Na wstępie powiem, że nie oglądałem ani nie czytałem wersji stworzonej przez Masamune Shirow. Film Ruperta Sandersa oceniam jako zwykłą produkcję kinową. W weekend Karolina, jako nasza specjalistka od mangi i anime, pokusi się o recenzję, w której porówna obie wersje i wyciągnie odpowiednie wnioski. Mira Killian (Scarlett Johansson) to cyborg do zadań specjalnych. Jedyna na świecie hybryda człowieka i robota stojąca na czele elitarnej jednostki Section 9, specjalizującej się w walce z najniebezpieczniejszymi przestępcami. Ku uciesze swojego twórcy doktor Ouelet (Juliette Binoche) potrafi podejmować racjonalne decyzje, kierując się w nich nie tylko zimną kalkulacją. Czym jednak nasza bohaterka wykonuje więcej misji, tym bardziej zaczyna powątpiewać w sens swojej pracy. Zaczyna też zauważać, jakim procederem tak naprawdę zajmuje się korporacja Hanka będąca monopolistą na rynku cybernetycznym. ‌Ghost in the Shell w wersji Ruperta Sandersa przypomina trochę połączenie Terminatora, Westworld, Ex Machiny, A.I. Artificial Intelligence i Equals. Stara się odpowiedzieć na pytanie „czym jest człowieczeństwo?” i „czy maszyna z ludzkimi odruchami ma duszę?”. W tych poszukiwaniach twórcy nie odkrywają niczego nowego. Sposób prowadzenia historii Major ociera się miejscami o banał. Nie ma tu miejsca na interpretację dla widza, wszytko jest podane na tacy i opowiedziane tak, by wiedział dokładnie, jaki efekt reżyser chciał osiągnąć. Jednak to nie dla samej opowieści widzowie powinni wybrać się na ten film. Ghost in the Shell zachwyca swoją stroną wizualną. Kolorowe, świecące się przez całą dobę, futurystyczne miasto przypominające Tokio jest tak naprawdę bardzo mrocznym miejscem. Odpowiedzialny za zdjęcia Jess Hall postanowił zabawić się konwencją, skupiając się na szczegółach, takich jak rozpryskujące się szkło czy krople deszczu padające na bohaterów. Gdy do tego dodamy wszystkie sceny walki w zwolnionym tempie, to dostaniemy solidne kino akcji osadzone w futurystycznym azjatyckim klimacie. Na wszystkich fanów padł blady strach, gdy ogłoszono, że to Scarlett Johansson zagra główną rolę. Pojawiło się wiele opinii, że nie pasuje i nie da rady. Otóż moim zdaniem jest to najjaśniejszy punkt tej produkcji. Aktorka dodaje filmowi Sandersa odpowiedniego charakteru. Znakomicie łączy dwie osobowości, zawodowego zabójcy i uczącego się otaczającego ją świata cyborga o mentalności dziecka. Nie wiem, czy amerykańska wersja Ghost in the Shell jest bliska oryginałowi, czy nie. Dla mnie jest to solidne kino akcji, pięknie zrealizowane pod względem wizualnym i trochę banalne pod względem przedstawionej filozofii. Po seansie nie miałem uczucia, że straciłem czas.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj