Podobnie jak bohaterowie Gomorry nie mają litości dla siebie nawzajem, tak finał drugiego sezonu nie ma litości dla widzów. Skrupulatnie zagęszczana atmosfera i rosnąca liczba trupów doprowadziła do wstrząsającego końca. Choć nie wszyscy będą zadowoleni z tego, jak potoczyły się losy poszczególnych członków odłamów kamorry, to bez wątpienia docenią sprawność twórców w prowadzeniu tak surowej opowieści i wywoływaniu gorących emocji.
Choć tak bardzo próbował jej uniknąć, Ciro di Marzio musiał w końcu rozpocząć wojnę i walczyć. Miał siłę, możliwości i spryt, ale do starcia z doświadczonym, starym don Pietro potrzebował też ostatniego czynnika, który zawsze pozwalał mu wyjść z opresji cało: szczęścia. Niestety tym razem owego czynnika zaczęło brakować.
Ucieszyłem się, że początkowo wypalony, podejmujący wątpliwe decyzje Savastano powoli rośnie w oczach. Martwiłem się bardzo o zmarnowany potencjał i szkodzące konfliktowi osłabienie sylwetki bohatera. Potrzebował on widać nieco czasu, by – po długiej przerwie – przypomnieć sobie, jak się walczy. I całe szczęście. Im skuteczniejszy stawał się Pietro w walce z Ciro, tym bardziej rósł znak zapytania postawiony nad wynikiem konfliktu. Wzmocniło to ładunek emocjonalny i poczucie niepewności.
Kulminacja relacji mafioza z młodą Patrizią nieco mnie zaskoczyła. Bardzo doceniałem więź iskrzącą coraz jaśniej między dwójką postaci; bohaterka rozwijała się w świetny sposób, wykazała się sprytem i pełnym oddaniem, czego Savastano nie mógł nie docenić. Cały czas jednak miałem wrażenie, że wszystko zmierza ku spotęgowaniu stosunku zbliżonego do płaszczyzny ojciec-dziecko, że Pietro szuka w Patrizii zastępstwa za niedocenianego syna. Okazało się jednak, iż to nie Genny ma być zastąpiony, a... Imma. Nie jestem pewny, czy do końca przekonuje mnie finał tej ścieżki – miałem wrażenie, że między dwójką bohaterów zaistniał zupełnie inny rodzaj chemii, pozbawiony napięcia damsko-męskiego.
Interesująca stała się zmiana proporcji w bezwzględności i przekraczaniu granic. Im bardziej Ciro zaczynał się wstrzymywać (unikanie wojny, darowanie życia zdrajcy i w końcu – wypuszczenie Patrizii oraz jej brata żywcem po przesłuchaniu), tym dalej brnął odnoszący kolejne sukcesy don Pietro, doprowadzając w końcu do wyroku strasznego i rzadkiego nawet wśród gangsterów kamorry; sceny okrutnej, ale i bardzo poruszającej. Wysyłając Malamore, by dokonał egzekucji na małej dziewczynce (za co, nawiasem pisząc, odgrywający go Fabio De Caro otrzymuje listy z pogróżkami), był o włos od swojego ostatecznego sukcesu. Jak na ironię – którą należy docenić, bo to wciąż znak rozpoznawczy serialu i doskonały dla samej fabuły zabieg – stało się jednak inaczej.
Zdarzyło się bowiem tak, że gdzie dwóch się biło, tam trzeci skorzystał. Pnący się w górę i walczący o sukces i szczęście Gennaro stał się jasnym, niemal pozytywnym punktem serialu. Ostatecznie pozbył się wszystkiego, co w jakiś sposób mogło stawać mu na drodze (włącznie z własnym wspólnikiem i teściem), umożliwiając bądź co bądź słuszną zemstę dawnemu przyjacielowi, a później wrogowi. Śmierć don Pietro Savastano była bardzo mocnym akcentem w finale sezonu. Koniec końców jedynym zwycięzcą okazuje się Genny, udowadniając zaradność i spryt otsx zdobywając to, po co wyciągnął dłoń. Wydaje mi się to satysfakcjonującą i niespodziewaną konkluzją całej waśni.
No url
Finał pierwszego sezonu pożegnał nas solidnym cliffhangerem. Tym razem nie uświadczyliśmy podobnego zabiegu, nie zgodzę się jednak z nikim, kto powie, że to zakończenie było słabsze niż poprzednie. Druga seria
Gomorry, podobnie jak pierwsza, obdarta była z litości; nie ma jej dla żadnego z bohaterów. W końcu niemal każdy wydaje się zdradzać, dawni przyjaciele stają przeciw sobie, ktoś wciąż chce sięgać po więcej. Co ciekawe (i niesamowicie dobrze napisane przez twórców, bo unikające jakiegokolwiek moralizatorstwa czy gloryfikacji „sił dobra”), prawie każdy z (anty)bohaterów zostaje w końcu w jakiś sposób ukarany. Jeśli karą nie jest śmierć, wyciszają się oni lub też, przeciwnie, stają się zepsuci jeszcze bardziej. Ciro Di Marzio łagodniał, tracąc po kolei wszystkich bliskich. Don Savastano rósł w gniewie, by sprowadzić na siebie śmierć. I nie wynika z tego żadna przemycona ukradkiem nauka, tylko prosta konstatacja, że te autentyczne postacie to w rzeczywistości nie gangsterzy ze świetnym, filmowym, pełnych przygód życiem, ale prości ludzie, których „codzienność to gówno; są jak szczury w pułapce” - cytując już samego Saviano. Ten model odbijania rzeczywistości w scenariuszu jest realizowany konsekwentnie i wciąż niepowtarzalny. Oraz – tak po prostu – bardzo dobry.
W punkcie zakończenia serii drugiej można tylko gdybać, co wydarzy się dalej – a wydarzy, bo co najmniej jeden kolejny sezon został już zapowiedziany. Trudno przewidzieć, jak ustawią się dalej strony walczące i co dokładnie stanie się po śmierci jednego z najpotężniejszych oraz najbardziej znanych bossów Neapolu.
Drugi sezon
Gomorra to wciąż „gangsterka pozbawiona blichtru, ojciec chrzestny bez serca”. Udana, nieinwazyjna muzyka i chłodna, brudna estetyka barw i obrazu. Większość ostatnich odcinków utrzymywała bardzo wysoki poziom, w pełni zasługując na oceny z pogranicza 8 czy 9. Podsumowując coraz bardziej ekscytującą podróż ku zakończeniu wraz z finałem, nie mogłem wystawić niczego innego. Burza emocji i fabularna klasa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h