Sama fabuła nie rozwija się z zawrotną prędkością, lecz jej obecne, stopniowe rozbudowywanie nie pozwala się nudzić. Wychodzi wręcz serialowi na dobre – można teraz, nieco bardziej niż wcześniej, przyjrzeć się bohaterom i dojrzeć w nich nieco więcej. Pod tym względem nowy sezon ma u mnie ogromnego plusa – pewne motywacje są jaśniejsze, a charaktery wyraźniej zarysowane. Za przykład można tu podać choćby samego Ciro. W wywołującej dreszcz emocji scenie kulminacyjnej odcinka piątego, podczas spotkania dwóch śmiertelnych wrogów, di Marzio, widząc pistolet wymierzony w swą pierś, nie próbuje w typowym dla siebie stylu mamić, ogłupiać słowami, nie próbuje za wszelką cenę ratować się słowem. Przyznaje, że jest zmęczony, a to zmęczenie naprawdę widać. Nie wiem, czy naprawdę czuje do siebie wstręt, trzeba jednak oddać hołd świetnej grze dotychczas aktorsko przewidywalnego Marco D'Amore. Przy okazji można też zastanowić się nad samym Ciro. Jego miłość do córki i pewien, wydaje mi się, wyraźny żal do siebie nieustannie konfliktują ze ślepą żądzą władzy. To czyni tę postać naprawdę ciekawą i wzmaga zainteresowanie jej dalszymi losami. No url Dobrze ogląda się też samego Gennaro. Zdecydowanie łatwiej jest przytaknąć jego postępowaniu niż pewnym pomysłom jego ojca. Widać, że młody Savastano wie, co robi. Jego oszczędzenie Ciro jest tego najlepszym dowodem. Co zaś się tyczy don Pietro, przyznam, że z czasem tracę szacunek do tej postaci. Oczywiście można zrozumieć, że kawał czasu spędził w więzieniu, a teraz musi się nieustannie ukrywać i wciąż oglądać przez ramię. Musi go boleć, że niemal nic nie pozostało po jego dawnej chwale. Niemniej jednak jego wieczne niezadowolenie i pewna pochopność w wydawaniu poleceń (patrz: choćby żądanie śmierci di Marzio za wszelką cenę) i nagłe zmiany podejścia (gdy już stwierdził, że czas zaufać synowi, jedna, wywołana wewnętrznymi napięciami sytuacja sprawia, że odtąd „imię Gennaro dla niego nie istnieje”) nie pasuje mi do tej postaci – wyrachowanego, inteligentnego, zimnego bossa. Oczywiście można podtrzymywać, że ma to fabularne uzasadnienie, jednak nie przekonuje mnie aż tak diametralna różnica w wizerunku. Trudno mieć już wątpliwości, że pierworodny faktycznie powinien zająć jego miejsce, mierzy bowiem wyżej, nie pozwala się zaślepić emocjom i działa roztropnie. To wszystko finalizuje jedną z najciekawszych serialowych dróg, jakie bohater serialu kiedykolwiek pokonał, zmieniając i kształtując swoją osobowość. Choć metody Ciro w mamieniu i podjudzaniu poszczególnych szeregowców gangów nigdy nie wydawały się zbyt wyszukane, wciąż okazują się skuteczne. Bohaterowi co i rusz udaje się przekabacić kogoś na swoją stronę bądź skłócić z jednym z wrogów. Z jednej strony ukazuje to bezgraniczną naiwność gangsterów, z drugiej przebiegłość di Marzio, choć ten nieco powtarzany schemat przez swoją prostotę wykonania nie robi na widzu większego wrażenia. Jestem jednak skłonny uwierzyć, że wśród tych ludzi w rzeczywistości może odbywać się to właśnie w ten sposób. Serial kolejny raz przypomina, jak bardzo krucha i zawodna okazuje się zazwyczaj wierność gangsterów wobec ich dona czy towarzysza. Koniec końców każdy walczy we własnym interesie, a romantyczne, rycerskie oddawanie życia za swego pana podczas konfliktów kamorrzystów ma miejsce raczej nieczęsto. To dość smutne, ostateczne obdarcie warstwy braterstwa (o której nie można jednak powiedzieć, że nie występuje w ogóle!), ale też bardzo prawdziwe. A prawdziwość to fundamentalna cecha włoskiej serii. Recenzowane odcinki Gomorry doprowadzają nas do półmetku drugiego sezonu. Choć pewne wyżej wymienione elementy nie do końca mnie przekonują, twórcy znienacka wywołują u widzów emocje, postacie nabierają rumieńców, a klimat nie szwankuje ani na chwilę. Jest świetnie, trzymam kciuki, by tak pozostało.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj