Beth, Vera i ich mama są w trakcie przeprowadzki do nowego domu. Nowego, czy raczej starego – opuszczony, trzeszczący i skrzypiący gmach przypadł im w spadku po ukochanej cioci, która jakiś czas wcześniej zmarła. Bohaterki poznajemy jeszcze w samochodzie – opanowana mama zaciąga francuskim akcentem, zbuntowana Vera narzeka na wszystko jak typowa nastolatka w wieku dojrzewania, a tajemnicza Beth snuje swoje wizje i opowiadania, ćwicząc się jako początkująca autorka horrorów. Każda z trzech kobiet jest autentyczna i choć nie znamy zarysu całej ich historii, od samego początku wydają się nam wiarygodne. Być może to również dlatego już za chwilę będziemy przeżywać ich losy z bijącym sercem – krok w krok za przeprowadzającą się rodzinką podążają bowiem psychopaci, którzy mają wobec dziewczyn przerażające zamiary. Akcja filmu rozpoczyna się zaskakująco szybko. Tutaj nie ma miejsca na dłużyzny czy ilustrujące całą sytuację opisy – wystarczy parę pierwszych minut, by wciągnąć się w coraz bardziej niepokojącą atmosferę. Dodatkowej grozy produkcji dodaje także sama scenografia – chyba każdy z nas w głębi duszy drży na widok podejrzanie uśmiechających się porcelanowych lalek czy kukieł, a tych w domu ciotki nie brakuje. Film emanuje dziwnym, intrygującym klimatem – nie trzeba siadać do niego z większym przekonaniem, a i tak skutecznie zatrzyma przy ekranie. Po kulminacyjnej napaści z początkowej sekwencji filmu napięcie nieco opada, jednak jest to tylko cisza przed ponowną burzą. Umiejętne budowanie momentów grozy to rzeczywiście najmocniejsza strona produkcji – w fotelu można podskoczyć. I to nie jeden raz. Tak naprawdę trudno mówić o Ghostland tak, by nie zdradzić za dużo – wspomnę więc tylko, że produkcja bardzo często zaskakuje i gdy już wydawać by się mogło, że wiemy, o co chodzi, kolejny zwrot akcji uzmysławia nam, jak łatwo dajemy sobą manipulować. Na uwagę zasługuje sama postać Beth, którą po latach widzimy także jako dorosłą kobietę, rzeczywiście spełnioną w swoim pragnieniu o karierze pisarki. Zarówno Crystal Reed (dorosła Beth) jak i Emilia Jones (młoda Beth) świetnie tworzą tę samą, intrygującą i tajemniczą osobę, która skupia na sobie uwagę kamery w zasadzie przez cały czas trwania filmu. Sam film trudno jednoznacznie nazwać horrorem, ponieważ zawiera w sobie dużo z trudnego i emocjonalnego dramatu. Obserwujemy los dwóch młodych dziewczyn, następnie traumę wracającą echem do młodej kobiety, a w dodatku wszystkiemu temu towarzyszy jedna wielka bezsilność, którą wraz z bohaterkami odczuwamy z każdą kolejną minutą ich koszmaru. Warto wspomnieć, że film wyreżyserował Pascal Laugier, twórca poruszającego horroru Martyrs. I choć nie mamy tu do czynienia z aż takim poziomem brutalności, Laugier ponownie posługuje się złem uosobionym właśnie przez człowieka - i większym niż wszystkie wymyślone potwory spod łóżek, czy nawet zjawy z powieści ulubionego pisarza. Film działa nie tylko na wyobraźnię, ale i na emocje, tym bardziej, że nie ma w nim nic, co nie mogłoby się wydarzyć naprawdę. Ghostland to dobry horror, który bardziej niż na jump scare’ach, opiera się na klimatycznym budowaniu niepokoju. Złoczyńcy nie wyskakują zza rogu – oni cały czas są pod czujnym okiem kamery, a mimo to w niektórych scenach nie sposób asekurować się przed nimi rękoma. Całość ogląda się z niesłabnącym zainteresowaniem, a gierki stosowane przez twórców sprawiają, że nie do końca wiadomo, czy to, na co patrzymy, rzeczywiście jest takie jak się jawi na pierwszy rzut oka. Ode mnie 7.5/10 – od "bardzo dobrego" film dzieli w zasadzie tylko niewiarygodnie szczęśliwy traf psychopatów, którym wszystko o dziwo udaje się jak z płatka. To wciąż jednak drobnostki, a sam seans jest naprawdę wciągającym doświadczeniem. Jednym słowem: warto.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości sieci Multikino

 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj