cienie robią fenomenalne wrażenie i doskonale budują klimat. Pochwalić trzeba również optymalizację – na konsoli Xbox One S gra trzyma stabilne 30 klatek podczas kampanii i 60 klatek w trybach wieloosobowych. Nie miałem również żadnych problemów z grą (przynajmniej jeśli chodzi o optymalizację, bo o błędach już wspominałem wcześniej) w 1080p, przy 60 klatkach i ustawieniach na Ultra na moim pececie z kartą GTX 1060 6GB.
fot. Microsoft
+28 więcej
Na sam koniec chciałem poświęcić osobny akapit na kwestię tak zwanego „accessibility”, czyli przystępności dla graczy niepełnosprawnych. Microsoft po raz kolejny udowadnia, że podchodzi do tego tematu na poważnie. Gears 5 oferuje więc m.in. możliwość rozgrywki na Xbox Adaptive Controller, kilka ustawień wyświetlania kolorów, a także rozbudowane napisy. Te są nie tylko zapisem (lub tłumaczeniem) wypowiadanych kwestii, ale opisują też muzykę, dźwięki otoczenia, a nawet reakcje postaci – odnotowywane są w nich np. jęki czy westchnięcia bohaterów i towarzyszące im emocje. Do tego dochodzi też możliwość ustawienia wielkości napisów – niby drobnostka, ale niestety nadal nie jest to standardem w branży gier. Chapeau bas, The Coalition i Microsoft! Gears 5 to naprawdę udana część tej 13-letniej serii. Kampania jest interesująca i sprawia mnóstwo frajdy, a tryby kooperacyjne i wieloosobowe to gwarancja rozgrywki na wiele godzin. Gdyby tylko twórcom udało się wyeliminować irytujące błędy na premierę, to bez chwili zastanowienia wystawiłbym temu tytułowi ocenę o jedno oczko wyższą... Plusy: + pełna akcji i emocji kampania; + świetna oprawa i optymalizacja; + sporo zawartości; + otwarte lokacje to spory powiew świeżości; + satysfakcjonujący model strzelania. Minusy: - sporo irytujących i poważnych problemów technicznych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj